Na Zawsze

4 0 0
                                    


A.W. Jankowska

,,Na zawsze...''

Alena za dużo wypiła. Ilość spożytego miodu rozlewała się po krwiobiegu, przyjemnie otępiając zmysły. Jak miło. Prawie nic nie czuła. Nawet wewnętrzna pustka zdawała się mniejsza, choć oczywiście nie zniknęła. Nigdy nie znika.

Niewysoka kobieta zaklęła pod nosem i przetarła dłonią twarz, jakby tym samym próbowała przegonić myśli. Nieproszone zaczynały obierać najgorszy z możliwych kursów, w najmniej sprzyjających okolicznościach – czyli akurat wtedy, gdy już miała nadzieję, że udało się jej zbiec przed przeszłością. Schowała twarz w dłoniach i ciężko westchnęła. Próbowała skupić się na czymś innym, czymś, co było względnie bezpieczne. Z najdrobniejszym szczegółem przypominała sobie ciepły dotyk chłopaka, którego zeszłej nocy spotkała w barze. Gwiazdom niech będą dzięki, że ta przypadkowa znajomość, choć na chwilę pozwoliła jej zapomnieć...

Gorzki uśmiech niespodziewanie przemknął przez jej delikatne rysy. Był chciwy, przebiegły, chciał za wszelką cenę wgryźć się głębię skóry, zostawić po sobie zmarszczki, które jak dowód zbrodni pokażą wszystkim tajemnice życia. Okrutny fakt, że kobieta niemalże nigdy nie uśmiechała się z radości, że ruch czerwonych ust skrywał w sobie jakiś fałsz, mieszankę smutku i cynizmu. Jakby jego właścicielka bezskutecznie szukała w nim pocieszenia. Przeklęta mieszanka krwi czarownicy i wysokiego elfa zbyt szybko radziła sobie ze spożytym trunkiem.

Cóż zrobić? Świętej pamięci rodzice nie mogli wiedzieć, że ich geny nigdy na dłuższą chwilę nie pozwolą jej znaleźć ukojenia w czymś tak ludzkim, jak alkohol. Nie może ich za to winić, podobnie jak nie może ich winić za to, że odeszli. Szafirowe oczy kobiety z nowym zainteresowaniem przyjrzały się pustemu kuflowi. Nawet jeśli ukojenie było tylko chwilowe, to co jej szkodzi? Wypije jeszcze trochę, jeśli choć przez jedno uderzenie serca przestanie myśleć. O nim. O swoim życiu.

Przez moment pożałowała, że nie została jej ani odrobina wyciągu z lunarii. Narkotyk był znacznie lepszy od trunków, działał znacznie skuteczniej, ale nie dość dobrze. Niejednokrotnie przekraczała ,,bezpieczne dawki", balansując na granicy śmierci, której jednak nie mogła przekroczyć. Kolejna zasługa rodziców, a jakże. Toksyny neutralizowane są zbyt szybko. Każda z ran regenerowała się w chwili, gdy traciła zbyt wiele krwi... Każdą świadomą próbę zagłady neutralizowała tkwiąca w niej magia, która budziła się, ilekroć umysł rejestrował, że ciało jest w niebezpieczeństwie. Przypomniała sobie, jak kiedyś spytał ją, dlaczego ktoś taki jak ona dobrowolnie podjął się pracy w burdelu. I to nie byle jakim burdelu - Kocie Oczko owiane było złą sławą. Przychodziły tam /wszystkie typy spod ciemnej gwiazdy, lubujące się w torturach i przelewaniu krwi. Wszystkie plotki o znikających stamtąd prostytutkach nie brały się znikąd; sama Alena widziała jak jej były alfons, Biały Joey, ciągnie do powozu ciało Orianny, by wywieźć je i zakopać gdzieś daleko poza miastem.

Zrobiło się jej niedobrze. Wiedziała, że powinno jej być żal dziewczyny, ale jedyne, o czym była wtedy w stanie myśleć, to o tym, jak bardzo jest to niesprawiedliwe, że do krainy umarłych pozwolono odejść tej ładnej dziewiętnastolatce, a nie... Jej. Nie potrafiła wybaczyć światu tego, że to tamtą wybrała śmierć. Nigdy nie będzie w stanie tego wybaczyć.

Co mu wtedy odpowiedziała? Że lubi ostry, perwersyjny seks? Nieomal się zaśmiała, przypominając sobie jego minę. Te czujne, szare oczy, prześwietlające ją na wylot. Czy już wtedy zobaczył w niej pragnienie zagłady? Alena skinęła ręką na syna karczmarza, który przyglądał się jej od dłuższego czasu. Był młody, niebrzydki i najwyraźniej chętny do zawarcia bliższej znajomości. Odrobina flirtu nikomu nie zaszkodziła - uśmiech, przygryzienie wargi, niby przypadkowa zabawa długimi, granatowymi kosmykami. Równie przypadkowy dotyk jego ręki, gdy dolewał jej trunku, uważniejsze przyjrzenie się zarysom mięśni, które nie dość dobrze kamuflowała lniana koszulka. Może i na tę noc powinna szukać zatracenia w obcych ramionach? Jak zwykła dziwka. Zdumiewająco łatwo było wrócić do starych nawyków, choć jak na razie wciąż to wszystko było zbyt bezpieczne. Młodzieniec wyglądał na niegroźnego, miał w sobie jakąś dozę niewinności, słodyczy, która gwarantowała troskę i czułość. Było to tak dalekie od jej pogrywania ze śmiercią, jak tylko mogło być, ale może... Może tym razem, jeden jedyny raz, spróbuje czegoś innego?

Na zawszeWhere stories live. Discover now