Rozdział 3 - Aleks

35 11 0
                                    

Podobno lepiej w ciasnym, ale własnym, nie jestem jednak pewien, czy zgadzam się z tym powiedzeniem. Wydaje mi się, że jest jakiś limit, który pozwala na minimalny komfort życia. Mikro-kawalerki zdecydowanie nie spełniają tego minimum, ale kogo to obchodzi. Na więcej w tej chwili nie mam co liczyć.

Nie mam wcale tak dużo rzeczy, bo nie mam zbyt wiele pieniędzy, by je kupować. Moim przekleństwem są jednak ubrania z lumpa, których zdecydowanie nie pomieszczę w tej jednej, średniej wielkości szafie. Będę musiał kupić jakąś komodę lub dodatkową szafkę. Na razie jakoś wcisnę to wszystko do środka, ale zdecydowanie muszę pomyśleć nad tym, jak lepiej zorganizować tę przestrzeń.

W poprzednim mieszkaniu wynajmowałem, dość przestronny pokój, w którym bez problemu mieściłem swoje rzeczy. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że był on prawie tak duży, jak cała ta kawalerka. Teraz w jednym pomieszczeniu mam kuchnię, jadalnię, sypialnię, salon, a nawet przedpokój. Całe szczęście, że chociaż łazienkę mam oddzielnie. Podobno ten komfort nie jest już oczywistością w tym nowym budownictwie pod wynajem dla studentów.

Wcisnąłem do środka ostatnią rzecz i szybko zamknąłem szafę, zanim cokolwiek z niej wypadło i uznałem, że się poddaję. Mam dość rozpakowywania na dziś. Zdążyłem już zapomnieć, jak męczące są przeprowadzki. Nie miałem jednak za bardzo innego wyboru. Na szczęście nowe gniazdko znalazłem dość szybko, jest ono w dość dobrym stanie, a lokalizacja jest naprawdę dobra, choć to Bałuty. O tej części Łodzi krążą różne historie, ale przynajmniej nie jest to Limanka. Choć ta jest niepokojąco blisko. Nie jest najlepiej, ale zdecydowanie nie jest też najgorzej.

Niedługo się tu zadomowię. Muszę tylko rozpakować ostatnie pudła, pozbyć się kartonów i udekorować tę przestrzeń po mojemu. To swego rodzaju nowy początek. W poprzednim czułem się wiecznie zaszczuty. Nie trafił mi się zbyt przyjemny współlokator, ale przynajmniej ulotniłem się stamtąd, nim stało się coś poważnego.

Kuchnię miałem już w pełni funkcjonalną, więc postanowiłem przygrzać sobie coś smacznego. Miałem jeszcze zawekowane gołąbki w słoiku. Kuchenne kartony już rozpakowałem, więc z łatwością znalazłem słoik w szafce. Otworzyłem go, choć wymagało to ode mnie wiele wysiłku i zajęło mi dobre kilka minut. Zawartość przerzuciłem do rondelka, a zapach domowego jedzenia sprawił, że zaburczało mi w brzuchu. Nie mogłem się już doczekać, aż je zjem.

Być może to trochę żałosne, ale obiadki mamusi to coś, za czym zdecydowanie tęsknię. Nie aż tak by wrócić na tę wiochę, na której się wychowałem, ale zdecydowanie wizja słoików z domowym żarciem popycha mnie do regularnych odwiedzin w domu rodzinnym.

Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. Odkręciłem gaz i nacisnąłem zapalnik, ale nic się nie stało. Żadnej iskierki. Brak iskierki oznaczał brak ognia, a brak ognia oznaczał smutne, zimne jedzenie. Zakręciłem gaz, bo brak gołąbka to nie powód, by ze sobą kończyć, ale zdecydowanie ogarnęła mnie frustracja. Skupiłem się na tym cholernym zapalniku, ale wyglądało na to, że po prostu się zepsuł. Może się zatkał lub po prostu był jakiś felerny. Nie znam się na tym. A nawet jakbym się znał, było już blisko północy, a mój mózg nie funkcjonuje zbyt dobrze w takich godzinach.

Potrzebuję tego gołąbka. Jeśli go nie zjem, to się popłaczę. Dlaczego życie jest takie okrutne? Zacząłem przeszukiwać szafki w poszukiwaniu zapałek lub zapalniczki, ale niczego takiego nie znalazłem. Jako że nie palę, a w poprzednim mieszkaniu miałem płytę indukcyjną, nie posiadam takich rzeczy.

Przez chwilę zastanawiałem się, czy się poddać, ale uznałem, że tego nie zrobię. Nie poddam się. Zjem gołąbka, chociażby miał być to ostatni posiłek w moim życiu.

Z nową determinacją włożyłem buty i kurtkę, zabrałem portfel i klucze, po czym wyszedłem z mieszkania. Było zimno, ale do przeżycia. Na szczęście pięć minut stąd jest jakaś stacja, a tam na pewno mają coś, co uratuje moją kolację. Podobno jestem uparty, a to, co właśnie robię, chyba jest na to dowodem. A poza tym skoro już tam będę, to wezmę sobie jakieś ciastka. Ciastka ostatecznie poprawią mi humor.

Stajnia JednorożcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz