Rozdział 70

491 82 12
                                    


Przedostatni rozdział. Myślałam, czy nie dać epilogu, ale sądzę, że akurat tutaj jest on niepotrzebny ;) To co, jutro w południe 71 i posłowie?

****


Dopiero dwa dni po tym, jak się obudził, odwiedził go sir Marsh. Mężczyzna nie ukrywał swojego rozżalenia i przykrości z sytuacji.

— Przecież nie wiedziałeś — powiedział markiz, który siedział oparty o wezgłowie łóżka. Na kolanach trzymał kopie raportu z zeznań Nelsona. Scotland Yard dobrze się spisał, chociaż brała go złość na to, że nie było go przy tym.

— Chcą cię przesłuchać, ale powiedziałem im, że na razie nie jesteś w stanie.

— Mogą przyjść tutaj. Chcę tę sprawę już skończyć i mieć to za sobą.

— Nie dziwię się. A jak się czuje panna Woodland? — zapytał Lloyd, który dzisiaj miał okazję poznać jego uroczą narzeczoną.

— Zaskakująco dobrze. Jest tak samo zabawna i urocza jak zawsze, ale... Sam nie wiem, widzę czasami jej spojrzenie i boję się, że ona coś przede mną ukrywa, tylko nie chce mi o tym powiedzieć.

Marsh pokiwał głową, bo chyba podzielał jego obawy. Doskonale wiedział, co Nelson próbował jej zrobić i chyba nikt, kto przeszedłby coś takiego, nie byłby w stanie normalnie funkcjonować.

— Panna Woodland pewnie nie chce ci o niczym mówić, żeby cię nie martwić. No dobrze, a co z Evansem? Rozmawiał z tobą po tym wszystkim?

— Nie. Pamiętam tylko, że to on postrzelił Billa.

— Wiesz, że działał na czyjeś zlecenie?

— Co? — Wyprostował się gwałtownie, aż ciało przeszył ból pozostały wciąż po torturach Nelsona.

— Tak. Scotland Yard dostał wiadomość od Kompani Wschodniobrytyjskiej, że kazali mu zbadać sprawę Billa, który podejrzany jest o morderstwa i próbę sabotażu. I że to oni chcą go sądzić.

— Rozstrzelają go. Muszę z nim jak najszybciej porozmawiać, bo chcę go zapytać o kilka rzeczy, a oni na pewno szybko będę chcieli się pozbyć problemu.

— Myślę że tak, ale w tej chwili nie masz chyba na to zdrowia.

— W każdej chwili Nelson może zostać stracony, a ja nie mogę na to pozwolić, przynajmniej póki nie uzyskam odpowiedzi na pytania.

Marsh wiedział, że nie odpuści, dlatego w końcu zrezygnowany pokiwał głową, mimo że widać było po nim, że był temu wszystkiemu przeciwny.

— Zorganizuje ci widzenie.

— Ale późno w nocy, bo nie chcę zwracać już uwagi.

— To trochę za późno. — Marsh zaśmiał się cicho, jakby bawiły go własne słowa, ale Marcusowi wcale nie było do śmiechu. — Wiesz, że już arystokracja szepcze o tym, że zostałeś porwany i że kolejna córka Cawdora wplątała się w kolejną kabałę?

— Zaskakujące jak my, arystokraci, potrafimy być wybiórczo spostrzegawczy. Naprawdę podziwiam w nas tę cechę.

— Nie masz na to wpływu, dlatego po prostu najlepiej zignoruj ich i zrób to, co musisz.

— Gdyby to było takie proste. Moja rodzina...

— Dam ci jedną radę, Marcusie — przerwał mu sir Marsh. Miał zmarszczone czoło i poważną minę. — Będziesz miał niedługo żonę, dlatego myślę, że przede wszystkim powinieneś skupić się na tym, żeby Whitney była szczęśliwa. Z tego co widzę, dziewczyna nie tylko jest odważna, ale najwidoczniej zależy jej na tobie, więc skup się na niej. Ludzie zawsze gadają i nie przestaną, nawet jeśli zrobisz to, czego się od ciebie oczekuja, więc spożytkuj siły na narzeczoną, bo taka jak Whitney zdarza się jedna na milion.

Znajdziesz mnie o północy✓ [Blizny#2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz