Rozdział 14

10 1 3
                                    

                               



                               MAX


Miniony tydzień nie należał do najłatwiejszych, ale też nie był tak tragiczny, jak te ostatnie. Ostatnie tygodnie naprawdę pokazały mi, jakie jest życie. Byłem przetrzymywany w nieludzkich warunkach, a przy tym głodzony. Nie pamiętam dnia, w którym ostatni raz przed tymi wydarzeniami zjadłem coś dobrego, cokolwiek, co smakowało inaczej niż pomyje.
Wszystkie te chwile, gdy byłem nieobecny w domu i nie odżywiałem się dobrze wynagrodziła mi w tym tygodniu Nicole. Ta kobieta jest najlepszym człowiekiem, którego spotkałem na swojej drodze. Nicole jest niewiarygodnie ciepła i emanuje od niej radość na każdym kroku. Mimo okropnej pogody i ciągłych opadów deszczu ona pozostaje uśmiechnięta i zaraża wszystkich swoim entuzjazmem.
Kilka dni po spędzeniu z nią naszego zapoznawczego dnia mogłem pierwszy raz od powrotu do domu zejść na parter. Towarzyszył temu niezwykły ból nie tylko fizyczny, ale również psychiczny. Bolał mnie każdy zakamarek ciała, ale szczerze z moją nogą było najgorzej, a powiedzieć, że mnie bolała, to tak, jakby nie mówić nic. Miałem chwilami ochotę ją sobie odrąbać tylko po to, aby ból ustał. Reszta ran na szczęście była w dobrym stanie i żadne zakażenie nie wchodziło w grę. Jednak ból fizyczny nie był tutaj najgorszy.
Moja psychika od dawna jest w nie najlepszej formie. Samo to porwanie było makabryczne i na pewno odcisnęło na mnie piętno, ale dopiero teraz schodziły z mnie wszystkie emocje i naprawdę czułem ból duszy i serca. Na samo wspomnienie Lorenzo przez ciało przechodziły mi dreszcze.

Jak bardzo chciałbym być teraz w domu obok brata?
Najmocniej na świecie.
Aktualnie oddałbym wszystko, aby leżeć przed telewizorem i oglądać tureckie telenowele. Oczywiście tylko te, które kocha Leo, bo seriale i filmy to jego ulubione zajęcie. Nie mam pojęcia, jak można być aż tak ogromnym fanem jakiś śmiesznych tureckich filmów, w których fabuła kręci się przeważnie tylko na jednym. Ostatnio oglądał odcinek, w którym mężczyzna stracił żonę i został sam z ich synem , a po kilku dniach wielkiej żałoby pierdolił koleżankę z pracy w kiblu jej apartamentu. Jeśli naprawdę kochał żonę nie powinien tego robić, a takie dawał wrażenie pierwszego dnia po jej pogrzebie.
Teraz leżąc na tej niezwykle zimnej posadzce zastanawiam się, czy kiedykolwiek będę mieć żonę i dziecko. Wiele mężczyzn marzy o synu, ale moim zdaniem po pierwsze i najważniejsze jest, by dziecko urodziło się zdrowe. Po drugie dla mnie jest to obojętne, a córeczka tatusia brzmi wspaniale.
Jednak chłopak to chłopak. Brzmi to dziwnie, ale ciągle bałbym się o życie córki, o jej każdego chłopaka, a każde jej wyjście na miasto wiązałoby się z moim brakiem snu i ciągłym stresem.

- Lopez! - do pomieszczenia znowu ktoś wszedł i zakłócił moje cierpienia – Wstawaj! Pora na nagranie do braciszka, bo coś ostatnio nie ma od niego żadnego odzewu i szefa martwi jego postawa.

Mój brat przestał się mną interesować, a obiecał lata temu, że nigdy nic nie przebije naszej braterskiej miłości. Dlaczego, więc przestał mnie szukać, a przez to Lorenzo i jego giermki nie mają podstaw przetrzymywania mnie tutaj dalej. Pewnie zginę, jak nie dzisiaj, to pewnie jutro.

- Ej ktoś jest w domu na działce. - powiedział drugi mężczyzna chodząc po pomieszczeniu nerwowo – Napisz wiadomość do Lorenzo. Niech się tutaj pojawi. Oby nas tutaj nie znaleźli.

Mam ogromne problemy z poruszaniem się, a teraz dodatkowo jestem narażony na niebezpieczeństwo, bo Ci mięśniacy nie mają pojęcia, kim są intruzi w domu nad nami. Chodzący po pomieszczeniu mężczyźni strasznie mnie stresowali, a przez to dostawałem coraz większych duszności. Od samego rana dzień ten był inny niż poprzednie i raczej wychodziło to na plus. Każdego dnia kręciło się tutaj o wiele więcej osób niż dzisiaj, co było naprawdę niecodzienne. W tym pomieszczeniu przy podobnej sytuacji powinno przebywać  kilka osób więcej, bo w kryzysowej sytuacji oni dwoje na pewno nie dadzą rady. Jednak przeciw komu będą walczyć jeśli mój brat wycofał się i zapomniał o mnie.

Z moich przemyśleń wyrwał mnie głośny huk i pisk. Drzwi, które jeszcze chwilę temu były zamknięte otworzyły się z niezwykłym hałasem, a w nich stanęła osoba, której kompletnie się nie spodziewałem. Leżałem na boku i praktycznie ledwo mogłem otwierać oczy przez opuchliznę, ale widziałem go dokładnie.
To był mój Leo.

- Max wszystko okej? - Nicole dotknęła mnie delikatnie w ramię – Wydajesz się być blady.

- Jest dobrze. - odpowiedziałem i posłałem dziewczynie delikatny uśmiech.

Dwa dni temu podczas wizyty zaprzyjaźnionego doktora dostałem pozwolenie na powolne wracanie do używania głosu. Była to jedna z najlepszych wiadomości z minionego tygodnia. Przyniosła mi ona niezwykłą ulgę i radość, a pośród moich okropnych dni była niemal zbawienna. Moja psychika ucierpiała na ciężkich chwilach, a te dobre zdecydowanie wynagradzają mi nieprzespane noce, czy ból.
Siedząc w salonie przed nowo zamontowanym telewizorem w końcu czuję radość i wolność. Chociaż teoretycznie jestem uwięziony, ale czuję się wolny. Mogę wychodzić na ogródek własnego domu, ale to jednak dalej jest niewola. Wczoraj próbując przejść się wieczorem na zachód słońca przy schodzeniu z schodów prowadzących na plażę niemal upadłem. Gdyby nie niemal natychmiastowa reakcja Noah pewnie leżałbym teraz z powrotem w łóżku uwięziony tam na kolejne tygodnie. Cała ta sytuacja nie tylko zestresowała mnie, ale również resztę domowników. Nicole prawię zabiła mnie jej malutkimi rączkami, gdy usłyszała o moim idiotycznym pomyśle i po przemyśleniu tego wcale jej się nie dziwię. Zachowuję się często, jak prawdziwa matka grupy lecz to nawet uroczę, gdy krzyczy na hałasujących chłopaków i wydziela im zadania. Jest strasznie drobną osobą, ale jej krzyk słyszą pewnie sąsiedzi na końcu drogi, albo Ci na końcu stanu.

- Dobra trzeba zacząć wszystko organizować. - powiedziała zaalarmowana Nicole wchodząc do salonu – Goście przychodzą o dziewiętnastej, a jak widzę wy nie za bardzo kwapicie się do pracy.

- Czego nie robimy? - zapytałem zaciekawiony, bo wyrazy użyte przez dziewczynę były niecodzienne – Kwapić?

- Chryste Max myślałam, że masz większy iloraz inteligencji niż te wywłoki tutaj. - dziewczyna uderzyła się ręką w czoło – Kwapić się to znaczy śpieszyć, a wy ewidentnie się nie kwapicie, czyli nie śpieszycie. Gdzie was kurwa wychowano, że nie znacie takich słów?

Dziewczyna z prędkością światła podeszła do lodówki i zaczęła wyciągać z niej jakieś składniki, które posłużą pewnie do przygotowania kolejnych przekąsek.

- Kurwa! - naglę jakby ją coś oświeciło i szybko podeszła do kanapy, na której siedziałem – Przepraszam nie pomyślałam. Wiem, gdzie Was wychowano i to, co powiedziałam było wredne i głupie. Przepraszam Max naprawdę.

- Uspokój się. - powiedziałem i przytuliłem dziewczynę – Nawet na to nie zwróciłem uwagi. Nie musimy się zachowywać, jakby dom dziecka był tematem tabu. Wiadomo było tam kiepsko, ale też było chwilami naprawdę fajnie, więc nie musisz przepraszać, bo w złości powiedziałeś coś takiego. Ja często tez pewnie powiem coś, co nieświadomie Cię może zranić, ale no wiesz . To nic takiego Nicky.

- Pierwszy raz ktoś nazwał mnie takim zdrobnieniem i brzmi to całkiem dziwnie. - zaśmiała się i rozsiadła się wygodniej obok mnie – Była kiedyś taka bajka Nicky, Ricky, Dicky i Dawn, a co zabawne to Nicky był chłopakiem, ale mniejsza. Przyznałeś się, że cię zraniłam, więc czuję się źle z tym, co powiedziałam.

Wpatrywała się w mnie z łzami w oczach, co powodowało u mnie dziwne uczucie, jakby ścisk żołądka. Nicole jest naprawdę bardzo emocjonalna i często rozkleja się z błahych powodów, ale przez to jest wyjątkowa. Jednak w tym momencie jest to po prostu głupie zachowanie, bo wkłada mi do ust nie moje słowa. Gdyby naprawdę mnie zraniła powiedziałbym to dosłownie, a nie jakoś między wierszami.

- Przestań i chodźmy przygotowywać te twoje wymyślne przekąski, bo goście nie mogą być tutaj z pustymi żołądkami. - wstałem z kanapy i chwyciłem dziewczynę za ręce by chwilę później tańczyć z nią do muzyki lecącej z radio.

Nasza przyjaźń jest naprawdę niesamowita i kiedyś powiedziałbym pewnie, że nikt nie będzie dla mnie tak ważny, jak ona i w sumie to pewnie prawda.
Gdy poznałem Nicole wydawało mi się, że nasza znajomość nie ma prawa bytu, bo ona jest taka szalona i władcza, a ja byłem wtedy tak okropnie słaby, że nawet lekkie wygięcie ust próbując przywoływać na nie uśmiech wydawało się być niemożliwe i przynosiło mi okropny ból. Jednak ten tydzień pokazał mi, że może być inaczej. Dla mojego brata i reszty chłopaków nasza relacja jest wręcz niemożliwa, a sądzą tak, bo jeszcze nigdy nie odnaleźli swojej własnej bratniej duszy i nie potrafią zrozumieć, że można kogoś polubić w tak krótkim czasie.

- Możemy zabrać się do pracy? - zapytała się roześmiana dziewczyna – Jeśli jeszcze długo będziesz mnie tak okręcać to prawdopodobieństwo, że zwrócę śniadanie jest bardzo wysokie.

To także w niej uwielbiałem. Potrafiła się śmiać i opowiadać prześmieszne żarty, ale jeśli obrała sobie jakiś cel na dzisiejszy dzień, to nic nie było w stanie jej zatrzymać i prawdopodobnie jeśli na drodze stanęła by jej przeszkoda ona dzwoniła by już po spychacz. Taka właśnie była nasza Nicole.

- Wygłupy mamy za sobą, więc możemy zabrać się za pracę. Do czego jestem Ci tutaj potrzebny Nicky? - zapytałem prześmiewczo, co trochę ją rozdrażniło – I gdzie są wszyscy?

- Na całe szczęście wymyśliłam im już wczoraj prace do wykonania i oczywiście nie mogło tam zabraknąć okropnie długiej i skomplikowanej listy zakupów, więc mamy kilka godzin spokoju. Tylko Chase musiał jechać do swojej babci, bo ta jest chora na jakąś grypę chyba i nie ma siły zajmować się psem. - w mojej głowie pojawiła się czerwona lampka na samo wspomnienie słowa „pies”, co musiała zauważyć dziewczyna – Nie gadaj, że boisz się piesków? Ten pimpuś babci Bonnie nawet kota nigdy nie gonił, więc bez obrazy, ale na ciebie na pewno nie spojrzy, jako na kąsek do chrupnięcia.

Oh, jakie to pocieszające. Zwierzęta, a w szczególności psy nie kojarzą mi się dobrze przez wspomnienia z dzieciństwa.
Na noc w domu dziecka były wypuszczane z klatek wielkie psy, by pilnowały posesji. Były one różne, niektóre dość przyjaźnie wyglądające, a inne wręcz, jak te wszystkie maszyny do zabijania za pomocą jednego gryza. Pewnego razu, gdy już po raz kolejny próbowaliśmy z Leo uciec z tego potwornego miejsca przy ustalaniu naszego genialnego planu ucieczki nie uwzględniliśmy jednej z istotniejszych rzeczy. Psy stróżujące. Leo do dzisiaj ma bliznę po gryzieniu przez wielkiego dobermana i na widok podobnego psa za każdym razem staje się blady, jak ściana. Mnie na szczęście nic się nie stało, bo zdążyłem wskoczyć na pobliskie drzewo.
Po kilku minutach zaalarmowani opiekunowie przybyli do ogrodu i później również nie było wesoło. Dostało nam się dość mocno i do dzisiaj pamiętam siniaki nie tylko na ciele mojego brata, ale również i na moim. Kary wymierzane na w tym przypadku były prawie jednoznaczne, jak kary za przestępstwa wagi stanowej.

- Wieczorem na świeżo może zrobimy pizze? - z bujania w obłokach wyrwał mnie głos Nicole – To będzie takie fajne spędzanie czasu z nowymi osobami dla ciebie i Leo będzie to też pewnie bardziej komfortowe. Na pewno polubisz resztę naszych znajomych. Ogólnie są dość bardzo zróżnicowani, ale starają się być mili,a poza tym skoro lubią nas to i polubią was, co nie?

- Tak na pewno. - przyznałem niepewnie z uśmiechem – Dekoracjami ogrodu zajmą się chłopacy? Alkohol jest już kupiony, czy nie?

Nienawidzę organizować podobnych imprez, ale niestety tym razem byłem zobowiązany ponieważ była to zarazem impreza zapoznawcza zresztą wesołej gromadki, a zarazem była to impreza niespodzianka dla Nico, który obchodzi dzisiaj urodziny. Na początku naszej znajomości chłopacy powiedzieli mi, że jest młodszy ode mnie i Leo, ale prawda okazała się inna, bo Nico ma dokładnie tyle samo lat. Urodziny ma jednak kilka miesięcy później, bo 7.06.

- Przygotujesz małe tortille, żeby były jakieś różnorodne przekąski, bo tak szczerze to nie wie, co lubi każdy, a chce, żeby wszystkim smakowało. - powiedziała dziewczyna podając mi opakowanie placków – Posmaruj je serkiem śmietankowym, a ogórka przetnij na takie paski, też możesz dodać jakąś szynkę i może marchewka będzie git .
Bez dyskusji zacząłem kroić warzywa na tortillę, a w międzyczasie dziewczyna poprosiła mnie jeszcze o przygotowanie ponczu bezalkoholowego, który miał grać pierwsze skrzypce. Nigdy niczego podobnego nie robiłem, a nawet nie słyszałem, że jest taki napój, ale z wszystkimi wskazówkami, które rzucała na prawo i lewo Nicole chyba dałem sobie radę. Tortille wyglądały bardzo znośnie i w smaku, jak okazało się nie były złe, ale najlepszą zabawą okazało się dekorowanie talerzy na których znajdowały się przeróżne potrawy. Nicole naprawdę zaszalała i byłem pewny, że przyjdzie do nas dzisiaj więcej osób niż przekazał mi wczoraj Noah. Z jego ustaleń miało się tutaj pojawić zaledwie pięć osób, ale patrząc na górę jedzenia, która została ustawiona na stole w naszym ogrodzie jestem święcie przekonany, że wyprawiamy małe wesele, a nie urodziny w ogrodzie z najbliższymi przyjaciółmi.

Około  dwie godziny później cały dom wyglądał naprawdę przepięknie i wkrótce mogła zacząć się impreza. Nicole nie kłamała, gdy powiedziała, że chłopacy potrafią zorganizować ładne dekoracje i wszystko sprawnie przygotować. Faktycznie ozdoby w całym domu miały klimat mafii, bo taka została wybrana tematyka imprezy, co jest trochę zabawne patrząc na to, że niemal codziennie większość z nas przebywa w mafijnym świecie. Ogród wyglądał równie zjawiskowo, zostało ustawione pełno dekoracji, które swoją drogą były trochę przerażające. Mój brat z Noah rozstawiali właśnie wielkie głośniki w rogach ogrodu, a Nicole ustawiała ostatnie tace z jedzeniem na wielkim stole ustawionym na tarasie.
Moje zadanie skończyło się już jakiś czas temu i od tamtej pory nie jestem już im do niczego potrzebny, a to nawet mnie zadowala, bo słuchanie poleceń wydawanych przez wściekłą Nicole było już nie do zniesienia.

Wybija już prawie godzina, w której powinni pojawiać się pierwsi goście. Wyznaczyłem sobie jedno zadanie na dzisiejszy wieczór i zamierzam podejść do niego bardzo skrupulatnie. Chce zapoznać się z nowymi osobami i spędzić wieczór w przyjemnej atmosferze. Cisze, która panowała w domu przerwał dźwięk dzwonka do drzwi, który za każdym razem wprowadzał mnie w negatywne uczucia, bo bardzo przypominał mi ten z domu rodzinnego. Rozglądając się po pomieszczeniu niestety zorientowałem się, że jestem tutaj sam i to mnie przyszło powitać naszych pierwszych gości. Na wiotkich nogach postanowiłem podejść do drzwi wejściowych, a zanim je otworzyłem przejrzałem się w lustrze obok i poprawiłem kołnierz idealnie czarnej koszuli.

- Witam. - przywitał się chłopak, którego ujrzałem po otwarciu drzwi. - Luis Alonso.

- Max Lopez. - powiedziałem i wyciągnąłem ku niemu rękę na przywitanie, którą chwilę później uścisnął i posłał mi promienny uśmiech. - Impreza jest na ogrodzie, więc zapraszam tędy, – wskazałem ręką w stronę drzwi tarasowych – reszta jest tam.

Chłopak skinął głową i udał się w stronę wspomnianego kierunku. Chciałem już zamknąć za nim drzwi, ale w mroku ujrzałem postać zmierzającą w moją stronę i, gdy lampa na naszym ganku oświetliła postać niemal zapomniałem, jak się oddycha. Przed moimi oczami stanęła dziewczyna z urodą bogini. Jej karnacja świetnie współgrała z włosami w kolorze gorzkiej czekolady i oczami niemal identycznego koloru. Cały jej wygląd dopełniały usta, które były pełne i podkreślone krwisto czerwoną szminką.

- Charlotte Rosalie Alonso – mówiąc wyciągnęla do mnie swoją małą dłoń – Mam nadzieję, że Luis Cię nie odstraszył, bo ma do tego tendencje. Jestem jego siostrą.

Im dłużej przyglądałem się dziewczynie tym więcej szczegół dostrzegałem między tą dwójką. Luis i Charlotte mieli bardzo opaloną skórę i identyczne oczy, ale od dziewczyny nie biło ciepło, którym obdarzył mnie jej brat. Ona była piękna, ale chłodna i wyraźnie w tym rodzeństwie grała pierwsze skrzypce.

- Maximilian Eliott Lopez. - uścisnąłem dłoń dziewczyny i ruchem ręki zaprosiłem ją do środka – Napijesz się czegoś Lotto? Mamy alkohol chyba każdego rodzaju, ale soki, woda i różne inne też się znajdą.

- Wolałabym, żeby zwracać się do mnie Charlotte. Lotta brzmi prymitywnie i tak zwracano się do mojej abuela. - spojrzała na mnie wzrokiem pełnym gniewu – I poproszę Tequile, Maximilianie.

Oczywiście pierwsza rozmowa z piękną kobietą, a ona już uczy mnie, jak mam się do niej odzywać. Kurwa. Trzeba było być dżentelmenem.

Miałem dziwne przeczucie, że ten wieczór nie będzie, aż tak fajny, na jaki się zapowiadał. Sytuacja z dziewczyną wprawiła mnie w niemałe zakłopotanie, a przez to ciężko było mi pozbierać myśli w jedność. Kilka minut później wychodziłem z tacą, na której niosłem kieliszki napełnione Tequilą.
Wchodząc na taras wypełniony muzyką starałem się nie szukać wzrokiem Charlotte lecz było to silniejsze ode mnie. Zauważyłem ją rozmawiającą w głębi ogrodu z Noah, śmiała się z czegoś i jadła tortille zrobione przeze mnie.

- Nie próbuj zbliżać się do niej Max. - odezwał się głos przy mnie, a okazał się nim Luis – Osobiście wpierdolę Cię do grobu jeśli moja mała hermana zapłaczę przez ciebie. Napijemy się?

Genialnie. Kurwa. Genialnie.

Devil and Angel childhood.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz