Rozdział 11

52 5 2
                                    

Stałam jak wryta nie ruszając się nawet o milimetr. Kręciło mi się w głowie, a dłonie zaczęły się trząść. Poczułam jak mężczyzna ujmuje moją twarz w swoje duże, szorstkie dłonie i zaczyna gładzić moje policzki. Wykrzywiłam twarz w grymasie nie będąc w stanie się nawet odezwać, a jego nieprzyjemne usta zetknęły się z moimi. Próbowałam go odepchnąć, ale nic z tego. Był o wiele bardziej silniejszy, niż kiedy ostatni raz go widziałam. W końcu postanowił się odsunąć, kiedy nie oddawałam pocałunku i usłyszałam ciche prychnięcie dobiegające z jego ust. Pokręcił głową na boki, a następnie zlustrował moja twarz swoimi zielonymi tęczówkami. Zatrzymał wzrok na moim nosie, na którym znajdowała się blizna od wyrwanego nostrila i zaśmiał się cicho.

- Nadal to masz - jego szept dotarł do moich uszu, kiedy zbliżył się na tyle, aby nikt prócz mnie go nie usłyszał. Dotknął mojego nosa ściskajac go, jak nigdy, lekko, a potem znowu się odezwał. - Wróciłem do ciebie. Tęskniłaś?

Jak na zawołanie odzyskałam czucie w nogach i natychmiastowo się odsunęłam. Spojrzałam na niego przerażona, a następnie szepnęłam:

- Nie... - odsunęłam się o kolejne kilka kroków opuszczając wzrok na moje czarne skarpetki.

- Co tam mówisz? - zapytał zielonooki ponownie się do mnie zbliżając.

- Nie! - krzyknęłam i zaczęłam wspinać się po schodach do mojego pokoju.

Wbiegłam jak najszybciej tylko mogłam i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej czerwoną torbę z nike'a, do której wrzucałam wszytko co napatoczyło mi się w ręce. Połowa mojej szafy opustoszała, wraz z szafką, w której trzymałam bieliznę i dodatkowo zapakowałam parę moich ulubionych butów, które nosiłam prawie na co dzień. Założyłam trampki, które na czarną godzinę trzymałam pod łóżkiem i otworzyłam okno mając zamiar uciec przez nie. Usłyszałam pukanie do drzwi, które cały czas się nasilało i dużo nie myśląc przerzuciłam torbę przez ramię, usiadłam na parapecie przerzucając nogi na drugą stronę i powoli zeszłam po rynnie. Kiedy moje nogi zetknęły się z ziemią zaczęłam biec prosto przed siebie, myśląc gdzie mam się teraz podziać. Nie ma szans, że wrócę do domu kiedy on tam będzie. Nie mogę również iść do Davida, gdyż ten jutro wyjeżdża i napewno już śpi. Nie miałam babć, ani dziadków, którzy mogliby mnie przygarnąć, a ciotka od strony mamy napewno by wydała, że u niej siedzę. Miałam nadzieję, że rozdział w moim życiu, kiedy on był obecny się zakończył i nigdy go już nie zobaczę. Jednak strasznie się myliłam.

Usiadłam na ławce w parku, oświetlanym jedynie przez pojedyncze lampy i zaczęłam wiercić w ziemi dziurę butem. Poczułam jak z nieba zaczęły spadać pojedyncze krople deszczu, które następnie przeobraziły się w okropną burzę. Wyciągnęłam telefon, by sprawdzić obecną godzinę, a krople lecące z nieba moczyły ekran mojej komórki.

- Dwudziesta druga czterdzieści siedem - mruknęłam pod nosem patrząc beznamiętnie w ekran telefonu. Mam trzy procent baterii, więc na długo mi to nie starczy. Chowając telefon do kieszeni moich czarnych dzwonów poczułam małą karteczkę złożoną w kostkę. Przypomniało mi się od kogo ją dostałam i odrazu wstałam z ławki kierując się w stronę domu tej osoby. Proszę, aby ona była w stanie mi pomóc!

Bill

Przewracałem się z boku na bok próbując usnąć, bo jutro z chłopakami jedziemy w trasę koncertową i muszę wyglądać jak człowiek. Uwielbiam spać, a wstawanie z rana to dla mnie katorga. Dodatkowo potrzebuje przynajmniej godziny na ogarnięcie swojego wyglądu, przez co muszę być jeszcze wcześniej na nogach. Georg i Gustav najwyraźniej też już spali, jednak Toma wzięło na oglądanie swoich filmów i to jeszcze tak głośno!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 21 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

„Bell" - Bill Kaulitz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz