Rozdział 13

611 191 72
                                    


Tristan

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tristan

Oddałbym jej nie tylko gwiazdy, ale i cały pierdolony wszechświat.

Czułem się jakbym stał na cienkiej linie, a każdy kolejny krok groził upadkiem. Zawrócić się nie mogłem, poddać również. Zbyt długie przebywanie w miejscu sprawiało, że traciłem równowagę.

Chodziłem struty, wściekły i popełniałem masę głupich błędów. Ostatni z nich odznaczył się grubym cięciem na skórze i masą krwi, kiedy to ostry jak brzytwa nóż do tapet spadł z półki wprost na moją rękę. A dlaczego spadł? Bo odkładałem go w pośpiechu, jak skończony idiota i to w dodatku otwartego.

Siedziałem w łazience i lizałem rany, kiedy zadzwonił mój telefon. Ostatnio wszystko mnie drażniło, więc i ten cholerny dzwonek wywołał we mnie niezrozumiałą falę gniewu.

Odebrałem, rzucając gniewne:

– Halo!

– Coś ty od rana taki zły? – zapytał ojciec. On w odróżnieniu do mnie, był jakiś taki szczęśliwy i rozentuzjazmowany. Jak nic wrócili z matką do siebie i przeżywają renesans miłości. – Królewicz wstał lewą nogą z łóżka? – kpił.

– Przestań mi dopieprzać i mów, po co dzwonisz, bo na pewno nie, żeby zapytać jaka u mnie pogoda i czy zjadłem grzecznie śniadanko – odburknąłem i polałem ranę solą fizjologiczną. – Cholera jasna! – krzyknąłem, kiedy skóra zapiekła, a czerwona maź spłynęła do wanny.

Nie miałem z ojcem jakichś bliskich relacji. Wybrałem mieszkanie z nim, bo kochałem to miejsce i nie planowałem się stąd nigdy wyprowadzać. Byłem typem, który nienawidził zmian. Zawsze wybierałem to, co pewne i znane, nawet jeśli kosztem było siedzenie na tyłku i nie poznawanie świata.

Do tej pory miałem właściwie wszystko. Dach nad głową, dobrą pracę, przyjaciółkę, na którą zawsze mogłem liczyć. Naiwnie myślałem, że posiadłem to na wieczność.

– Potrzebujemy cię tutaj – oznajmił, a ja się zapowietrzyłem.

Nie dość, że miałem masę pracy przez niego, to miałem sobie narobić jeszcze większych zaległości?

– Jak ty to sobie wyobrażasz? – mruknąłem i przyłożyłem gazę do sączącej się rany, po czym owinąłem ją bandażem. W tym celu przełączyłem rozmowę na głośnik. – Klienci nas zjedzą, kiedy powiem im, że muszą czekać.

Po chwili jednak przyszło mi do głowy, że kilka dni nikogo nie zbawi, a ja być może nabiorę dystansu do tego wszystkiego, co tu się działo w ostatnim czasie.

Chciałem spróbować już wszystkiego, byle tylko przestać myśleć o Lilly. Dodatkowo widok jej w objęciach tego kretyna, przyprawiał mnie o wściekłość. Balem się, że któregoś dnia nie wytrzymam i mu zwyczajnie przywalę.

Paper birdsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz