Maski życie było odwrócone o 180 stopni. Jej nędzna chałupa zamieniła się w piękny zamek. Brudne ubrania w drogie suknie a stara poduszka którą całowała w cudownego i prawdziwego faceta. Nie mogła w to uwierzyć. Dalej myślała ze był to tylko sen. Ale pocałunki jej męża potwierdzały że to rzeczywistość.
-Kochanie.- Powiedział Capitano.
-Słucham?- Zapytała Maski. Odłożyła filiżankę herbaty na stół.
-Dostaliśmy zaproszenie od jej wysokości Tsaritsy na bankiet.
-Bankiet? A to niespodzianka.-
-Tak. Każdy harbinger ma przyjść ze swoim plus jeden. Pójdziemy zaraz na miasto kupić ci jakąś suknie. Co ty na to?- Zapytał.
-Oczywiście. Daj mi 10 minut- Odpowiedziała a ten wyszedł.
Po jakimś czasie Maski udała się przed drzwi ubierając ciepły płaszcz. Razem ze swoim mężem wyszli z domu i udali się do powozu który zawiózł ich do miasta. W mieście było bardzo dużo ludzi. Było słychać każdego jak krzyczy i próbuje coś sprzedać. Maski z daleka zauważyła rudego chłopaka który sprzedawał zabawki. Dookoła niego było pełno małych dzieci które chciały od niego te zabawki. Capitano zabrał Maski na mniej ruchliwą ulicę. Było tu dużo spokojniej. Było też tu pełno bardziej bogato wyglądających osób.
-Co powiesz na tą?- Zapytał pokazując na suknię na wystawie.
-Jaka śliczna. Myślę że będzie okej.-
-To chodź przymierzyć- Powiedział.
Weszli do środka i przywitała ich młoda kobieta. Od razu przeszli do rzeczy i maski teraz patrzyła się w lustrze z ową sukienką na sobie.
-Co panienka myśli?- Zapytała kobieta. -Uważam że bardzo pani pasuje do oczu.- Dodała.
-Tak.. Jest bardzo ładna.- Odwróciła się parę razy dalej patrząc w lustro. -Wezmę ją.-
-No to się bardzo cieszę.- Uśmiechnęła się kobieta. Capitano podał jej worek mory. Maski się przebrała i wyszli ze sklepu.
-A kiedy ten bankiet?- Zapytała Maski.
-Dzisiaj.-
-Dziś?! Myślałam że.. nie wiem.. za tydzień czy coś! Muszę się do tego mentalnie przygotować!- Powiedziała zaskoczona.
-Dostałem list z opóźnieniem. Nie moja wina.- Odpowiedział.
-Eh.. Nie szkodzi.- Westchnęła i weszli znowu do powozu który zawiózł ich z powrotem do domu.
Maski teraz nie miała czasu na nic innego. Trzeba było się szykować na ważny wieczór. Poprosiła jedną służącą o pomoc.
Był już wieczór. Capitano czekał na Maski w salonie. Powinni już wyjść.
-Jestem!- Krzyknęła Maski schodząc po schodach. Miała na sobie piękną długą aż do ziemi czarną suknie.
-Wow..- Powiedział pod nosem Capitano. -Em musimy już iść chodź- Podał jej futro by nie zmarzła. Otworzył jej drzwi i wyszli.
Jechali jakiś czas. Na dworze było bardzo ciemno. Świeciły się tylko nieliczne lampy na drodze lub światła z domów w oddali. Po czasie dotarli na miejsce. Było tu pełno fatui. Capitano wyszedł z powozu i podał rękę Maski by ta również mogła wyjść.
-Ah Columbina! Ty jesteś moim jedynym światłem jakie potrzebuje. Twój blask, twoja uroda oślepiła mnie już dawno a moja miłość do ciebie jest wielka.-
![](https://img.wattpad.com/cover/375755018-288-k912795.jpg)