Rozdział 1

0 0 0
                                    

Ten rok będzie inny,mówię to ja. Kiara Routladge
Słońce wstało i nie zamierzało odejść. Zawisło nad niebem jakby nie chciała iść. Słoneczne odbicie przebiło się przez okno mojego opuszczonego domu.
Mieszkałam w nim tylko dlatego,że matka mnie wyrzuciła z jej willi.
Od tamtego czasu mam problem z opieką społeczną. Myślą,że zadbają o mnie lepiej? Pfff, nie ma takiej opcji. Umiem o siebie sama zadbać. Żaden obcy się mną tak nie zajmie.
Mój dom był bardzo urządzony. Z zewnątrz byś pomyślał,że mieszka tu czarownica a w środku było tu bardzo przyjemnie: ściany były pomalowane na kolor lawendowy i biały, był kominek była kuchnia,salon i sypialnia w jednym ogromnym pomieszczeniu.
-Stara wstawaj!-rzuciła we mnie poduszką Sara.
Sara Klighton-blondynka o brązowych tęczówkach. Wredna dla dzieciaków z siudemki, tak to ciepła,miła,mądra,atrakcyjna nastolatka. Moja przyjaciółka.
-Sekundę!
Podniosłam się i otrząsnęłam głowę tak,że kręcone miedziano brązowe kosmyki włosów spadły mi na czoło.
Ubrałam pierwszy lepszy top z kwiatkiem i spodnie. A moje siano zawiązałam bandaną.
-Jezu jak ty wyglądasz-spojrzała na mnie Sara.
-Normalnie-chuchnęłam jej w twarz-gdzie są chłopcy?
-Nadal śpią-oznajmiła-JJ zdobył wczoraj mocny towar a teraz durnie śpią.
Szybko popędziłyśmy do domy naszego przyjaciela.
JJ-wysoki blondyn o równie czarnych ślepiach co Sara. Jason Janorr,dla innych JJ. Jego kuzyn jest dilerem.
Spojrzałam na przyjaciół leżących na kanapie. Było mi ich trochę szkoda ale teraz mają nauczkę żeby nie brać przed zakończeniem przed ostatniego roku w liceum.
-Co wy sobie myśleliście!?-zawołałam.
-Dobra,Ki już się tak nie pusz.-powiedział Piece.
Piece Panknow- czarno skuty brunet. Nie znam kogoś mądrzejszego. Jego ojciec (Heiron) to szycha. Jeśli czegoś potrzebujesz to wal do niego.
-Co dzisiaj robimy?-zapytałam.
-To nie idziemy na zakończenie?-odpowiedział na moje pytanie JJ.
-Tak,pewnie.-powiedziałam słodkim głosikiem.
-Serio?
-Nie!
-Czemu?
-Przyjdziesz zjarany,a nauczyciele nic nie zauważą.
-No właśnie.
Nie no nie wierzę. Ten debil serio jest debilem.
-To był sarkazm idioto!
Ta krótka wymiana zdań była zarazem idiotyczna i śmieszna.
-Pani Mc Clark by się wkurwiła...
-Bo zrobiłbyś to po raz trzeci w tym roku.-dokończyła za niego Sara.
-Ta baba utrudniała życie!
-I widzisz?
-Co widzę?-zapytał.
-Że to jest ostatni rok w tym więzieniu i za rok będziemy mieć osiemnaście lat. Więc ponawiam pytanie. Co dziś robimy!?
-Uspokój się-powiedział JJ.-Dziś będziemy pływać łodzią po bagnach.
Po tych słowach mój telefon zawibrował. W sumie to wszystkie telefony zawibrowały.

        Nieznany:Do wszystkich mieszkańców naszego  
        miasta prosimy o zgłoszenie się to komisariatu
        policji w sprawie zaginięcia Maximme Salazar.

-Kojarzycie ją?-zapytałam.
-Tak mieszka przecznicę od mojego domu z mężem-powiedziała Sara.
-Czyli tak,grzeczna kobieta która mieszka w siódemce wraz z mężem tak po prostu znika? Serio?-zapytałam.
-No jak widać.
-Nie rozumiem czemu oni nam to wysyłają?-stwierdził JJ-przecież i tak by nas nie wysłuchali.
-Prawda. Durnie.
Kiedy chłopcy się ogarnęli w zaledwie pół godziny byliśmy już na bagnach gdzie nasz głupi przyjaciel zademonstrował nam jak to się stoi na jednej nodze na dziobie statku płynącego z dużą prędkością. Oczywiście. JJ musiał spaść. Czasami zaczynałam czemu dzieciaki z siódem
ki się z nas śmieją. Ale my się też z nich śmialiśmy.
Siódemka to szczęśliwa liczba, dzieciaki z siódemki były bogate. Ktoś bardzo dawno temu wymyślił,że biedne dzieciaki są gorsze. Ale to była nieprawda. Czy ktoś jest fajny czy nie,nie decyduje ile ich rodzice mają kasy na koncie. Z rozmyśleń wyrwał mnie Piece:
-O czym tak rozmyśla wielki mózg?
-Mówisz do siebie?
-Nie,do ciebie.
-Rozmyślam o wszystkich dzieciach. Zaczęli je sprzedawać.
-Jezu...
-Chyba uderzyłem się nogą w nos-powiedział JJ masujący się w miejscu bólu.
Miałam brata. Zaginął rok temu. Kochałam go, nawet bardzo mieliśmy razem inne poglądy niż nasza matka. Carlos był najbliższą mi osobą na świecie. W dziewiętnaste urodziny mój brat się ze mną pożegnał i więcej go nie widziałam. On był dla mnie całym światem.
Chciałam to wszystko z siebie zmyć więc wskoczyłam do wody i zanurkowałam. Kochałam pływać i nurkować. Więc zanurkowałam najgłębiej jak mogłam. Głębokoś wynosiła tylko siedem metrów.
Kiedy byłam w połowie głębokości na dnie zobaczyłam coś białego. Kiedy bardziej podpłynęłam zauważyłam czyjeś... ciało. Szybko się wynurzyłam.
-Ludzie! Tam na dnie jest jakieś ciało.
-Żartujesz?!-zawołali.
-A chcecie zobaczyć?
Wszyscy zdjęli ubrania i zanurkowali,kiedy byliśmy już na dnie chłopcy wzięli ciało na statek.
-To ona! To Max Salazar!!!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 11 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Zamknięci w bańceWhere stories live. Discover now