1. Boisz się mnie?

1K 54 12
                                    

Zwierzyna

Im bardziej ofiara próbuje się bronić, tym silniejsze budzi w drapieżniku instynkty.

***

Cienkie obcasy od Jimmy Choo zapadają się w grząską po deszczu ziemię, a ja z niechęcią zerkam na rozmazujące się na nich błoto.

W nozdrzach czuję dziwną mieszankę zapachów. Mokrą glebę, stare drewno i odór zwierząt, którego nie sposób zignorować. Rozpoznaję ten zapach tylko dlatego, że jako mała dziewczynka bywałam u dziadków na wsi. Prowadzili niewielkie gospodarstwo z kawałkiem ziemi i kilkoma zwierzętami, z hodowli których się utrzymywali. Ale od czasu, gdy rodzice zrobili wielką karierę, a moje życie na stałe przeniosło się do światowych metropolii, wiejskie klimaty były mi równie odległe, co księżyc.

Było mi wygodnie w mieszkaniu, które moi rodzice wynajęli dla mnie w SOHO – południowej części Manhattanu. Widywałam ich rzadko, ale nie było mi z tego powodu przykro. Na moje konto co miesiąc wpadała niemała suma, która wystarczała na życie w Nowym Jorku. Korzystałam więc z tego życia tak, jak każda młoda dziewczyna. Imprezowałam, bawiłam się i oczywiście, robiłam zakupy.

Tym bardziej miałam teraz żal do moich wiecznie zajętych rodziców, że postanowili wyciągnąć mnie siłą z mojego wygodnego mieszkanka i przywieźć tu, na koniec świata, samochodem z prywatnym szoferem, który najwyraźniej także zaczyna mieć wątpliwości co do miejsca docelowego.

Elegancko ubrany kierowca wysiada z mercedesa i rozgląda się wokół z tym samym zdezorientowaniem, które odczuwam i ja.

— Jest pan pewien, że dobrze trafiliśmy? — pytam, próbując ukryć irytację, choć ta sytuacja jest daleka od komfortowej.

Kierowca rzuca niepewne spojrzenie na nawigację, potem na mnie.

— Tak pokazuje nawigacja, pani Adrianno. Jesteśmy na miejscu.

Przygryzam wargę, spoglądając na otoczenie. Gdzie ja do licha trafiłam?

Otacza mnie upiorny las, surowy, przytłaczający, jakby należał do zupełnie innej epoki. W oddali majaczy niewielki drewniany budynek – dom, albo raczej jakaś zapomniana chata, która ledwo się trzyma. Moje serce zaczyna bić szybciej, gdy dociera do mnie absurdalność tej sytuacji.

I gdy w mojej głowie rodzi się myśl o odwrocie, dostrzegam dziewczynę idącą w naszym kierunku.

— Ty zapewne musisz być Adrianna. – Krzyczy do nas zza drewnianej bramy, przed którą się znajdujemy.

Jest ubrana w skromną, lnianą sukienkę z wiązaniem gorsetowym po obu bokach talii. Cienkie, blond włosy ma zaplecione w dwa warkocze. Gdy podchodzi bliżej dostrzegam, że nie ma na sobie makijażu i choć widać oznaki niewyspania, jestem w stanie stwierdzić, że jest śliczna.

— Cześć, chyba się zgubiliśmy – odpowiadam zupełnie ignorując niewygodny fakt, że zna moje imię.

Mam jeszcze cień nadziei, że punkt mojej destynacji znajduje się gdzie indziej. Daleko stąd. A przynajmniej tam, gdzie jest zasięg.

— Tak, łatwo się tu zgubić — odpowiada uśmiechając się — zapewne nawigacja przestała działać jak tylko wjechaliście w las.

- Ciężko uwierzyć, że są jeszcze miejsca takie jak to. Wiesz, bez zasięgu — śmieję się nerwowo.

Dziewczyna patrzy na mnie z politowaniem. Czuję, że mnie ocenia. Jestem w lesie, ubrana jak na spotkanie biznesowe, na które z resztą tutaj przyjechałam. Damski garnitur dobrze podkreśla moją figurę, a z ulizanego, niskiego koka nie uwolnił się ani jeden włos.

Osada [Dark Romance] [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz