Kiedy wjechał do stolicy swojego rodzinnego państwa, nie myślał, że będą to zdecydowanie najgorsze i najlepsze dni w życiu.
Jechał na miejscu woźnicy, powożąc swój wóz kupiecki, który był ciągnięty przez pięknego smoka o prawie czarnej jak noc barwie i dużych bursztynowych oczach. Stworzenie człapało leniwie, podzielając emocje właściciela. Chłopak o ogniście czerwonych włosach rozglądał się znudzony, patrząc na stragany rzemieślników. Mijał ludzi przyglądających się jakimś listom wywieszonym na budynkach. Nie zmieniło się tu dużo, odkąd był tu ostatni raz, ale na pewno nigdy nie było tu takiego tłumu.
Słońce już wisiało nisko na horyzoncie, barwiąc niebo w piękne pomarańczowo-żółte kolory. Oznaczało to, że do siedziby gildii dojedzie dopiero jutro. Był zły na kontrolę, która zdecydowanie utrudniała przejazd, a wytłumaczenia jej do teraz nie poznał. Przez nią stracił 20 minut, ponieważ strażnicy chcieli przejrzeć każdą przewożoną przez niego rzecz i upewnić się, że nie jest to coś niebezpiecznego. Pomyślał, że może to przez niepewną sytuację polityczną w kraju. Miał zamiar dowiedzieć się wszystkiego jak najszybciej.
Zjechał do pobliskiej gospody, a chłopiec stajenny, biorąc wielkiego smoka, aż wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Jeśli się nim odpowiednio zajmiesz i przypilnujesz moich towarów, sowicie ci to wynagrodzę. - Duże brązowe oczka chłopaka rozbłysły pożądaniem zarobków. - Pytaj w gildii o kupca Laurenca Tarva, jeśli jutro byśmy się nie zobaczyli.
Blondynek pomachał kupcowi na pożegnanie, na co tamten odmachał i wszedł do gospody.
Za ladą siedział mężczyzna w średnim wieku z lekkim zarostem na twarzy i krótko przystrzyżonymi włosami. Od razu dało się poznać, że karczma należała do tych lepszych i droższych, ze względu na ilość obecnych tutaj ludzi oraz ich bogato zdobione stroje. Gdy Laurence stanął przed ladą i rzucił sakiewkę monet, gospodarz uniósł na niego zmęczony wzrok, nie odpowiadając na ciepły uśmiech kupca.
- Pokój na jedną noc, proszę.
Mężczyzna tylko wskazał ręką w stronę schodów, prowadzących w stronę pokoi i mruknął, że wszystkie są wolne. Laurence oburzył się takim traktowaniem gości, ale nic nie odpowiedział i ruszył w stronę pokoi. Faktycznie w każdych drzwiach znajdował się kluczyk. Mężczyzna wszedł do pierwszego pokoju po lewej. Gdy tylko wszedł i ułożył się na łóżku, myśl o rozeznaniu się w sytuacji w mieście szybko minęła, a zmęczenie dało o sobie znać ze zdwojoną siłą. Przymknął więc oczy, pozwalając by sen zabrał wszystkie jego myśli i zmartwienia.
***
Obudziło go walenie w drzwi pokoju. Usiadł nieco rozkojarzony tym nagłym hałasem. Mruknął niezadowolony i podszedł do drzwi, poprawiając rozczochrane włosy. Przed nim stali mężczyźni ubrani w ciemno szare szaty najwyższych rangą rycerzy w królestwie ze złotymi guzikami, do ich pasów były przypięte pochwy z mieczami, a na ramieniu jednego z nich siedziała mała popielata sóweczka. Zamurowało go i tak jak stał, tak samo prawie upadł. Pobladł.
- Co panów sprowadza do tak zwykłego kupca jak ja? - Udawał, że wszystko z nim w porządku.
- Pan Laurence Tarv, jest pan zobowiązany udać się do zamku, w związku z wyborami na rycerzy kandydatów, biorących udział w elekcji na władcę Fissani. - Kupiec był pewny, że pobladł jeszcze bardziej.
- E-elekcja? Rycerze? - Zdał sobie sprawę, że ta kontrola z wczoraj i ludzie przy dziwnych listach, to wszystko najwidoczniej miało związek z wyborami na króla, ale rycerze?
- Jest pan obywatelem naszego kraju, a nie wie pan o wyborach na rycerzy i elekcji? O tym, że królewska mość, Jasen Besta, zginął z powodu powikłań chorobowych?- Zdumiał się mężczyzna o ciemnozielonych włosach, ten sam, który trzymał na ramieniu sóweczkę.
- Niech panowie wybaczą, ale przez ostatnie parę miesięcy przebywałem u naszych zachodnich sąsiadów w niewielkim, ale pełnym surowców, Księstwie Arialli. - Odpowiedział zdziwionemu rycerzowi.
- Teraz, to już nieważne. - Machnął ręką, drugi z rycerzy o kasztanowych włosach i niższej posturze. - Ma pan teraz obowiązek udania się z nami, ponieważ został pan mianowany na jednego z rycerzy.
- JA?! - Krzyknął, nie umiejąc już powstrzymać szoku jaki nim wstrząsnął.
Wpatrywał się tępo w mężczyzn, dopóki ten z sówką na ramieniu, nie popędził go do pakowania swoich rzeczy. Laurence dygotał z emocji, które nagle zalały go ogromną falą. Gdy spakował swój niewielki dobytek, zszedł razem ze towarzyszami wyprawy do zamku do wyjścia, a potem do stajni po smoka i wóz. Kupiec przywitał się z chłopcem stajennym, któremu dzień wcześniej powierzył cały swój towar i tak jak obiecał, wręczył mu sowite wynagrodzenie składające się z sakwy wypełnionej srebrnymi monetami, których obecna wartość bardzo wzrosła na rynku, więc dzieciaka na pewno będzie stało na dobry posiłek.
Laurence zaprosił dwóch panów na wóz, a sam zajął miejsce woźnicy, zresztą jak zwykle. Chwycił lejce czarnego smoka i wydał komendę do jazdy. Stworzenie ani trochę nie przypominało siebie z wczoraj. Teraz z radością na pysku powitało swojego właściciela i z chęcią wykonywało każde jego polecenie. Nilson, jak przedstawił się rycerz o ciemnozielonych włosach, którego sówka nie odstępowała na krok, wykazał pełen podziw do więzi łączącej jeźdźca ze smokiem i razem z kupcem zaczęli wesoło ze sobą gawędzić, jednak jego kolega nadal siedział cicho.
Kiedy dojechali do pałacu, niebieskie oczy kupca rozszerzyły się z podziwu do okazałej budowli, z balkonów której wyłaniały się piękne różnokolorowe kwiaty, a dookoła stało mnóstwo dyliżansów. On sam czuł się wokół tego wszystkiego obco, bo wiedział, że to nigdy nie będzie jego świat.
Nilson pokazał mu gdzie może zostawić swojego smoka i powóz. Poprowadzono go następnie do ogromnych wrót, odsłaniających przed nim długi korytarz, wydający się bez żadnego wyjścia. Było to jednak mylne przekonanie, gdyż wyższy z rycerzy popchnął kolejne wrota zlewające się ze ścianą i pokazał wielką salę tronową.
Na podłodze rozciągał się czerwony jedwabny dywan, przez witraże wpadało światło rannego słońca, ozdabiające głowy zebranych oraz ściany. W rogu sali stał oddział, ubranych podobnie jak Nilson i jego znajomy, rycerzy, dumnie wyprostowanych, na tronie siedział starszy mężczyzna, który musiał należeć do rady starszych rządzących państwem podczas bezkrólewia, a przed schodami do tronu stało czterech kandydatów na władcę Królestwa Fissani. Obok nich natomiast, blisko marmurowej misy, stało trzech mężczyzn w naprawę młodym wieku, wyglądających schludnie, bogato i aż promieniowali pewnością siebie. Laurence nie miał pojęcia jakim cudem było możliwe, że ktoś taki jak on, zwykły, prosty kupiec, ma stanąć obok ludzi ich pokroju...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was pięknie! Do napisania pierwszego rozdziału tego czegoś zabierałam się naprawdę długo. Będzie to historia inspirowana dwoma seriami anime, które zdecydowanie należą do jednych z moich ulubionych. Możecie w komentarzach zgadywać jakie, a w następnym rozdziale podam odpowiedź^^. Miłego dnia/nocy moje pierożki, bagietki, herbatki czy Bóg wie co tam jeszcze!
~Brychcio~
CZYTASZ
Teoria miłości
FantasyLaurence jest zwykłym kupcem, wędrującym tam, gdzie wywęszy dobrą okazję, a jego interesom sprzyja aktualna sytuacja w jego rodzinnym państwie Fissani, gdzie odbywa się elekcja na nowego króla. Jedną z kandydatek jest Mira - przyjaciółka Laurence'a...