Psoty

21 10 15
                                    

Przyglądałem jej się ze zmarszczonymi brwiami. Naprawdę chciałem uwierzyć w słowa tej kobiety. Intuicja podpowiadała mi jednak, że czai się w nich drugie dno. Chcąc uśpić jej czujność, postanowiłem chwilowo porzucić ten temat. Na razie rozkoszowałem się obserwowaniem harmonijnych ruchów mojej gospodyni, tym, w jaki sposób zakładała włosy za ucho, jak przerzucała ich ciemną falę przez ramię, jak kolorowa spódnica okręcała się wokół jej nagich kostek.

— Czy masz ochotę na deser? — spytała, przerywając moją kontemplację.

Na samo brzmienie słowa „deser" poczułem, jak żołądek zaciska mi się w lodowatą bryłę lodu.

— Nie, ale dziękuję za propozycję. Od jakiegoś czasu unikam słodyczy.

Może mi się wydawało, ale chyba dostrzegłem błysk w jej złotych oczach.

— To może chociaż likier czekoladowy? Podobno pomaga się zrelaksować, a wyglądasz mi na kogoś, kto tego potrzebuje.

Niegrzecznie byłoby odmówić dwa razy z rzędu. Zgodziłem się więc na kieliszek likieru. Okazał się tak dobry, ciesząc podniebienie słodyczą czekolady, gorzkim posmakiem alkoholu i pikantną nutą korzennej przyprawy z dalekich stron, że nim się spostrzegłem, wypiliśmy pół karafki.

Z każdym kolejnym łykiem czułem, jak stopniowo opuszczają mnie nieprzyjemne myśli. Po niedługim czasie jedyne, na czym potrafiłem się skoncentrować, było to, co mówiła i robiła moja rozmówczyni. Patrzenie na nią sprawiało mi czystą przyjemność. Przez cały wieczór, a właściwie już od rana, gdy tylko zobaczyłem ją na targu, próbowałem przypomnieć sobie, czy gdzieś już jej nie spotkałem. Ostatnia myśl kazała mi pomyśleć o Złotce. Chyba przez to nie usłyszałem pytania mej pięknej gospodyni.

— Nie zapytałem nawet, jak masz na imię — zauważyłem, próbując ukryć gafę.

— Aura — odparła gładko, choć miałem wrażenie, że i tym razem nie jest do końca szczera.

A może wszędzie wierzyłem spisek.

Alkohol powoli przytępiał moje zmysły. Byłem mu wdzięczny, gdyż od tygodni nie czułem się tak dobrze i swobodnie, jak w tym momencie.

— Piękne imię — powiedziałem.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Jej zachwycające, pełne, malinowe usta wygięły się delikatnie we wdzięczny łuk. Obserwowałem je, a w środku cały płonąłem. Wstałem szybko, nim zdążyłem się rozmyślić, nim wróci do mnie zdrowy rozsądek, podszedłem do pani domu i, oparłszy ręce na podłokietnikach jej fotela, rzekłem:

— Przepraszam, ale nie potrafię się dłużej powstrzymywać.

Pocałował ją w usta. Aura, początkowo zaskoczona, szybko oddała pocałunek. Smakowała likierem, jej skóra pachniała cytryną i cynamonem, a między szybko unoszącymi się piersiami miała biały ślad z cukru pudru, którego zapewne użyła do swych wypieków niedługo przed moim przyjściem.

Wstała, wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do innego pomieszczenia. Znaleźliśmy się w jej sypialni. Rozebrałem ją niespiesznie, podziwiając jej urodę. Światło świec zmysłowo podkreślało jej krągłości, igrało w oczach, we włosach, na lśniących ustach. Kiedy wszystkie nasze ubrania znalazły się już na podłodze, zanurzyliśmy się w miękkiej pościeli o zapachu wanilii.

Aura krzyknęła głośno w chwili, w której dopaliła się ostatnia świeca.

Pomyślałem, że to najpiękniejszy dźwięk, jaki w życiu słyszałem.

***

Gdy zbudziłem się nad ranem, do pomieszczenia wpadały promienie słoneczne, a obok mnie spała Aura. Jej czarne włosy rozsypały się na poduszce, a usta wciąż miały kolor dojrzałych, późnojesiennych malin. Uśmiechnąłem się na ten widok, a potem ogarnąłem spojrzeniem sypialnię, próbując zlokalizować poszczególne elementy garderoby.

Smak zaklętej jesieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz