Niedaleko szlaku zwanego ,,Korytarzem Trupów", w popołudnie na skraju lasu granicząc z borem bagiennym, stał bardzo stary domek. O tej chatce krążyły legendy, wśród mieszkańców wiosek oddalonych o kilometry, a wszystkie opowiastki miały raczej negatywny przekaz... Chatka ta składała się ze szczególnie wytrzymałych fehtryńskich desek, połyskiwały one morskim odcieniem błękitu, wyróżniając się na tle iglastego brązowego motłochu sosen oraz drzew liściastych takich jak dąb, olsza, motus i inkrust. Blisko posiadłości odziany w ciemnozielone szaty wędrowiec zsiadł z konia, uśpił go zaklęciem i przywiązawszy do najbliższego drzewa, ruszył spokojnym krokiem ku chatce.
W końcu doszedł do podwyższenia, natrafiając tym samym na drzwi, puknął w nie spokojnie trzy razy.
- Thea jesteś? - Rzekł, nie do końca będąc pewnym czy to właściwe pytanie. Cisza owinęła wokół stojącego przybysza, który wpatrywał się w okno z fioletowej ornamentowej szyby.
Dosyć szybko stwierdził, że nie warto czekać i wszedł powoli. Podczas uchylania drzwi spłoszył kilkanaście owadów, a wylatujące ćmy zgrabnie omijały głowę postaci wchodzącej do środka. Chatka była ku zdziwieniu wędrowca zadbana, a przynajmniej tak wyglądała od przedsionka do salonu, w którym przy ścianie stał sporawy kocioł. W przestrzeni zaś unosił się zapach świeżo gnijącego mięsa.
- Ależ tu cuchnie. - Sam do siebie wymamrotał. Poza intensywną wonią, mężczyzna czuł jeszcze na sobie wzrok zgromadzonych w pomieszczeniu ciem. Zasłaniały praktycznie cały sufit, rozkładając się przed nim jak dywan. Ruszył więc stałym krokiem do salonu, przepędzając co jakiś czas ćmy, jakby żadna ilość motyli nie robiła na nim wrażenia, a nieprzyjemny odór wcale nie różnił się od tego ze wsi, w której niedawno przebywał.
Nad kapturem zasłaniającym jego włosy i czoło, co chwilę coś przelatywało z miejsca na miejsce. Na ścianach zaś, pojedynczo wisiały piękne obrazy, które zmieniały wizerunek malunków na płótnie, ze spokojnego krajobrazu rzeki na przeraźliwe bestie wychodzące z otchłani nocnego gąszczu, a wyglądem zachwycałyby każdego świrniętego satanistę.
W całym korytarzu była trójka zamkniętych drzwi, wędrowiec przy żadnych się nie zatrzymywał, obrazy też nie zrobiły na nim wrażenia.
- Thea, gdzie jesteś? Nie zgrywaj się. - Głośnym poważnym tonem wypowiedział po spojrzeniu się na czwarty obraz. W odpowiedzi otrzymał głośny trzask od strony wejścia, zdecydowanie zostało zamknięte, tuż po tym drewniane okiennice z impetem przysłoniły widok zza szkła.
Nastała ciemność, a kryształ znajdujący się na jelcu wolframowego miecza, który nosił z tyłu, rozświetlił lekki zielony blask, pozwalając zobaczyć ponownie ściany korytarza. Włóczęga zdjął kaptur oraz wyjął broń z pleców szybkim ruchem oburącz. Oświetlający klingę i wszystko dookoła kryształ to peridot, legendy krążyły o jego skuteczności w obronie przed złowrogimi zaklęciami.
Ćmy zaś stały się utrapieniem, coraz chętniej wlatywały w mgliście świecący kamień, plątając się potem wokół rękojeści.
W końcu mężczyzna dotarł do salonu, miejsce oświetlone bardzo skromnymi płomykami świec, wszędzie się walały wszelakie książki i artefakty, miejsce było mało zadbane, ale na pewno nie stare. Pomimo przejścia przez całą chatkę w zdłóż, wiedźmy dalej nigdzie nie było, przez co zaniepokoił się oraz zmarszczył brwi, sugerując wnerwienie. Ta sprawa była dla niego pilna. Nie mógł czekać. Skierował więc miecz ku szparze między deskami i wbił go tak, by ustał w pionie. Starannie zdjął z szyi wisiorek w kształcie rombu z nabitym klarownym pryzmatem, następnie owinął sznurek wokół kciuka prawej dłoni. Wypowiadając zaklęcie powolnym szeptem, wyprostował dłoń i przypomniał sobie wiedźmę.
CZYTASZ
Sekta Revactis
FantasyJest to pierwsze opowiadanie z świata zwanego Pektria. W tej opowieści poznasz trzech głównych bohaterów wokół których będzie się rozprzestrzeniała fabuła. Seraphiel będący podróżnym czarnoksiężnikiem z Zakonu Pryzmatu, kręcąc się w okolicy po szla...