rozdział 1 | 4072 słowa

161 33 2
                                    

JEONGGUK
Lubiłem, kiedy w końcu nastawał zmierzch. Okolica była spokojniejsza, a miasto spowijała ciemność, wyciszając dzienny gwar rozmów i wszelakich dźwięków. Gdzieniegdzie nadal mogłem napotkać ludzi, stojących w grupkach lub parach, śmiejących się, tańczących, szykujących do nocnej zabawy. Lub po prostu wracających z pracy po ciężkim dniu. Niektóre dzielnice dopiero o tej porze wypełniały się życiem, wykorzystując młode osoby, potrzebujące rozrywki. A inne, tak jak ta moja, mogły się pochwalić kotem kryjącym przede mną w krzakach lub osobą po trzydziestce, wyprowadzającą psa na wieczorny spacer. Jednak właśnie na tym mi zależało. Ciszy i spokoju. Aby po dniach wypełnionych ciągłymi interakcjami z ludźmi wracać do pustego mieszkania, pozostając tylko z własnymi myślami.

Trzydzieste piętro. Drugi korytarz. Trzecie drzwi. Początkowo nie chciałem przykładać karty, mając dziwne przeczucie. Może przez późną porę, o której w ostatnim czasie nie zdarzało mi się wracać. A może przez specyficzny zapach, który zdołał dotrzeć do moich nozdrzy, ostrzegając mnie. Jednak jak zwykle zignorowałem wszelkie niepokojące znaki, odblokowując drzwi i wchodząc powoli do środka.

Z racji na końcówkę sierpnia i powoli zmieniającą się pogodę zaopatrzyłem się na dzisiaj nie tylko w elegancką koszulę. Na moich ramionach spoczywała również marynarka, którą po odłożeniu torby z laptopem na szafkę, odwiesiłem na wieszak.

Nadal pewna część mnie skupiała się na tym zapachu. Intensywniejszym i wpływającym na moje zmysły. Mógłbym zakładać, że to jakaś sztuczka, wabiąca mnie do środka. Nawołująca moje imię i nakłaniająca do poddania

Jednak wystarczyło, aby coś przemknęło w cieniu. Gdzieś na otwartej przestrzeni salonu. A do moich uszu dotarł dźwięk, uderzających o siebie szklanych butelek. Już wiedziałem, skąd pochodził ten zapach.

Nie przestawałem obserwować otoczenia, powoli krzyżując ręce na torsie.

Kolejne przemknięcie. Kolejne stuknięcie i cichy chrzęst jakiegoś mebla. Na chwilę włączył się gramofon, grając trota z lat 60. Coś obiło się o lampkę. I w końcu osiadło na jednym z mebli, a salon rozświetliły boczne światła.

No co za kawalarz...

Na kanapie siedział jeden z moich nielicznych znajomych. Jak nie jedyny, po prostu pasujący do mojej starej duszy. A może to była kwestia upodobań.

Jung Hoseok trzymał w dłoni kieliszek z ciemną zawartością. Szeroki uśmiech malował się na jego młodej twarzy. A nogi zarzucił na stolik naprzeciwko, czując się w moim salonie jak u siebie. Jednak czy miałem coś przeciwko? Raczej traktowałem te przestrzenie jako miejsce do nauki i kontemplacji, a nie „dom" lub „mieszkanie".

- Witaj przyjacielu! – przywitał się pełen entuzjazmu. W przeciwieństwie do mnie miał w sobie o wiele więcej życia. Nie tylko po samym sposobie mówienia i jego mimice mogłem to wywnioskować. Ubierał się o wiele barwniej i luźniej ode mnie, dopasowując do obecnych czasów i swojego wieku. Nawet jeżeli oficjalnie był aż trzy lata starszy ode mnie. Jednak trzydzieści lat to nadal niewiele.

- Zdążyłeś się rozgościć. Jak zawsze – rzuciłem tylko, postanawiając nie komentować tych akcji, które zaprezentował tuż po przekroczeniu przeze mnie progu tego mieszkania. Kiedy nie widzieliśmy się dłuższą chwilę, lubił wpadać bez zapowiedzi lub wywabiać mnie podstępami na zewnątrz.

Nie byłem o to zły, mimo wszystko ciesząc się z jego towarzystwa. Dlatego zaraz na mojej twarzy również pojawił się uśmiech. Może nie tak szeroki, jak ten Hoseoka, ale na pewno równie szczery.

Moją uwagę znów zwrócił gramofon, na którym jeszcze przed chwilą rozbrzmiewał jakiś trot. Sam preferowałem spokojniejszą muzykę, choć również z lat 50, 60 i 70. Dlatego wymieniłem płytę winylową z disco dźwiękami, zamieniając ją na tę Patti Page, od razu włączając jeden z moich ulubionych utworów, którym było: „How much is that doggie in the window".

lured | Jeon Jeongguk x Park JiminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz