Rozdział 56

565 85 10
                                    


3/3

No i mamy ponad 30k wyświetleń. Dziękuję <3



******

Marcus był wściekły.

Wszystko miał zaplanowane; obiad miał być miłym czasem, w którym Whitney pozna go z tej lepszej strony i zobaczy w nim kogoś więcej, niż sztywnego dżentelmena, a tymczasem Bill Nelson wszystko zepsuł.

Widział, jak matka, a potem jego narzeczona poruszają się niespokojnie na widok gościa. Zwłaszcza ta ostatnia dama zdawała się widzieć w nim kogoś więcej. To bystra i inteligentna kobieta, na pewno domyśliła się, kim był ów człowiek. A przynajmniej starała się połączyć kropki, które zostawiał podczas ich rozmów o Indiach i nie tylko.

Kiedy kilka godzin później został sam, w spokoju roztrząsał to popołudnie i wyłowił z niego tylko to, jak Whitney dotknęła jego kolana pod stołem, gdy starał się pozbierać w całość po wyjściu byłego podwładnego. Chciała go pocieszyć, za co w duchu był jej wdzięczny, bo nie chciał przyznawać się do tego publicznie. Panna Woodland okazała się wspaniałą kotwicą. Zaskakującą, ale wspaniałą.

— Milordzie, kąpiel już gotowa — oznajmił Olson, gdy w końcu zaczął szykować się do snu.

Zanurzył się w parującej balii i odetchnął głęboko kilka razy, a kiedy poczuł lekkie szczypanie skóry na plecach, zanurzył się jeszcze bardziej. Głowę ułożył na brzegu i przymknął powieki.

Szybko wdarł mu się do umysłu obraz Whitney, chociaż myślał dzisiaj o niej tak wiele razy. Jednak gdy przypomniał sobie, jak pięknie dziś wyglądała, wszystkie jego bolączki odchodziły w niepamięć. Naprawdę nie rozumiał sam siebie, w końcu do niedawna była taka irytująca, a teraz? Teraz wszystko się zmieniło, a on chciał się dla niej postarać być kimś lepszym, żeby nie musiała się go wstydzić i mogła zachowywać się tak, jak robiła to przy innych dżentelmenach.

Woda pluskała cicho, a w powietrzu unosił się kojący zapach mydła i olejków, które wlał mu do kąpieli Olson. Zawsze to robił, żeby zmiękczyć jego skórę na plecach. Kiedy rany zadane batami i rózgami zaczęły się goić, skóra zaczęła się napinać i boleć, a głębokie bruzdy jakie po nich zostały, nie zdołały się zrosnąć w prawidłowy sposób.

I Whitney te okropieństwa widziała. Nikt, prócz Olsona, nie miał o nich pojęcia, dlatego prawie jęknął zbolałym głosem, gdy sobie o tym przypomniał. Naprawdę nie powinna go widzieć w takim stanie, ale stało się i musiał przyznać, że zareagowała zaskakująco... dobrze.

Oczywiście była wstrząśnięta, ale też nie zemdlała, chociaż trochę tylko spanikowała i uciekła. Mimo to nadal trzymała się dzielnie i nie dostrzegł w jej zachowaniu tego, czego mógłby spodziewać się po innej pannie z dobrego domu.

Whitney Woodland była po prostu niezwykłą damą, która naprawdę mu zaimponowała. Zachowała powagę i chociaż była zła, to i tak sprawiła, że nie poczuł się już tak parszywie. Odnalazł w tym dziwne ukojenie, któremu chętniej by się poddawał, ale obawiał się, że to nie skończy się dla niego za dobrze.

Mógłby na przykład zakochać się w Whitney, a to mogłoby go doprowadzić do złamanego serca i rozczarowania. Nie chciał wierzyć, że tak będzie, ale... Doskonale wiedział, co dziewczyna o nim myślała, więc niewątpliwie jego uczucia byłyby ostatnią rzeczą, której od niego pragnęła.

Woda zaczęła stygnąć, więc wyskoczył z balii i zaczął się wycierać, wciąż myśląc o pannie Woodland. Nie chciał rysować ich wspólnej przyszłości w czarnych barwach, ale instynkt podpowiadał mu, że tak właśnie mogło być. Wszystko pójdzie dobrze, jeśli będzie po prostu uważał na siebie i to wszystko. Whitney na pewno doceni to, że nie będzie wobec niej natarczywy i zrobi wszystko, żeby czuła się dobrze w jego towarzystwie.

Znajdziesz mnie o północy✓ [Blizny#2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz