ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

802 45 29
                                    

Splunęłam krwią na beton wylany pod moimi gołymi stopami. Ledwo trzymałam się na nogach, dlatego w jednej chwili osunęłam się po lodowatej ścianie, która zostawiła ciarki na moim ciele. Siedziałam tu już przynajmniej ze dwie godziny, tak mi się wydawało, choć na żadnej z czterech ścian nie było zegarka. Cały pokój był pusty i ciemny. Nie było w nim żadnego okna, przez co traciło się poczucie czasu.

Przetarłam dłonią swoją spoconą, brudną twarz. Miałam ochotę się rozpłakać, choć wiedziałam, że w ten sposób tylko straciłabym siły. Całe ciało mnie bolało, a mimo tego miałam przeczucie, że to jeszcze nie koniec. Dwóch mężczyzn, co trochę przychodziło do mnie, aby zadać mi kolejne rany. Byłam bezradna. Nie mogłam nic zrobić i z tego powodu byłam jeszcze bardziej wkurwiona. Bo przecież to nie miało tak się potoczyć.

Nie wiem czy Alexander zorientował się już, że coś jest nie tak. Miałam nadzieję, że jest na dobrej drodze. Choć z drugiej strony wolałam, żeby nie robił nic głupiego. Jestem tak cholernie głupia. Jak mogłam myśleć, że ten plan się uda? Przecież to było tak nierozsądne z mojej strony. Jeżeli narażę kogoś z moich bliskich na większe niebezpieczeństwo, nigdy sobie tego nie daruję.

Usłyszałam szelest po mojej prawej stronie, więc od razu uniosłam głowę. Przede mną stało drewniane krzesło, na którym usiadł ubrany w strój motocyklowy Chuck. Mój wyraz twarzy nie zmienił się odkąd weszłam do tego pokoju. Myślę, że gdybym spojrzała teraz na swoje odbicie, to nie poznałabym samej siebie, co lekko mnie przerażało.

- Gotowa na finał? – zapytał, dopalając swojego papierosa.

Obnażył swoje zęby w szerokim uśmiechu, a ja jedyne co zrobiłam, to z całej siły splunęłam mu na twarz.

- Pierdol się – syknęłam w jego stronę, zakładając kosmyki włosów za uszy.

- Perra – warknął i przyłożył żarzący koniec papierosa do mojej skóry na ręce, którą chwilę wcześniej zamknął w swoim silnym chwycie.

Wrzasnęłam, a mój głuchy krzyk obił się o puste ściany, tworząc echo. Po moich policzkach spłynęły dwie samotne łzy, torując sobie drogę.

- Ciekawe co powie Alexander, jak zobaczy Cię w tym stanie – zaśmiał się na głos, popychając mnie z całej siły na ścianę.

- Będziesz martwy – wydusiłam z siebie, po chwili zanosząc się kaszlem, który wręcz kaleczył moje płuca.

- Zobaczymy – mrugnął do mnie – Zabierzcie ją, czas na przedstawienie! – klasnął w dłonie i wyszedł na korytarz, zostawiając mnie z dwoma moimi katami.

Jeden z nich przerzucił mnie przez swoje duże ramię, jakbym była jakimś workiem. Nie miałam sił aby się wierzgać, więc nie robiłam nic. Po prostu czekałam na to, aż w końcu ktoś mnie stąd wydostanie i wszystko wróci do normy.

Nie wiem ile tak szliśmy, ale po chwili zostałam wpakowana na tyły samochodu. Moje nadgarstki były związane mocnym, lnianym sznurem, jakbym nie wiadomo co mogła im zrobić. Ruszyliśmy, a ja spojrzałam za szybę, rozglądając się po okolicy, jednak nadal nie wiedziałam gdzie dokładnie się znajdujemy. Wiedziałam tyle, że jechaliśmy na te cholerne wyścigi, które mają wszystko rozwiązać. Miałam nadzieję, że oni są gotowi. Że on jest gotowy.

Wjechaliśmy w las iglasty rodem z jakiegoś horroru. Podążaliśmy cały czas przed siebie, nawet na chwilę nie zmieniając kierunku. Próbowałam się jakoś wygodniej ułożyć, ale gdy tylko się poruszyłam, miałam ochotę zawyć z rozdzierającego mnie bólu. Moje plecy zapiekły, a w oczach pojawiły się łzy. Przygryzłam swoją dolną wargę, hamując jakikolwiek odgłos, który mógłby się ze mnie wydostać.

Let me breathe. (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz