Mała dziewczynka pyta mamy co na obiad...w odpowiedzi dostaje -"zupę fasolkową" znów taka smutną mętną zagęszczoną łzami jak sok malinowy plamiącą się warstwami.
Ona bierze łyżkę i zaczyna w ciepłej zupie pojedyncze fasolki wyciągać, przypominające bardziej groch. Kompletuje się to ładnie powiem szczerze gdy blask białego obrusu złożyć w ofierze.
Wkłada łyżkę do ust ostry ład i obrzydliwy smak wykrzywią jej twarz, powodując mdłości i powrót matczynej zawiłości, ale chociaż jej smakuje i radość wywołuje w końcu z jednego ciała powstały to zawsze kobiecej nici wierne pozostać będą chciały.