Rozdział I część II.

80 22 74
                                    

Powoli wkroczyli na teren Bristu, jak potocznie mieszkańcy Davigal nazywali dzielnicę biedoty. Bielone ściany zastąpiła brudna cegła, sczerniała od unoszącego się z kominów dymu i sadzy. Równo ułożona na ulicy głównej kostka brukowa zmieniła się w ubitą ziemię, znad której z każdym ich krokiem unosił się pył. Ciemność zaczęła wylewać się z wąskich zaułków, a ciszę i spokój zastąpił płacz głodnych dzieci.

W którymś z mijanych przez nich domów kobiecy krzyk przebił się przez nieszczelne okna. Asha wzdrygnęła się.

- Zaraz wyjdziemy poza mury miasta. – Poinformował ją Dorian. – Nie zatrzymujmy się.

- Nie miałam takiego zamiaru – mruknęła bardziej do siebie niż do niego, ale gdy zbliżyli się do bramy miejskiej, odwróciła się jeszcze, by spojrzeć w stronę owego domu.

Krzyki ucichły, zastąpione przez płacz.

Mimowolnie zrobiła krok w tył, tym samym wpadając na idącego za nią Hayesa. Zaskoczony chłopak wydał z siebie zduszony okrzyk. Nagły raban zwrócił na nich uwagę Doriana, który posłał im karcące spojrzenie, oraz strażnika, do tej pory tkwiącego bezczynnie przy opuszczonej do połowy kracie, zamykającej bramę miejską.

Wypolerowana zbroja zalśniła w blasku pochodni, którą mężczyzna wzniósł wyżej, by móc ujrzeć ich twarze. Asha odruchowo spuściła głowę, a Dorian zrobił krok do przodu, zawczasu wychodząc na spotkanie strażnikowi, ale ten już odwrócił od niej wzrok. Niewzruszony ich obecnością, oparł się o swoją halabardę i opuścił pochodnię, skrywając przedmurze w cieniu.

Nie ociągali się i wyminęli go, wchodząc w długą na kilka metrów bramę, a Hayes nie omieszkał rzucić jeszcze radosnych życzeń spokojnej nocy, za co zarobił kuksańca od Ashy. Ich kroki odbijały się echem od wysokich ścian. Zatknięte w żelazne uchwyty zaklęte pochodnie rzucały miękkie światło na wyżłobioną i pełną kolein ziemię pod ich stopami. Gdzieniegdzie ciąg kamieni, z których wzniesiono mur, przerywało pojawienie się niewielkiego, wąskiego okna. Na tyle dużego, że z powodzeniem można było wytknąć przez nie kuszę, ale na tyle wąskiego, że nie przeszedłby przez nie żaden człowiek.

- Nie znoszę takich przejść – mruknął Hayes, wpatrując się w owe okienko. – Zawsze mam wrażenie, że ta krata zaraz się ze mną zamknie.

- Nie zamknie się. – Uspokoiła go Asha. – Nie dziś.

- I nie jutro, jeśli Ember udało się przygotować przepustki – dodał Dorian, gdy mijali właśnie nisko zawieszoną kratę.

Tym razem to on dostał kuksańca i miał w sobie na tyle przyzwoitości, aby wycedzić ciche przeprosiny, ale i tak Hayes przełknął głośno ślinę, zadzierając głowę do góry, by spojrzeć na grube łańcuchy przytrzymujące żeliwną kratę. Niezależnie od tego co mówiła Asha, próbując złagodzić wydźwięk słów Doriana, nie odezwał się tak długo, póki nie pozostawili bramy daleko w tyle i nie wkroczyli pomiędzy pierwsze rozbite pod miejskimi murami kolorowe namioty.

Było ich tak wiele, a jednak wzór żadnego z nich nie powtarzał się drugi raz. Asha mimowolnie zwolniła kroku, gdy mijali ten pokryty ametystową, brokatową tkaniną, która skrzyła się delikatnie w świetle rzucanym przez księżyc. Ze środka rozchodziła się delikatna, enigmatyczna muzyka wygrywana na lirze. Kawałek dalej stał kolejny, dużo mniejszy namiot w kolorze soczystej zieleni z ręcznie wymalowanymi, białymi ornamentami. Przed lekko uniesioną płachtą prowadzącą do jego wnętrza rozłożono miękki mech. Nikt nie musiał pytać, do kogo należał. Delikatny zapach wilgoci i sosnowych igieł jakim pachniała draperia, był niczym znak informujący, że w środku pomieszkiwały driady leśne.

- Nie zatrzymujmy się. – Poprosił Dorian słysząc, że kroki Hayesa na chwilę ucichły.

- Tak jest "tato" – mruknął z wyraźnym niezadowoleniem chłopak, ale oderwał wzrok od zielonego namiotu i przyśpieszył kroku, by zrównać się z Ashą. – Szkoda, że nie jest tak stanowczy, gdy mijamy rzekę. – Szepnął tak, by nie dosłyszał go idący na przedzie jasnowłosy.

- Ależ jest! – Zapewniła go, zniżając głos Asha. – On zawsze bardzo stanowczo zatrzymuje się przy tym samym pomoście.

- Tym, przy którym zaskakująco często można zobaczyć syreny – dodał konspiracyjnie Hayes.

Dziewczyna parsknęła cichym śmiechem. Szybko opanowała się widząc, że Dorian odwraca głowę by spojrzeć na nich przez ramię i z trudem przybrała poważną minę. Gdy znów się odwrócił, wychyliła się w stronę Hayesa i przykryła usta dłonią, tłumiąc swój głos.

- Nie wiem, co sugerujesz, ale mogę zapewnić cię, że to jedynie zbieg okoliczności.

- Wyjątkowo przypadkowy.

- Dokładnie tak, wyjątkowo. To wyjątkowy zbieg okoliczności.

Oboje zaśmiali się bezgłośnie, wpatrując się w plecy idącego na przedzie Doriana.

- O czym tam szepczecie? – spytał odwracając nagle głowę w ich stronę.

Próbowali powstrzymać śmiech i zachować powagę, ale poważna mina chłopaka nie ułatwiała im tego zadania. Jako pierwszy złamał się Hayes, wybuchając głośnym śmiechem, czym zwrócił na siebie uwagę siedzących nieopodal przed czarnym jak noc namiotem treserów zwierząt.

Jeden z nich podniósł wzrok, wpatrując się w brązowowłosego z zaciekawieniem. Jego opalone ciało pokrywały głębokie blizny, widoczne nawet w stłumionym świetle płynącym z wnętrza namiotu. Nie wstał, zbyt zajęty czyszczeniem bata skręconego z grubej, wężowej skóry, ale i tak Asha i Hayes odstąpili, nie chcąc znaleźć się w zasięgu mężczyzny.

Oboje odetchnęli z ulgą, gdy w końcu minęli namiot treserów i ustawione za nim klatki, zza których wyłonił się doskonale znany im wóz. Błękitna farba olejna odchodziła w niektórych miejscach, a stare drewno spękało, zniszczone przez słońce i deszcz. Odmalowany niedawno dach, pokryty srebrzystą farbą, wciąż lśnił w delikatnym świetle rzucanym przez księżyc, choć gołym okiem można było dostrzec miejsca, w których spod srebra przebijał poprzedni, krwisto-czerwony kolor.

Na schodku prowadzącym do środka siedział ubrany w czerń elf. Ciemne włosy przysłoniły jego twarz, gdy pochylił się, by podnieść jeden z leżących na ziemi noży. Przez chwilę ważył go w dłoni, po czym zamachnął się.

Ostrze świsnęło tuż przed twarzą Doriana i wbiło się w stojące kawałek dalej drzewo.

- Ciebie również miło widzieć, Keiranie. – Rzucił jasnowłosy.

Elf wstał, otrzepał swoje ubranie i uśmiechnął się w ich kierunku, unosząc jeden kącik ust. Po chwili w górę powędrowały również jego brwi, gdy dostrzegł dzban trzymany w rękach przez Doriana.

- Czyżbyśmy skończyli wreszcie z tą szarą breją?

Hayes prychnął z oburzeniem.

- Ej! OWSIANKA JEST WYJĄTKOWO...

- Pożywna i dostarcza wielu składników odżywczych – zakończyła reszta.

- Jeszcze będziecie prosić, abym ją przygotował – zawyrokował oburzony chłopak. Mamrocząc cicho pod nosem, wyminął Keirana i głośno tupiąc, wspiął się po drewnianych schodkach. Asha przyglądała mu się z uśmiechem, póki nie zniknął we wnętrzu wozu. Dorian poszedł jego śladem, ale zatrzymał się na pierwszym ze stopni, wymieniając przyciszonym głosem kilka zdań z Keiranem.

Trup(a)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz