Michelle

33 1 1
                                    


Michelle


Na Pankrac przyjechałem o 2.30.Pomyślałem,że będzie tu podobnie tłoczno jak na lotniskach ,a co za tym idzie będą kolejki do odprawy.Owszem ,zrobiło się tłoczno przy mnie ,gdy tylko wszedłem na stację :kilku bezdomnych poprosiło o drobne.Zaprosilem ich na kawę do Starbucksa.Podziekowali,Nie mieli ochoty.

Pociag miał odjechać o 6,odprawa od 4.30 ,więc mogłem przyjechać 2 godz. później.Ale zależało mi ,by się nie stresowac spóźnieniem.Z drugiej strony,perspektywa kilku godzin na dworcu mnie irytowala.Łazilem bez celu.Szwendaczy podobnych mi,było kilkudziesięciu.Czesc próbowała przespać czas oczekiwania.

 Usiadlem przy stoliku wyludnionego stoiska kawiarni.Wyjąłem butelkę wody,zrobiłem łyk i zacząłem pisać w notatniku telefonu.Po chwili podeszła do mnie ,zgarbiona,wychudzona starsza pani.Byla schludnie ubrana.Przy uchu cały czas trzymała telefon.Skojarzyłem,że  już ją widzialem,gdy wchodzilem na dworz c.Rozmawiała tam z grupką bezdomnych.

-Napiłabym się kawy-powiedziala do mnie.Wpuscilem to jednym uchem,nie zastanawiając się czy dobrze zrozumiałem kontekst po Angielsku.

Wskazałem jej kawiarnie za moimi plecami.Poszla tam.Po chwili usłyszałem rwetes.Poniewaz Michelle,bo tak ma na imię,nie zastala obsługi za kontuarem,weszła dalej na zaplecze.Mloda baristka się wystraszyła.Wywlekla ją z wrzaskiem za barierki kawiarni.Gdy to zauważyłem, szybko podszedłem tam i spytałem dziewczyne: Co ona wyprawia? Dopiero wtedy zorientowałem się,że stałem przy "Pret",który był  zamknięty,a do którego poniekąd wysłałem tą kobiecinę.Obok nich był otwarty,lecz też bezludny; Starbucks.Całe zamieszanie przerwało nagłe pojawienie się ochroniarza. Złapał Michelle za ramię i pociągnął ją za sobą.Natychmiast zaszedlem mu drogę: -Zostaw ją-powiedzialem spokojnie,a zdecydowanie.Odstapil zaskoczony,puścił ją.W moment ochłonął .

-Ona jest z toba?- spytał z drwiną w glosie.

Oczywiście - odparłem i biorąc ją za rękę, delikatnie przyciągnąłem do siebie .Pomruczał coś pod nosem i odszedł.Spytałem Michelle , co ma ochotę wypić i może zjeść,bo chętnie jej to kupię.Poprosiłem ją by ze mną podeszła do Starbucksa.Zamowilismy tak jak chciała; latte i słodkie pieczywo.Gdy to odebraliśmy ,powiedziała byśmy wrócili do jej bagazu.Poszlismy tam.Zobaczylem trzy wiekowe ogromne walizy .Usiadla przy nich .Spytala o moje imię i podziękowała za pomoc,mówiąc,że jestem Gentlemanem.


Wrocilem do stoliczka w poczekalni. Posiedziałem tam chwilkę,ale nosiło mnie,więc zabrałem walizkę i poszedłem połazic po stacji..Po kilkunastu minutach wrocilem do Michelle,ponieważ widziałem z daleka,że znów trzyma telefon przy uchu.Gdy się zblizylem ,dostrzegłem,że telefon to stary martwy aparat.

Wszystko ok?- rzuciłem mrugając do niej.

Tak - odparła z cieplym uśmiechem ,popijajac z kubka resztki kawy.Jej druga ręka ciągle trzymała telefon przy uchu,ale nagle pomachała nim do mnie,nasze spojrzenia się spotkały,oczy jej błyszczały:

Artur,zaraz zadzwonią.-promieniała.Zabiorą mnie do domu.


Artur Kaminski 

Londyn,2020

MichelleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz