Zimowy poranek był szary i mroźny, a śnieg pokrywał ulice stanu Waszyngton jak nieskazitelny, biały płaszcz. Siedziałem obok brata w samochodzie, wpatrując się w mroczne chmury, które zdawały się przenikać do mojego wnętrza. Gdy przejeżdżaliśmy obok Eastbrook Preparatory School, poczułem nieprzyjemny skurcz żołądka. Nie chciałem tu być.
– Zobaczysz, Silas. Wyjdzie ci to na dobre – rzucił, jego głos był stanowczy, ale wciąż czułem w nim troskę.
Zmierzyłem go spojrzeniem, ale nic nie powiedziałem. Nie miałem ochoty na dalsze kłótnie, ani na jego obecność. Miałem osiemnaście lat, ale czułem się jak małe dziecko uwięzione w klatce. Chciałem krzyczeć, a nie przyjeżdżać do tego miejsca.
Kiedy dotarliśmy, wyłączył silnik, a ja wziąłem głęboki wdech i wydech gotowy na to, co miało się wydarzyć. Wyciągnąłem rękę po swoje rzeczy — kilka walizek i kartonów, które były moim jedynym bagażem. Zatrzymaliśmy się przed budynkiem, który wyglądał na starożytny i surowy, z mrocznymi oknami, które zdawały się śledzić nasze ruchy.
– Pamiętaj, co mówiłem. – Rosen spojrzał na mnie, jego brązowe oczy były pełne determinacji. – Bądź ostrożny.
Zerknąłem na niego, zastanawiając się, jakim cudem mógł myśleć, że mogę być w tym miejscu szczęśliwy. Milczałem, bo wiedziałem, że nie rozumiał. Po wszystkim, co przeszedłem, internat wydawał się tylko kolejnym sposobem na ukrycie mnie przed światem.
Weszliśmy do środka, gdzie w holu panował lekki zgiełk. Uczniowie przechodzili obok, ich śmiech brzmiał jak obcy dźwięk dla moich uszu. Przeszliśmy przez kilka korytarzy, aż dotarliśmy do gabinetu dyrektora.
Mój brat zapukał, a ja czułem, jak moje serce bije coraz szybciej i mocniej. Kiedy dyrektor otworzył drzwi, wydał się surowy, z oczami przenikającymi jak stal.
– Pan Shade, proszę wejść – powiedział, zapraszając nas do środka. Jego głos był głęboki, a wyraz twarzy niewzruszony.
Uścisnął jego dłoń, a ja stałem z boku, czując się, jakbym wpadł w pułapkę.
– To nasz nowy nabytek? – spytał dyrektor Theodore Langston, a jego wzrok padł na mnie.
Przytaknąłem, niezdolny do wydobycia z siebie słów. On zajął miejsce na krześle, a ja stanąłem obok niego, wciąż kurczowo trzymając walizkę.
– Myślę, że będzie się tu dobrze czuł – kontynuował Langston, przestępując z nogi na nogę. – Nasza szkoła ma wiele do zaoferowania.
Zaraz potem rozpoczął monolog o standardach edukacyjnych, programach i możliwościach, które czekały na mnie w Eastbrook. Nie słuchałem, mój umysł błądził daleko stąd. Kiedy dyrektor w końcu zakończył, spojrzał na mnie wyczekująco.
– Chcesz coś dodać, Silasie?
– Nie – wydusiłem z siebie, czując, jak gniew we mnie narastał.
Dlaczego miałbym coś dodać? Moje życie to nie był żaden wykład.
Rosen odwrócił głowę w moją stronę, jego spojrzenie wyrażało frustrację. Wiedział, że nie jest to prosta sytuacja, ale nienawidziłem go za to, że mnie tu przywiózł.
Po rozmowie z mężczyzną przyszła pora na pokazanie mi pokoju. Trzymałem się Rosa jak cień, czując, że moje serce wciąż bije w przyspieszonym tempie. Korytarze były ciemne, a ściany pokryte drewnem, które sprawiały wrażenie, jakby skrywały wiele tajemnic.
W końcu dotarliśmy do mojego nowego pokoju. Otworzyłem drzwi, a wnętrze wyglądało na zwyczajne: łóżko, biurko, szafa. Jednak w moim umyśle wciąż trwał bunt.
– Przykro mi, że musisz tu być – wyznał Ros, opierając się o framugę drzwi. Jego głos był miękki, ale czułem w nim determinację. – Zrób, co w twojej mocy, by się przystosować.
Nie odpowiedziałem, tylko zgromiłem go wzrokiem. Widziałem troskę w jego oczach, ale nie potrafiłem się nią przejąć. Potem, z jedną walizką w ręku, przeszedłem do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Zatrzymałem się na chwilę, nasłuchując dźwięków korytarza. Zimny, surowy świat za drzwiami wydawał się jeszcze bardziej obcy. Zaczynałem nowy rozdział w życiu, ale w głębi duszy wiedziałem, że to nie koniec moich zmagań. Właśnie się zaczynały.

CZYTASZ
Snowy Nights | 18+
Mistério / Suspense| TYMCZASOWO ZAWIESZONE | „ɴɪᴇ ᴜꜰᴀᴊ ᴛᴇᴍᴜ, ᴄᴏ ᴡɪᴅᴢɪꜱᴢ, ʙᴏ ʀᴢᴇᴄᴢʏᴡɪꜱᴛᴏꜱ́ᴄ́ ᴘᴏᴛʀᴀꜰɪ ʙʏᴄ́ ᴍʏʟᴀ̨ᴄᴀ. ɴɪᴇ ᴜꜰᴀᴊ ᴛᴇᴍᴜ, ᴄᴏ ᴜꜱᴌʏꜱᴢʏꜱᴢ, ʙᴏ ᴋᴀᴢ̇ᴅʏ ᴅᴢ́ᴡɪᴇ̨ᴋ ᴍᴏᴢ̇ᴇ ʙʏᴄ́ ᴇᴄʜᴇᴍ ᴋᴌᴀᴍꜱᴛᴡᴀ. ɴɪᴇ ᴜꜰᴀᴊ ᴛᴇᴍᴜ, ᴄᴏ ᴅᴏᴛʏᴋᴀꜱᴢ, ʙᴏ ɴɪᴇᴋᴛᴏ́ʀᴇ ᴛᴀᴊᴇᴍɴɪᴄᴇ ꜱᴀ̨ ᴢʙʏᴛ ᴄɪᴇ̨ᴢ̇ᴋɪᴇ, ʙʏ ᴊᴇ ᴜɴ...