Dzwidziesto trzyletni Lee jest na studiach religijnych chcąc w przyszłości zostać katechetą. Jak na człowieka religijnego przystało odwiedza kościół raz w tygodniu i modli się by uwiecznić swoją wiarę. W kościele przyrzekł iż nigdy nie będzie mógł z...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Czekoladowe tęczówki patrzyły się na znak który był dla niego w tym momencie najważniejszy, najświętszy. Kłączach w drewnianej ławce w kościele mógł odetchnąć z ulgą by uspokoić swoje rozproszone myśli od dnia codziennego, spłatał ze sobą swoje dłonie oraz palce przykładając je do ust. W głowie od razu zaczęła się modlitwa do jego rodziny oraz świata by nikt z nich nie umarł. Może to dziwne ale Lee bał się że pewnego dnia zamkną swoje oczy odchodząc do Boga którego wierzył oraz szanował. Dla tego od momentu jak jego matka zaczęła chorować, po czym wykryto u niej raka płuc zaczął chodzić do kościoła coraz częściej. Modlił się nawet w domu by jego jedyna osoba która go nie wyśmiała była cały czas przy nim. Nie wyobrażał sobie życia bez swoje mamy która by dla niego rąk ważna, mimo iż miał z tyłu głowy że matka boska też się o niego będzie troszczyła to jednak wolał zostać przy swojej, która gow uchowała. Nie chciał zostać sam. Bał się. Bał że sobie nie poradzi, przez co pójdzie do klasztoru.
Kończąc modlitwę zrobił znak krzyża wstając z kolan. Złapał swoją torbę którą zarzucił na swoje ramię. Wychodząc z ławek usmeichnął się do starszej kobiety która była tutaj zakonnicą. Poczekał aż starsza kobieta odejdzie do niego po czym oddal przytulas kobiety która uszczypnęła go również w policzek na znak otuchy. Traktowała go wręcz jak swojego wnuka. Brakowało jej uśmiechniętych dzieci oraz ich śmiechu. Ale sam Lee jej to dawał kiedy przychodził do niej z blaszka pełną Brownie jego przepisu.
- Lee chłopcze, mógł byś czasami odpuścić przychodzenie do kościoła o tej godzinie - zaśmiał się starsza kobieta która mimo swojej zgarbionej postury była szczęśliwa że widzi młodego chłopaka.
- wie pani jaka jest sytuacja u mnie w domu..nie chce by mama mnie opuściła..dlatego wolę przyjść się pomodlić do Boga o pomoc - powiedział patrząc jak ta kręci głową
- wiem że jest to ciężkie - westchnęła łapiąc go za dłoń - ale jak zniknie to Bóg pozwoli jej patrzeć na ciebie z góry Felix, jesteś dobrym dzieckiem. Cieszę się że matka ma takiego pracowitego syna..ale..czemu nie wybrałeś innych studiów? Możesz z taką uroda zostać modelem światowej sławy - powiedziała a Felix poprzez się w swoje czarno białe trampki. Nigdy o tym nie myślał. Poszedł na nie ze względu na to że matka mu kazała, kiedyś chciał zostać tancerzem co mu się udało jednak..matka skreśliła ta szansę kazać mu złamać kostkę, przez co nie będzie mógł tańczyć już tak dobrze by dostać się do klubu. Tak samo było z śpiewem. Gdy dostał się do fajnego zespołu w jego osiedlu mama kazał mu z niego odejść by dołączyć do chóru kościelnego. Czy można by było powiedzieć że Lee miał wybór? Oczywiście że tak, mógł się sprzeciwić iść do jakiejś wytwórni by zostać jakimś wokalista czy tancerzem, ale on wolał nie sprzeciwiać się swojej rodzicielce która mówiła iż jest to dla jego dobra. Tak więc po szkole średniej którą ukończył z dyplomem poszedł na studia religijne. Popatrzył na starszą kobietę wzdychając, podrapał się po karku kiwając głową.
- myślałem nad zmianą..ale boje się powiedzieć o tym matce..nie chce by wpadła w szał..- mruknął cicho patrząc na kobietę która się uśmiechnęła