*31 października 1981*
Lily Evans trzymała w drobnej dłoni nóż.
Wycinała właśnie wielkiej dyni oczy w ten staroświecki, mugolski sposób. Magia teraz była nieco ryzykowna, ale to wcale nie powstrzymywało jej przecież przed przygotowaniem idealnej Nocy Duchów.
James stał tuż za nią, zwijając cynamonki. Musiała przyznać, że miał rękę do wypieków, a do drożdżowych w szczególności. Kochała wszystkie ciasta, ciasteczka i desery wychodzące spod jego ręki, tym bardziej jeśli miały w sobie trochę przypraw wprawiających ją w jesienny nastrój. Ostatnio nie miała czasu się zachwycać kolorowymi liśćmi i dyniowymi przysmakami, a James też nie bardzo miał okazję cokolwiek upiec, ale dzisiaj było inaczej. Dzisiaj świat stał w miejscu, bo oni świętowali i nic nie mogło im w tym przeszkodzić.
W nosie ją trochę kręciło od mocnego aromatu cynamonu, który zawładnął kuchnią. Kichnęła, mogłoby się zdawać delikatnie, ale nóż wyślizgnął jej się z ręki, nacinając trochę skórę na jej palcu.
James niemal natychmiast odwrócił się do niej, pytając czy wszystko w porządku. Nim zdążyła odpowiedzieć, że tak, on już szukał w szafce zestawu opatrunkowego.
- Jamie, naprawdę nie trzeba...
- Ciii. - przyłożył jej palec do ust i zaczął owijać bandażem jej skaleczenie. - Obiecałem, że będę cię chronić.
- Po pierwsze, Potter: to tylko drobne skaleczenie. A po drugie: dobrze wiesz, że nie potrzebuję ochrony.
- Wiem. - James musnął ustami jej dłoń w zabandażowanym miejscu. - Lubię jednak świadomość, że jestem czyimś bohaterem, więc pozwól mi żyć w tym pięknym zaprzeczeniu.
Lily pokręciła głową ze zrezygnowaniem, ale kąciki jej ust uniosły się lekko do góry.
Kiedy dynie zostały już wydrążone, a cynamonki upieczone, nie pozostało nic innego, jak tylko nakarmić Harry'ego, ułożyć go do snu i wreszcie przebrać się w kostiumy. Co z tego, że będą tu sami. Liczyła się zabawa i tradycja.
James grzebał właśnie w niewielkiej szafce z bodami dzieciencymi, a Lily smarowała olejkiem ciałko bobasa, gdy stało się coś niezwykłego.
- Tata! - zagaworzył Harry, wskazując paluszkiem na mężczyznę.
James zamarł w miejscu, wypuszczając piżamkę z dłoni.
- Tata, tata, tata! - pokrzykiwał wesoło mały, a jego rodzice mieli łzy w oczach ze wzruszenia.
Harry powiedział swoje pierwsze słowo. Oczywiście już wcześniej wychodziły z niego pojedyncze sylaby, ale to dzisiaj to, co opuściło jego usta, pierwszy raz miało większy sens. Potterowie wiedzieli, że zapamiętają ten dzień na wieczność.
***
Harry usnął w mgnieniu oka. Był taki spokojny i uroczy, że mogliby na niego patrzeć całymi dniami i się nie znudzić. Czekały na nich jednak gorące cynamonki, więc okrywając Harry'ego szczelniej kocykiem, wyszli z pokoju.
- Nie wierzę, że nasz synek właśnie powiedział pierwsze słowo. - mruknęła Lily, zamykając ostrożnie drzwi.
- Tak szybko dorastają. - James złapał się teatralnie za serce. - Nim się obejrzymy, a już będziemy z nim wybierać szaty do Hogwartu i słuchać o jego pierwszych przyjaźniach.
- I narzekania na profesorów i eliksiry. - dodała, idąc za tą wizją. - Sądzę, że będziemy dostawać sporo wezwań do szkoły. Na pewno będzie rozrabiał, w końcu to twój dzieciak.
- Mam nadzieję, przecież musi zasłużyć na miano Huncwota. - puścił jej oczko. - Och, i dam mu kiedyś pelerynę! Może na któreś święta Bożego Narodzenia?
- Musimy w takim razie piec rodzinnie pierniczki i makowca.
- Definitywnie. I pakować wspólnie prezenty dla Łapy, Lunatyka i może dla ich przyszłego dziecka.
- Myślisz, że Harry by się z nim przyjaźnił?
- Nie widzę innej opcji. W końcu byliby na siebie skazani.
Oboje wybuchli gromkim śmiechem, który szybko jednak został ugaszony słowami Lily:
- Myślisz, że do tego dojdzie? Wiesz, do tej wspaniałej przyszłości, wspólnych świąt, przyjaźni nieistniejącego jeszcze dziecka Lupinów i naszego?
- Na pewno, skarbie. - James ucałował ją w skroń. - Gdy tylko wojna dobiegnie końca, nasza przyszłość będzie usłana różami.
Oboje wiedzieli, że nawet gdy wojna się skończy, wcale nie będzie tak kolorowo, ale pozwolili sobie wierzyć w tą piękną wizję.
***
Lily tej nocy została wampirem.
Pożyczyła od Jamesa czarny garnitur, który nieco na niej wisiał i zawiązała wokół szyi długi krawat. Jej twarz pokrył biały puder, usta - ostro czerwona szminka, a wampirze zęby kupione w pierwszym lepszym mugolskim sklepie wystawały elegancko. Związała swoje rude włosy w ciasny kucyk i przejrzała się w lustrze.
Nie minęła sekunda, a James pojawił się w progu, opierając się o framugę niczym profesjonalna księżniczka. Miał nawet na sobie błękitną sukienkę i plastikowy diadem na głowie, i gdyby nie policzki brudne cynamonem, Lily może byłaby w stanie się nie roześmiać.
- No co? Jestem piękną królewną.
- Oczywiście. A twoją magiczną mocą jest zjadanie gleby?
- Co? - Okularnik skrzywił się, najwyraźniej nie mając pojęcia o co jej chodzi.
Szybko jednak dostrzegł swoje odbicie w lusterku i cynamonową ozdobę na swojej twarzy, która rzeczywiście wyglądała jak ziemia.
- To taki naturalny brokat. - machnął ręką. - Trzeba dbać o środowisko.
Lily pokręciła głową ze zrezygnowaniem. James był czasem taki głupi. Kochała to w nim. W całości go kochała. Był jej promyczkiem i rozświetlał ponure dni, których ostatnio było bez liku.
Pociągnął ją za sobą do salonu i ustawił płytę (pewnie od Remusa) w gramofonie. Już po chwili do uszy Lily dobiegły pierwsze dźwięki "Love of my life" od Queen. Chwyciła Jamesa w pasie i porwała go na "parkiet" w postaci środku pokoju. Oparł ramiona o jej barki i zatopili się w tańcu, który trochę przypominał walca, a trochę jakąś dyskotekę.
Było magicznie. Oboje zapomnieli o całym świecie, tonąc w tym nieidealnym tańcu, zatracając się w muzyce.
Love of my life, don't leave me
You've taken my love, and now desert me
Love of my life, can't you see?
Bring it back, bring it back
Don't take it away from me
Because you don't know what it means to me- Jesteś miłością mojego życia, Lily Evans. - wyszeptał James. - I będziesz nią do końca moich dni.
Szkoda tylko, że nie wiedział, że koniec nastąpi tak szybko.
KONIEC
[AN]
ten fanfik to friendly reminder że w ten szczęśliwy dzień syriusz trafił do azkabanu na 12 lat, lily i james zginęli tragiczną śmiercią, harry został bez rodziców, a remus stracił przyjaciół i miłość swojego życia.
tak... także ten...
wesołego halloween kochani
~alex
CZYTASZ
fun time. JILY
Fanfictionnajszęśliwszy wieczór w życiu młodych państwa potter. - jily (james x lily) - one-shot - halloween special