W. Jankowska
Dom w zaciśniętych ramionach
(...)Obudziło go wycie wiatru, które wkradło się w szczeliny jaskini i odbiło echem od kamiennych ścian. Dźwięk ten równie dobrze mógł być zawodzeniem umarłych, co zeszli kiedyś ze szlaku i nigdy już go nie znaleźli. Forcast nie byłby zdziwiony, gdyby podczas przeprawy natknęli się na takie indywiduum, po którego nikt z zaświatów nie chciał się fatygować. Póki co jednak dopisywało im szczęście.
,,Albo duchy wolą się nie ujawniać." - pomyślał z przekąsem. Przesunął palcami między rogami i rozczesał rudawe włosy. Sięgały już sporo za ramiona.
Przewrócił się na bok i ciężko westchnął. Zaczynał wątpić, by miało udać mu się ponownie zasnąć. Śnieżyca różniła się od opadów popiołu i iskier, tak częstych w Podziemiu. Nie znała gładkości prochu, ani cichych syknięć dogasającego ognia. Równie dobrze mógł wstać. Z tą myślą demon podparł się na łokciu i przetarł twarz.
W jaskini było ciemno. Pojedyncze zygzaki żaru po raz ostatni wgryzły się w zwęglone drewno w palenisku, a gdy nie znalazły już niczego, co można by spopielić, z cichym sykiem zgasły. Teraz z mrokiem walczyły tylko luminescencyjne kwiaty, które ulokowały się na wysokim sklepieniu. Mimo, że wcześniej wyśmiał zachwycającą się nimi Hanvie, to musiał przyznać, że chyba miała trochę racji. Były na swój sposób piękne. Wstał i jak najciszej podszedł do najbliższych lian. Pod ich grubą, czarną skórką świeciły obkurczone wiązki przewodzące, które sięgały kwiatostanów i rozwidlały się w drobne niby-żyłki na ciemnych kwiatach.
Nigdy nie przypuszczał, że w tak mroźnym klimacie mogło znaleźć się życie. Zauroczony wyciągnął ku kwiatom rękę. Dopiero, gdy się nachylił, dostrzegł, że jego oddech zmienia się w parę. Uniósł brwi i uśmiechnął się bez wesołości. Miał szczęście, że jego mistrz wielbił oszustwo i przy tworzeniu jego cielesnej powłoki zaszczepił w nią demoniczny ogień, ot, ,,na wszelki wypadek". Dzięki temu Forcast nie odczuwał zimna.
Już któryś z kolei raz pomyślał, że gdyby grali fair, jak tego chciał Mistrz Hanvie, daleko by nie zaszli.
-,, A właśnie..."
Przekręcił głowę, by zerknąć na przeciwległą stronę jaskini i zmarszczył rude brwi. Ledwo mógł dostrzec zarys drobniutkiej postaci, która przed snem okryła się grubym, niedźwiedzim futrem.
Nie żebym się martwił... - Mruknął pod nosem i powoli podszedł bliżej. Przykucnął koło paleniska po czym zaklął cicho, gdy zorientował się, że sine zabarwienie jej ust nie jest spowodowane wyłącznie błękitnym oświetleniem jaskini.
Anielica miała zamknięte oczy, a dłonie przycisnęła do serca, jakby w tym geście szukała odrobiny ciepła. Nawet mimo grubej niedźwiedziej skóry mógł dostrzec, że cała się trzęsie.
- Hanvie... - Szepnął, kładąc dłoń na skórze i zaciskając palce na jej ramieniu. - Hanvie! - Potrząsnął nią lekko.
Rozwarła powieki, a błędne, fiołkowych oczy zatrzymały się na jego twarzy. Spojrzenie miała nieco zamglone, jakby wciąż nie mogła wrócić ze świata snów.
- Świta? - Spytała niewyraźnie, szczękając zębami. - Wyruszamy, tak? A śnieżyca... - Spojrzała w stronę szczeliny i na jej niedokończone pytanie odpowiedział przeciągły gwizd wiatru. Przez jej bladą twarz przemknął grymas.
- Nie, jeszcze nie świta. - Burknął i sięgnął nad paleniskiem po swoje okrycie. Bez większego namysłu narzucił je na nadziemną i rzucił zjadliwie: - Twój Mistrz mógł cię lepiej przygotować.
CZYTASZ
Dom w zaciśniętych ramionach
RomancePrototyp książki; Anioł i demon, przygodowa z elementami romansu