Hilma
Krople deszczu piętrzyły się na oknach. Garda* przyciągała płacz. Po szybach płynęła smętnie woda. Za miastem wśród gór na łące leżała dziewczyna. Jej nagie ramiona otulała miękkość trawy. Aż krople, które niosło niebo dotknęły łąki. Kasztanowe kaskady gwałtownie zerwały się z zieleni, a niosąca je głowa poczuła jak jezioro ją przywołuje. Jak jej kryształowe oczy pragną ujrzeć Gardę. Smukłe ciało brunetki pospiesznie zbliżyło się do kamienistej plaży, aż w rozkojarzone serce tchnęła się nić porozumienia. Hilma zanurzyła dłonie w zbiorniku. Smukłe palce pokryły linie wody. Wydało jej się to niezwykle interesujące, miała przeczucie, że niesie to ze sobą jakąś wiadomość. Skierowała głowę na północny-wschód jeziora, gdzie wodne kształty wskazały i dostrzegła łabędzie.
-Piękne- szepnęła poruszona.
Czarny i biały łabędź. Nie rozumiała, ale coś kazało jej nie odrywać wzroku od ptaków. Zwierzęta pełne gracji były przezorne. Nie zbliżały się do siebie, ale świat pchał je w swoją stronę. Opierały się, dopóki mogły, ale to było silniejsze. Istoty ostrożnie zbliżyły długie szyje w swoją stronę. Niebiesko-czerwony i żółto-różowy dzioby trwoniły w swojej zagadkowości jakieś historie, które czekały aż ktoś je pozna.
Hilma nie znała innego świata jak ten, który wrzał nad Gardą, ale mimo wszystko go kochała. Po tym jak zmokła do suchej nitki pobiegła na łódź rodziców.
Claudine
Ustający deszcz przeradzał się w tęcze. Słońce coraz wyrazistsze bryzgało miodowe poliki Włochów, kotłujących się na ulicach miasta. Zatoka tonęła w łódkach i zgiełku. W porcie wrzask tętniącego życia stanowił akompaniament do melodii snującej się na wietrze. Świat zatrzymywał się z każdym gwizdnięciem kształtnych ust. Bryza przeplatała złote kosmyki, zarażając je urokiem jeziora i jego kształtami.
-Claudine?- rozniósł się niski basowy głos, dochodzący z portu.
-*Sì, papà?- odpowiedziały skąpane w niewinności oczy.
-Uważaj na siebie!- bas rozpłynął się w miękkości słów, ocieplając Claudine.
-Dobrze papà, miłego dnia!
Fale włosów mieniły się jak perły, gdy na ich właścicielce opadła łuna słońca. A wiele oczu, które spoczywały na dziewczynie trwoniły impresywny obraz.
Edvard
Pod wpływem rwącego wodospadu w kryształowej wodzie wprawiały w ruch nenufary. Tu nie dotarł deszcz. Rośliny i góry dookoła pozostały suche, nietknięte, niewinne. Przez cienką tafle wody przebijał się obraz pełen dysonansów. Smugi karmelowego ciała były widoczne na powierzchni. Gwałtownie z niewyraźnego obrazu, wychodząc na brzeg, chłopak zamienił się w ostre, kształtne rysy. To miejsce było jego oazą. Był daleko od świata, który wiele razy zaprowadzał go na dno i podtapiał w Gardzie. Smętnemu obrazowi blizn na ciele Edvarda towarzyszył jazgot ptaków i krzyki rozbryzgiwanego wodospadu. Kędzierzawa głowa strzepała gniewnie krople, choć gniewu w sobie nie trzymała. Łamane gałęzie ocuciły chłopaka z błogiego stanu. Przez bujne krzaki przedarła się łania, gdy zobaczyła chłopaka instynktownie zawróciła.
-Wracaj! Spokojnie- krzyknął z troską w głosie.
Edvard kucnął by stworzenie się mniej bało. Zwierzę było ranne, nie było w stanie znów przedzierać się przez chaszcze. Chłopak uwolnił łanie z metalowych szczypców, zaciśniętych na włochatej nóżce.
-Nie tylko na ciebie ludzie wystawiają pułapki- powiedział łagodnie, a jego blizny mieniły się w blasku palącego słońca.
Stworzenie nie uciekło od razu, nie było w stanie, ale on był przy nim aż do momentu, gdy to nastąpiło. Edvard, tylko zwierzętom umiał okazywać dobro.
*Garda- jezioro we Włoszech
*Sì, papà?-Tak, tato?
CZYTASZ
What if paintings could live?
ActionRzucam Cię na głęboką wodę. Ta opowieść to ja. Oddaje się w Twoje ręce. Do czego doprowadzi zderzenie dwóch zupełnie innych od siebie ludzi, dwóch przeciwstawnych nurtów? Zaburzy się harmonia pociągnięć pędzla. Jakie straty to przyniesie? Jakie wyr...