Rozdział 37

312 31 1
                                        

Mia
- Oto cała tajemnica fortuny Marii Josie Andrew. - powiedziałam szyderczo - gdyby się wydało...- głos mi się załamał, bo mimo że byłam mega dumna z klubu i tego, że sama na niego zarobiłam. To już to jak na niego zarobiłam dawało wiele do życzenia. - to mogło by wszystko zniszczyć...

- Nie wyda się - powiedział pewnie Liam łapiąc mnie za policzki i nakierowując moją twarz na siebie - Nie pozwolę na to. - powiedział dosadnie - Rozumiesz? Zniszczę każdą hienę, która spróbuję choćby pomyśleć o tym, żeby o tobie napisać coś nie pochlebnego. Rozumiesz mnie?

- Żeby to było takie prosto - powiedziałam patrząc mu w oczy.

- Jest. Zaufaj mi - powiedział przekonywująco.

I od tak uwierzyłam. Wierzyłam mu kiedy mówił te słowa i każde inne mając nadzieję, że ślepa wiara w Niego mnie nie zniszczy.

- W teraz chodźmy już spać - powiedział na co przytaknełam i udaliśmy się do sypialni.

Budzik zaczął wyć o 8 rano, co sprawiło u nas ból piekielny, bo poszliśmy spać na długo po 2 w nocy.

- Wyłącz też jazgot - wymamrotał Liam przykrywając głowę poduszką. Wyłączyłam budzik, po czym ściągnęłam poduszkę z jego twarzy i dałam mu buziaka w usta. Liam chwycił telefon, otworzył jedno oko by sprawdzić godzinę.

- Po co wstajesz tak wcześnie? - zapytał sennie.

- Mówiłam ci wczoraj, że mam spotkanie z agentem pewnej gwiazdy. Poza tym muszę jeszcze rozliczyć utarg z wczoraj i zrobić kilka innych rzeczy w klubie. - odparłam.

- I musisz to robić tak rano? - zapytał.

- Niestety tak. - odparłam smutno - niestety też nie mogę ci zostawić auta, bo będę dziś trochę jeździć - powiedziałam z lekkim wyrzutem.

- Przecież to twoje auto, nie musisz mi go cały czas zostawiać - miał rację jednak ja wolałam, żeby miał jak poruszać się po mieście skoro większość dni spędza u mnie.

- Na razie nigdzie się nie wybieram, a jeśli będę musiał wyjść to wezmę ubiera. - uspokajał mnie.

- To śpij jeszcze - powiedziałam po czym nachyliła się nad nim i go pocałowałam. Pocałunek trwał trochę dłużej niż powinien, ale ani trochę nie narzekałam.
Po prysznicu i szybkim śniadaniu założyłam jasne jeansy, białą koszulę na guziki, czarne szpilki i pojechałam do klubu. Tam standardowo faktury, utarg, zamówienia w między czasie wymieniłam się z Liamem kilkoma smsami zanim się zorientowałam musiałam wychodzić na spotkanie z agentem celebrytów. Podjechałam pod restauracje w której się umówiłam z Danielem Saveg czyli agentem wielu artystów takich jak Marshmello, Zedd czy Alan Walker. Facet się uparł, że chcę rozmawiać z właścicielką klubu i za nic miał tłumaczenia Ridera, że to on jest od bukowania artystów, a że bardzo nam zależy na jednym muzyku zgodziliśmy się. Daniel już siedział przy stoliku, kiedy mnie zobaczył od razu wstał i wyciągnął do mnie rękę.

- Maria - powiedział nad wyraz entuzjastycznie - jak się cieszę, że mogliśmy się spotkać.

- Nie dałeś nam wyboru- odparłam sucho- nie chciałeś negocjować z Riderem - powiedziałam uśmiechając się kwaśno .

- Taak to jeden z moich czołowych klientów i nie mogę warunków jego umowy negocjować z osobami postronnymi.

- We wcześniejszych przypadkach ci to nie przeszkadzało - zarzuciłam mu z wredną nutą w głosie.

- Maria, Maria...- uśmiechnął się do mnie głupkowato, po czym dodał - jesteś tak samo błyskotliwa co i piękna. Jeśli kiedyś trafisz do nieba to anioły pozazdroszczą ci urody...

Nie Jej wina [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz