00

1.3K 52 3
                                    

rosalína


Palce moich rąk płynnie poruszały się po ekranie, wystukując wiadomość do przyjaciółki "będę za pięć minut". Jechałam z mamą, która kolejny raz wykazała się swoją dobrą wolą i zgodziła się podwieźć mnie do znajomych. Dlaczego dobrą wolą? Bo własne prawo jazdy miałam mieć już tydzień temu, ale oblałam egzamin po raz trzeci. Obiecałam sobie, że przyjdzie taki dzień, w którym wrócę do domu, trzymając w dłoni dokument z wynikiem pozytywnym.

Dzisiaj akurat posiadówka miała odbywać się w samym piekle. Dokładniej w domu Forta, tego pomiotu szatana. Nie lubiłam go, a on nie lubił mnie. Taka była już rzeczywistość. Przy każdej możliwej okazji, dogryzaliśmy sobie i skakaliśmy sobie do gardeł. Dzień nie mógł skończyć się bez naszej kłótni. Wszystko zaczęło się w podstawówce, gdy ten pozer podkablował mnie u nauczycielki matematyki, że pozmieniałam sobie oceny. Zrobiłam to w dobrym celu, bo ledwo zdawałam, a przez niego musiałam pisać dwa razy trudniejszy sprawdzian niż reszta klasy.
Życie okazało się jeszcze gorsze, gdy w liceum trafliśmy do jednej klasy. Oj, wtedy zaczęło się prawdziwe piekło. Nie zliczę ile razy zostaliśmy razem w kozie. Głównie chodziło o jakieś wyzwiska, czy podłożenie sobie nogi, albo jakieś wredne komentarze. Gdybym mogła, to kupiłabym mu bilet w jedną stronę na Marsa, tak żeby już nigdy nie wrocił do mojego życia.

Wszystko pogorszyło się ostatnio, kiedy ten narcyz stał się crushem połowy nastolatek na świecie, bo niesamowicie dobrze szło mu kopanie piłki. Oczywiście nie powiem mu tego w twarz, bo stawiało by mnie to na przegranej pozycji. Szkoda, że jego umiejętności piłkarskie nie szły w parze z rozumem. Ego miał większe niż suma kasy na jego koncie. Raz sytuacja wymknęła się lekko spod kontroli, gdy przyszłam do szkoły w koszulce Realu i cały dzień powtarzałam "Puta Barça" albo "Halla Madrid". Nigdy nie widziałam go takiego wkurzonego. Gdyby to było realne, to z uszu by mu się dymiło.

― Spróbujcie się tam nie pozabijać, dobrze, kochanie? ― Zwróciła się do mnie mama, gdy byłyśmy już na miejscu. Przewróciłam oczami, bo kobieta doskonale wiedziała o naszym sporze. ― Napisz o której mam po ciebie przyjechać. ― Uśmiechnęła się ciepło, gdy otworzyłam drzwi, stawiając jedną nogę na ziemi.

― Dzięki, mamo. Jak nie wyrwę mu tych głupich loków, to będzie stabilnie. ― Prychnęłam, ściskając kobietę za dłoń. ― Do później!

Zarzuciłam kremową torebkę na ramię i strąciłam niewidoczny kurz z falban spódnicy. Blond włosy postanowiłam dzisiaj delikatnie pokręcić i wykonać delikatny makijaż. Ustałam w pół kroku, gdy przede mną znikąd  wyrósł Fort.

― Proszę, proszę! Jaki zaszczyt! Wielki piłkarz pofatygował się mnie przywitać! ― Rozciągnęłam usta w szerokim uśmiechu, z mojego głosu kapał wręcz sarkazm.

― Czy ty raz w życiu możesz się zamknąć? ― Zapytał, chowając dłonie do kieszeni krótkich spodenek.

― Hmm, pomyślmy. ― Udałam, że się zastanawiam, przykładając palec do brody. ― Nie. ― Rzuciłam i chciałam go wyminąć, przechodząc do ogrodu, który znajdował się za domem, a raczej willą. Prawie mi się udało. Prawie. Bo gdy przechodziłam obok tego idioty, złapał mnie za przedramię, zatrzymując obok siebie.

― Czego ty chcesz?! Puszczaj mnie. ― Trzepnęłam go w rękę, jednak nic mi to nie dało. Następnym razem od razu dostanie w twarz.

― Będziesz mi do czegoś potrzebna. ― Rzucił krótko, prowadząc mnie jak jakiegoś psa na smyczy. Udaliśmy się w głąb domu, aby wejść do jego pozerskiego pokoju. W trakcie drogi kilka razy próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku, ale na nic się to nie zdało.

― Ha! Od dawna wiedziałam, że masz jakieś fantazje seksualne na mój temat. ― Krzyknęłam, gdy zamknął za sobą drzwi. ― Sory, Fort, ale kijem bym cię nie tknęła. ― Usiadłam na łóżku, zakładając nogę na nogę.

― Po moim trupie. ― Prychnął, jak zwykle naburmuszony. Kochałam grać mu na nerwach.

― Do rzeczy. ― Pogoniłam go ruchem ręki, aby przyspieszał, bo chciałam miło spędzić czas ze znajomymi, a nie siedzieć tu z tym idiotą.

― Jestem pewien, że mnie wyśmiejesz, ale postaraj się chociaż wysłuchać do końca. ― Oj, jak on mnie dobrze znał. ― Wiesz kto to Maria Lorella? ― Zadał pytanie, a ja przeszukałam mój umysł i pamięć do twarzy, aby połączyć wygląd z imieniem.

― Ta, w loczkach, która gra w piłkę?

― Dokładnie ta. I wiesz... ― Zastanowił się, co ma powiedzieć, gdy ja niecierpliwie machałam nogą. Podrapał się po karku. Zawsze to robił gdy był zawstydzony. ― Podoba mi się i nie wiem, co zrobić, żeby zwróciła na mnie uwagę. Ty mogłabyś mi pomóc, udawali byśmy parę, gdy wyjedziemy nad jezioro, a potem rozeszli byśmy się, mówiąc, że jednak do siebie nie pasujemy. ― Wypowiedział to na jednym wdechu, patrząc wszędzie tylko nie w moje oczy.


― Kto, do chuja uwierzy, że jesteśmy w prawdziwym związku? ― Roześmiałam się, wstając na nogi. ― A zaimponować możesz jej w inny sposób, a nie wzbudzając zazdrość w biednej dziewczynie. Weź ty może w ogóle ją zostaw, zarazi się od ciebie tym kretyństwem. ― Prychnęłam, wymijając bruneta.

Dlaczego miałabym zgodzić się na ten chory układ? Po pierwsze nikt by w to nie uwierzył, po drugie nie potrafię być dla niego miła, po trzecie mojego ego nie pozwala mi wdać się w jakąkolwiek relację z Héctorem. Musiałabym być naprawdę pod wpływem jakiś mocnych substancji, żeby ulec jego prośbom.

――――――

rozdziały będą pojawiały się dwa razy w tygodniu! proszę o gwiazdki i komentarze, bo to serio motywuje!!❤

too sweet | héctor fort ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz