Rozdział 1. List

60 7 16
                                    


Nie był to pierwszy raz, gdy wzywano ją do komnat matki przełożonej, ale po raz pierwszy Blair pokonywała tę drogę w ciemności. Być może, gdyby nie wyrwano jej w środku śnionego snu, zastanowiłaby się, dlaczego przemierzane przez nią korytarze nie są oświetlone, a siostra Anna, która po nią przyszła ma na sobie zaledwie cienką koszulę nocną.

Z każdym krokiem pokonywanym przez Blair jej ciało przebiegały dreszcze i to nie tylko z powodu panującego w mroku zimna. Włosy na głowie stanęły jej dęba, a oddech przyśpieszył. Bała się.

Gdy dotarły do komnat przeoryszy, Anna zastukała do drzwi, złapała za klamkę i zostawiła Blair samą. Zanim przekroczyła próg, przez chwilę się zawahała. Ostatni raz, gdy rozmawiała z przeoryszą, bardzo się pokłóciły, choć Blair wiedziała, że nie powinna otwierać ust do dyskusji. Spotkała ją za to surowa kara. Wciąż swędziały ją blizny na plecach: stare i nowe. A każda z nich była pamiątką jej wybuchowego charakteru. Co zrobiła tym razem? Nie mogła przypomnieć sobie żadnego przewinienia. Od kiedy siostra Bernadeta, jej opiekunka, powierniczka i trenerka opuściła mury klasztoru i jak dotychczas nie wróciła z misji, Blair robiła wszystko, by nie podpaść matce przełożonej.

W końcu nabrała powietrza w usta, postawiła stopę na progu i pchnęła dłonią drzwi. Niepewnie stanęła na środku gabinetu i zastanawiała się, co powinna zrobić z rękoma, które nagle wydawały się zbędnymi kończynami.

– Nie bój się mnie – powiedziała łagodnie przeorysza. Rzadko kiedy używała tego tonu, a już zwłaszcza w stosunku do Blair. Dziwnie brzmiały jej słowa w zestawieniu z jej zwykłą postawą.

Matka przełożona była wychudłą staruszką o głęboko zapadniętych oczach, zasłanianych przez okulary o grubych szkłach. Blair nigdy do końca nie była w stanie określić koloru jej tęczówek, ale przypominały jej kawę, którą od święta pozwalano im wypić na śniadanie. Nic w niej nie było miękkie. Poczynając od kościstych ramion, kończąc na krzywych nogach, które zwykle skrywała pod habitem. Raz Blair przyłapała ją na kąpieli. Powinna była od razu odejść, ale tak zafascynowało ją to stare, pomarszczone i żylaste ciało, że przypatrywała jej się przez kwadrans, zanim niepostrzeżenie postanowiła opuścić łaźnię.

Przeraźliwie się jej bała. Choć wątła, miała ogromną siłę, gdy wymierzała dziewczętom razy. Panowała nad nimi, wykorzystując strach i majestat swojego stanowiska. Czasami Blair jej nienawidziła. Spowiadała się z tych myśli, ale tak naprawdę nigdy szczerze ich nie żałowała.

– Nie bój się – powtórzyła kobieta. – Nie powiem ci niczego, czego byś w przyszłości miała nie usłyszeć. Zmienił się tylko czas.

Blair przełknęła ślinę.

– Jak się domyślam, postanowiłaś wysłać mnie na samodzielną misję.

Przeorysza zmrużyła oczy i podkręciła światło olejnej lampy stojącej na stole. Jej blask zbyt mocno oświetlił celę, ale po chwili oczy Blair się do tego przyzwyczaiły.

– Musisz zrozumieć, że gdybym dysponowała wyświęconą i doświadczoną siostrą, nawet bym o tobie nie pomyślała – wyznała. – Nie powinnam była wysyłać je wszystkie w tak krótkim czasie... – dodała cicho, jakby do siebie. – Dobra matka przełożona musi przewidywać fakty. Ja ich nie przewidziałam i przez moją ignorancję ucierpisz ty, drogie dziecko.

Blair poruszyła się nerwowo. Potrafiła stać w bezruchu nawet kilka godzin, ale teraz całe jej ciało protestowało. Chciała wyjść z celi, opuścić klasztor, a potem jego mury, nim usłyszy wszystko, co miała jej do powiedzenia przeorysza.

Matka przełożona w zamyśleniu sięgnęła po leżącą na stole kopertę i przesunęła kościstym palcem po złamanej woskowej pieczęci. Pomimo lampy, Blair nie dojrzała czyj herb został na niej odciśnięty.

W imię TwojeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz