01

13 6 0
                                    

muzyka dla klimatu!

San Francisco,

14 października, 2021 rok

Evelyn Moore

Kochałam jeździć z moimi rodzicami na wycieczki, czułam, że to nas do siebie zbliżało. Nigdy nie jeździliśmy daleko a mimo to, były to najlepsze chwile jakie tylko mogłam z nimi spędzić. Kiedy wracaliśmy po prostu potrzebowaliśmy ciszy dla siebie. Kochałam wtedy słuchać muzyki i niczym się nie przejmować. Wtedy obchodziły mnie tylko moje słuchawki i muzyka, która w nich grała. Dzisiaj byliśmy w Coit Tower, byliśmy już tam parę razy, ale kochamy tam jeździć, to tak jakby NASZE ulubione miejsce. Potem pojechaliśmy na jakieś jedzenie i ruszyliśmy od razu do domu. To miejsce było około 30 minut od naszego domu więc mieliśmy dosyć blisko.

Wpatrywałam się w drogę, którą jechaliśmy, powoli zamykały mi się oczy. Zasnęłam, ale nagle obudził mnie krzyk mojej mamy, dalej miałam na sobie słuchawki, a muzyka dalej grała. Nie rozumiałam o co chodzi. Kiedy otworzyłam oczy wpadłam w panikę. Mój tato był nieprzytomny, a samochód dalej jechał. Nie wiedziałyśmy z mamą co robić, nagle nasz samochód zderzył się z drugim i wpadliśmy w poślizg.

San Francisco,

16 maj, 2022 rok

Evelyn Moore

Obudziłam się cała spocona, a po moim ciele przeszedł dreszcz po koszmarze, który nawiedzał mnie od czasu tamtego wydarzenia. Czasem miewam nawet ataki paniki, ale na szczęście dzisiaj udało się tego uniknąć. Westchnęłam i spojrzałam na zdjęcie mnie i moich rodziców stojące na szafce nocnej. Nie miałam już siły na łzy; w końcu minął prawie rok i powinnam iść dalej. Zamiast tego czułam po prostu pustkę.

Nie chciało mi się iść do szkoły, zwłaszcza że po wczorajszej imprezie czułam się wyczerpana. Trochę przesadziłam z alkoholem - nawet nie pamiętam, jak wróciłam do domu. Wzięłam telefon i zauważyłam kilka nieodczytanych wiadomości od mojej przyjaciółki Blair. Przewróciłam oczami i westchnęłam na widok jej zmartwionych słów. Dlaczego wszyscy tak się o mnie martwią? Tak, straciłam rodziców, ale w końcu trzeba nauczyć się żyć dalej. Imprezy, alkohol, a czasem narkotyki to jedyne, co mnie uspokaja. Skoro mówię, że nie potrzebuję pomocy, to znaczy, że tak jest.

W końcu niechętnie zwlokłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Założyłam swój mundurek. Został mi jeszcze makijaż bez którego nie wychodzę z domu. Bez niego nie potrafię siebie zaakceptować.

Do pokoju weszła moja babcia z filiżanką herbaty. Robi to codziennie, odkąd z nią zamieszkałam.

- Dziękuję, babciu - powiedziałam, jak zwykle. Nigdy jej nie słodzi, ale już się do tego przyzwyczaiłam.

- Proszę, do której dzisiaj masz lekcje?

- Do 15, tak jak zwykle - odpowiedziałam cierpliwie. Babcia miała słabą pamięć, więc przypominałam jej to codziennie. W rzeczywistości kończę o 14, ale mówię jej tak, bo po szkole lubię się gdzieś zaszyć, zapalić, albo po prostu odpocząć.

- Wypij herbatkę i idź do szkoły, bo się spóźnisz. I nie zapomnij kanapek, kochanie - uśmiechnęła się ciepło. Kocham ją za to, że zawsze o mnie dba. Teraz jest dla mnie najważniejszą osobą; gdyby nie ona, byłabym całkiem sama. Wiem, że ona też potrzebuje mojej pomocy, bo sama nie radzi sobie najlepiej, odkąd zmarł dziadek. Teraz mamy siebie nawzajem i to jest najważniejsze.

Odwzajemniłam uśmiech, a kiedy wyszła, zaczęłam się malować i pić herbatę. Zwykle nakładam korektor i daję czarną kredkę na linie wodną. Gdy skończyłam, poszłam do kuchni po kanapki. Szczerze mówiąc, nigdy ich nie jem. Nie chodzi o to, że mi nie smakują, po prostu rano nie jestem głodna, a na dodatek chce mi się rzygać. Moja przyjaciółka zawsze chętnie je ode mnie zabiera, więc przynajmniej się nie marnują. Gdybym powiedziała babci, że nie musi mi ich robić, pewnie by zaprotestowała i stwierdziła, że muszę jeść, żeby mieć siłę. Ale już nawet kanapki babci nie pomagają.

The Dastardly Angel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz