Rozdział 4

139 40 13
                                    

Nie wiem czy dobrze robię. Mam mnóstwo wątpliwości i w większości są one uzasadnione. Nie powiedziałam Alice, że po pracy widzę się z Archiem. To dziwna sytuacja, pewnie wiele osób na moim miejscu po prostu by odmówiło, ale mimo mętliku w głowie, coś nie pozwala mi zrezygnować.

Mróz wyżarł mi mózg i stałam się umysłowym zombie.

Idę odświeżonym chodnikiem w stronę parkingu. Blade, pomarańczowe światło rzuca mroczne cienie na nagie drzewa i zdewastowane ogrodzenie. Ściskam dłonie, które z zimna przybierają bordowo-fioletowy odcień. W żołądku czuję głaz, a kiedy wzdycham z moich ust wylatują gęste kłęby pary. Pociągam nosem zastanawiając się czy szanowany adwokat zaryzykowałby swoją karierę, po to, żeby odegrać się na swojej ofierze. Cholera, dlaczego wczoraj odsłuchałam ten kryminalny podcast o tajemniczych mordercach?! Co ze mną jest nie tak? Zdenerwowana patrzę w kierunku mercedesa. Pomruk uruchomionego silnika na moment zagłusza moje nieprzyjemne myśli. Skupiam się na białych reflektorach, w których blasku dostrzegam maleńkie płatki śniegu. Od przedwczoraj nieustannie sypie i chyba będę musiała w końcu kupić sobie porządne rękawiczki, bo inaczej nabawię się odmrożenia.

– Znów łapie cię skurcz?

Nie wiem czym przejmuję się bardziej; obecnością mężczyzny tuż obok, czy jego udawaną troską.

– Nie. – Mamroczę zdumiona tym, że wysiadł ze swojego cieplutkiego auta, żeby...no właśnie. Żeby co? Dokopać mi werbalnie?

– Pośpiesz się, na ósmą zamówiłem kolację.

Mrugam oczami. Zamówił kolację. Na ósmą. Dla nas. Nagle ogarnia mnie przerażenie, bo uświadamiam sobie, że spędzę następne minuty, a może nawet i godziny w towarzystwie gbura. Wejdę do jego domu, naruszę przestrzeń osobistą.

– D-dzięki.

– Zażywasz magnez?

– Nie.

– Powinnaś.

– Nieprawda.

– Skurcze same nie miną. – Patrzy na mnie jak na małą krnąbrną dziewczynkę, która plecie coraz to większe głupoty. – Ile masz lat? Dwadzieścia? Dwadzieścia dwa?

– Dwadzieścia pięć. – Czemu mój głos się łamie?!

Mężczyzna przygląda mi się intensywniej. Wygląda tak jakby nie do końca mi wierzył, ale na szczęście nie zamierza się ze mną wykłócać.

– W tym wieku należy wiedzieć, że magnez wspomaga walkę ze skurczami mięśni. Po drodze zatrzymam się w aptece.

– Nie musisz.

– Ależ muszę, skoro Archie chce z tobą spędzać czas. To żywiołowe dziecko, a z bólem łydek raczej za nim nie nadążysz.

– Och, to...to w sumie brzmi sensownie.

– Wszystko co mówię takie jest. – Gapię się na śnieg, który osiada na jego włosach. – Zależy mi na synu, baristko. Jeśli on będzie szczęśliwy, to ja również.

Nie. Nie. Nie. Za wszelką cenę tłumię wzruszenie, które ściska krtań. To niemożliwe, żeby tak gruboskórny facet był czułym i troskliwym ojcem dla swojego dziecka. Rany, o wiele łatwiej jest mi wyobrazić go sobie jako zimnego drania. Narcyza, cynika i...no dobra, może przesadzam.

– Skoro tak ci na nim zależy – Ruszamy w stronę samochodu. – To dlaczego nie możecie się dogadać?

– Nie wiem.

Nie wie?

– Dowiesz się tego. – Dodaje zanim wsiada do auta. Ostrożnie idę w jego ślady. Zapinam pas bezpieczeństwa i przyglądam się skórzanej tapicerce. Zaczynam podejrzewać, że prośba chłopca, żebym się z nim spotkała nie jest jedynym powodem mojej obecności w domu mężczyzny.

All I want for Christmas is toffee latteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz