prolog

18 4 2
                                    

Agnes

Łzy zasłaniają mi widok, gdy biegnę przed siebie w środku lasu. Mocno zaciskam chude palce na obudowie telefonu, tak bym przypadkiem go nie upuścić. Strach paraliżuję całe moje ciało, nogi odmawiają posłuszeństwa, ale mimo tego nadal biegnę przed siebie. Muszę biec szybciej. Muszę dostać się na klif.

Muszę mieć pewność, że ON żyje.

Mój oddech z każdą sekundą staje się coraz bardziej urywany. Krzyk bezradności zamienia się w jedną wielką gulę, słone łzy wypalają dróżkę po czerwonych od wysiłku policzkach a koszmarne scenariusze bombardują moje myśli. Dlaczego nie zauważyłam, że coś jest nie tak? Dlaczego nie zareagowałam, gdy się ode mnie odsunął? Dlaczego musisz być taką idiotką, Agnes Emerson? Taką. Głupią. Idiotką.

Do pokonania drogi na klif została mi ostatnia prosta. Nabieram powietrze w płuca i biegnę. Głośny szelest z tyłu sprawia, że odwracam głowę, ale przez gęstą mgłę i tak niewiele widzę. Panika i coraz to większa histeria ze zdwojoną siłą wrze w żyłach, dlatego mimowolnie przyśpieszam.

Blask księżyca oświetla ostre klify, na które wbiegam. Rozbieganym wzrokiem próbuję odszukać sylwetki Archera, ale kompletnie nic nie widzę. Chcę się poddać, upaść na kolana i zaczekać aż chłopak do mnie podejdzie i pocieszy tak jak zawsze. Ale nie mogę. Nie w tej chwili - przecież obiecałam mu, że będę silna.

Chwiejnym krokiem ruszam do krawędzi klifów. Wiatr rozwiewa moje czarne włosy na wszystkie strony, ale nie dbam o to. Muszę jak najszybciej upewnić się, że z Archerem wszystko w porządku. Że jego nagłe zniknięcie było spowodowane chorobą a nie okropnymi myślami. Chcę go przytulić, ochrzanić za ten nieśmieszny żart i zabrać do domu.

Ale go tam nie ma.

Przestraszona zaczynam rozglądać się dookoła wołając głośno imię chłopaka. Ale nikt mi nie odpowiada. Panika przejmuję władzę nad moim ciałem, zmarznięte dłonie wplatam we włosy.

- To naprawdę kiepski żart, Archer! - wykrzykuję po raz kolejny.

Stukam palcem w ekran telefonu po czym pośpiesznie wchodzę w ikonkę z uśmiechniętą twarzą Archera. W momencie, w którym słyszę pierwszy sygnał w tej przeraźliwej mgle rozbłyska światło. Żółć podchodzi mi do gardła, gdy zdaję sobie sprawę, co je powoduje. Niczym w amoku chwytam przedmiot i patrzę na swoją ikonkę.

I wtedy dociera do mnie, że się spóźniłam.

Tracę równowagę i kolanami uderzam o ziemię. Nie potrafię opanować szlochu, a kiedy unoszę komórkę Archera na wysokość swoich oczu roześmiana Agnes, jak na ironię śmieje mi się w twarz. Wpadam w stan melancholii, mam wrażenie, że nie czuję bicia własnego serca. Że rozpadam się kawałek po kawałku.

- Agnes? - czuję silne dłonie na swoich ramionach. - Agnes!

Zaczynam się śmiać, bo to niemożliwe aby Archer do mnie wrócił. Kręcę głową, gdy przed oczami zamiast uśmiechniętego chłopaka widzę ciemną postać. Nicość. Czuję, że popadam w paranoję, bo to niemożliwe aby wrócił i próbował mnie uratować. Nie w momencie, w którym to ja nie zdążyłam uratować go.

- Agnes, kurwa, błagam popatrz na mnie!

Te cholerne dłonie wciąż potrząsają moim ciałem. Nie chcę ich czuć, próbuję je zrzucić, ale uścisk jest tak silny, że zwyczajnie nie daję rady. Emocje puszczają, krzyk pełen bólu wydobywa się z mojego gardła. Dłonie znikają z moich ramion przez co czuję się dziwnie obco, ale nie na długo, ponieważ te same ręce oplatają moje ciało w stanowczym uścisku. Zapach wody kolońskiej i drewna przenika przez mój zatkany nos i działa na mnie jak kubeł zimnej wody. Wiem co a raczej kto biegł za mną przez cały las, a teraz siedzi ze mną i szepcze mi do ucha, że będzie dobrze, ale ja wiem, że on kłamie. Bo nie jest dobrze i już nigdy nie będzie.

Wyrywam się z silnych ramion Noela i spoglądam na jego twarz. Henderson kciukiem ściera łzy z moich oczu, wtedy również zauważam jak czyste przerażenie uderza z jego oczu. Dlaczego chłopak z ławki jest ze mną na tym cholernym klifie? Chciałabym go odrzucić, wstać i jeszcze raz poszukać masywnej sylwetki chłopaka, którego miałam tutaj zastać, ale jednocześnie chciałabym się w niego wtulić i powiedzieć, jak bardzo cieszę się, że tu jest. Że nie zostawił mnie samej i za mną pobiegł.

Słowa, które padają z moich ust szokują nie tylko mnie, ale i Noela "nic mnie nie obchodzi" Hendersona. Słowa, w które tak bardzo nie chcę uwierzyć. Słowa, które uświadamiają mi, że... 

- Archer nie żyje.

Bolesne początki są poniekąd moimi ulubionymi, ale chyba nie w ten sposób. Napisałam to i jestem dumna z emocji, które czuję w tym tekście i mam nadzieję, że wam również udało się je poczuć.

#GWDPstile

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 5 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Gwiazdy wyglądają dziś pięknie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz