Rozdział 25

153 9 4
                                        

                                      Sophia

Ten tydzień był szalony, a ja zdecydowanie jestem cała obolała. Mężczyźni to są jak zwierzęta, gdy dobiorą się do nowej skóry nie chcą ją wypuścić nawet na chwilę. Tak było z nami, pieprzyliśmy się przez cały tydzień z przerwami na jedzenie czy odsypianie i regenerowanie sił.

Thomas z Williamem doszli nawet do porozumienia, a ja ich zmusiłam nawet do dania sobie soczystego buziaka na zgodę. To był naprawdę miły tydzień.

Teraz siedzę i popijam moją karmelową latte w naszym ogródku za domem, widok, który rozprzestrzenia się przede mną to basen i dalej jest już tylko płot oraz las. Thomas zadbał o naszą prywatność jak i bezpieczeństwo. Domek na odludziu, chociaż parę ulic dalej stoi mój były dom, w którym mieszka mój ojciec o ile nie jest na tych swoich pieprzonych delegacjach.

-Co tam robociku? - usłyszałam głos za sobą, a gdy się obróciłam dostrzegłam jak Thomas idzie w moją stronę z filiżanką w ręce zapewnie także to karmelowa latte.

Okazało się, że mamy podobny gust co do smaków i mamy swoich parę ulubionych potraw czy napojów.

-Hej, a gdzie Will? - zapytałam.

-Pojechał do sklepu, uparł się, że będzie robił dziś kolację. - zmarszczył brwi, gdy to mówił - Czy on potrafi gotować? - zapytał siadając obok mnie.

-Tak i to bardzo dobrze - odpowiedziałam z uśmiechem.

-Słuchaj, chciałbym cię przeprosić.

-Mnie? - wtrąciłam mu się w zdanie - A to niby za co? Przecież wyraziłam na wszystko zgodę, to że jestem obolała to dla mnie nie nowość ale przyjemnie się z tym bólem czuję.

-Daj mi choć raz szansę dokończyć, bo przetrzepię ten twój nieznośny tyłek. - warknął klepiąc mnie w wewnętrzną część uda.

-Wybacz. - parsknęłam śmiechem i następnie pokazałam ręką, że zamykam buzie na klucz, a jego wyrzucam za siebie.

Thomas się zaśmiał i pokręcił głową z niedowierzaniem.

-Chciałem cię przeprosić za to jak Cię traktowałem, zanim no wiesz. Za to jak cię też nazywałem. - mówił to z trudem, widać było jak bardzo rzadko przepraszał. - Przepraszam mała.

Uśmiechnęłam się i przybliżyłam do niego, by zostawić mu soczystego buziaka na tych zgrabnych ustach.

-Mam to uznać za przyjęcie przeprosin? - zapytał z nadzieją w oczach.

Przytaknęłam mu i wgramoliłam się szybko na jego kolana, a następnie go przytuliłam.

-Wiesz wtedy, gdy spotkałam twojego ojca po raz pierwszy - westchnęłam by zebrać się na wyzwanie - Nie sądziłam, że to mi zrobi dopóki nie zabrał mnie do tego pokoju, myślałam że idę na bal z okazji urodzin, a tymczasem ojciec sprzedał moją cnotę.

-Wiesz, że go zabiję? - zapytał, ale i tak powiedział to twierdząco.

-Nie chce, żeby coś ci się stało, po prostu stąd wyjedźmy. - odparłam, wzięłam jego dłoń i zaczęłam przyglądać się jego tatuażom.

Kotwica, krzyże, nawet coś w stylu grobu z datą, skrzydła. One były naprawdę piękne.

-Najpierw go zabiję, a potem twojego ojca. - odparł.

-Mojego ojca? - zapytałam z niedowierzaniem.

-Tak. - wziął papierosa z kieszeni i go odpalił.

-Dlaczego? - spojrzałam na niego.

BORN TO DIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz