Ucieczka.
Velia potknęła się o uschnięte korzenie drzew, kurczowo ściskając rąbek długiej sukni bladymi palcami. Ze wszystkich sił starała się uciec jak najdalej. Jej oddech przyspieszył, nim to cholerstwo w ogóle się zaczęło. Jak to możliwe, że mały spacer po lesie zamienił się w coś takiego?
Żałosne skrzypienie drzew rozbrzmiewało niemalże koło jej ucha. Jej wzrok padł na puste oczodoły ogromnego potwora pokrytego zakrwawioną sierścią. Nie musiała się długo zastanawiać, momentalnie popędziła przeciwnym kierunku. Przeklinając głośno, Velia wpadła na wyrwę w ziemi pełną gnijących liści. Przez smród zmarszczyła nos. Wstrzymując oddech, na sekundę obejrzała się przez ramię - stwór, poruszający się niezdarnie na nieproporcjonalnie długich kończynach, pędził prosto na nią. Tym razem krok do szczeliny, skrytej w mroku nocy, był znacznie łatwiejszy niż poprzednio.
Kilka tygodni temu z pewnością nie postąpiłaby tak pochopnie. Biegłaby dalej przez las, czekając, aż koszmar się skończy. Zdarzyło się to więcej niż raz: sen powracał z godną pozazdroszczenia częstotliwością już od kilku nocy. Aż do dzisiejszej nocy wszystko kończyło się tak samo. Wszystko prędzej czy później dobiega końca - wiedziała o tym lepiej niż ktokolwiek inny. Bezmyślna ucieczka nie miała najmniejszego sensu. Musiała wydostać się na własną rękę.
Gdy tylko jej stopy wylądowały na pokrytej liśćmi powierzchni, Velia zdała sobie sprawę, że grunt pod jej stopami nie jest już stabilny. Ziemia się rozeszła, odsłaniając strumień mętnej zielonej wody pędzącej we wszystkich kierunkach. Nie było czego się chwycić. Dziewczyna z całej siły zacisnęła oczy i wzięła głęboki oddech. Nie na darmo. Z ogłuszającym dźwiękiem jej ciało uderzyło w powierzchnię wody, która powoli zaczęła wchłaniać wijące się w próbie wydostać się na powierzchnię ciało.
Powietrza zaczęło katastrofalnie brakować. Velia otworzyła oczy w panice, zaciskając blade usta dłońmi. Pęcherzyki powietrza uparcie rozpraszały się wokół niej.Jednocześnie z tym, kiedy zaczęła tracić świadomość , ciało dziewczyny grubo wypchnęło na okolicę lasu. Odrzucając z jaźni ciemne włosy, Velia z ostentacyjną powolnością obwiodła wzrokiem stojący przed nią rozwalający się ogromny dworek: Osypujące się ściany, zabite deskami drzwi i pokryte warstwami kurzu okna demonstrowały iż w budynku od dawna nie było żadnej formy życia.
Kaszląc, splunęła resztą wstrętnej w smaku wody, nim podjęła się próby by wstać. Ciało uderzył ostry dreszcz. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziała tego domostwa. Objąwszy siebie rękami, Velia rozejrzała się naokoło. Las z tyłu znikł, zmieniwszy się absolutnie pusty obszar.
- Nie wszystko jest tak źle, prawda? - odwróciła się w stronę dworku, zamarłszy w miejscu. - nie Ma lasu - a więc, nie ma tego cholernego stworzenia. Nie ma stworzenia - nie ma niebezpieczeństwa.
W jej sytuacji myśleć podobnym sposobem zdawało się bezsensownym, jednak co jeszcze pozostało czynić? Do przebudzenia było daleko. Nie obudziła się na samym początku, a więc nie obudzi się w najbliższym czasie. Należy poruszać się wprost, inaczej prędzej czy później będą gonić ją dawne koszmary. Krocząc w stronę domu, nie od razu zauważyła ruch wewnątrz budynku. Zatrzymawszy się kilka kroków od szerokich okien, Velia przymrużyła oczy, próbując przypatrzyć się wnętrzu. Biało-szare farby snu nie pozwalały dojrzeć często migających sylwetek.Malutka ludzka ręka prześlizgnęła się wzdłuż szkła, wycierając za sobą szczelną warstwę kurzu. Dziecko. Jedno, potem drugie, trzecie. Velia podeszła do okna, dotknąwszy ręką kruchego szkła. Zza niego skierował się zaciekawiony wzrok. Z jakiegoś powodu poczuła się nieswojo. Wystaczyło spojrzeć na zabite drzwi,a dzieci, podobnie jak ona wcześniej, utraciwszy nieznajomą zainteresowanie, schowały się wewnątrz.
CZYTASZ
Somnambula: 8 słońc
SonstigesW życiu Velii granice między snami a rzeczywistością zostają całkowicie zatarte: czy uda jej się odróżnić jedno od drugiego? Czy można zaufać osobie, którą ona spotyka tylko w snach? Co zrobić, gdy chęć wyrwania się z oków dotychczasowego życia staj...