( Pov fausti )
Fausti od zawsze nie miała łatwo w życiu, ale każde święta były dla niej wyjątkowe, ponieważ spędzała je razem z mamą, którą kochała ponad wszystko.
Tego dnia byłam na wycieczce z przedszkolem, ale nigdy nie czułam się tam dobrze. Nie byłam lubiana ani akceptowana przez inne dzieci. Siedziałam sama, obserwując jak reszta bawi się w sali zabaw, niedaleko przedszkola. Było mi bardzo smutno. Miałam tylko pięć lat, a mimo to musiałam znosić samotność. Marzyłam, żeby mama jak najszybciej mnie odebrała.
Nagle zauważyłam, że po drugiej stronie sali też siedzi samotnie chłopiec. Wydało mi się, że ma tyle samo lat co ja. Miał brązowe włosy i duże, brązowe oczy. Patrzył w moją stronę, a po chwili zdecydował się podejść bliżej...
Chłopiec podszedł do mnie powoli, jakby trochę nieśmiało, ale jego spojrzenie było pełne ciepła. Uśmiechnął się delikatnie, a ja poczułam, jak gdzieś wewnątrz mnie pojawia się iskierka nadziei. Było to coś nowego, bo zazwyczaj unikałam spojrzeń innych dzieci. Przysiadł się obok mnie na miękkiej, kolorowej macie, i przez chwilę milczeliśmy, patrząc na bawiącą się grupkę w oddali.
Cześć - powiedział w końcu cicho, nie patrząc na mnie. - Też nie lubisz się bawić z innymi? - zapytał, a jego głos brzmiał łagodnie i zrozumiale.
Poczułam, że moje serce zaczyna bić szybciej. W końcu ktoś zauważył moją obecność. Wzruszyłam ramionami, nie do końca wiedząc, co odpowiedzieć.
Nie lubią mnie - wyznałam w końcu.
Chłopiec spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami i pokiwał głową, jakby doskonale rozumiał, co czuję. Wydawało mi się, że był tak samo samotny jak ja. Wyciągnął z kieszeni małą, plastikową figurkę rycerza i podał mi ją.To jest mój ulubiony rycerz. Chcesz się pobawić? - zapytał z nadzieją w głosie.
Spojrzałam na rycerza, który trzymał w wyciągniętej dłoni. Był malutki, trochę obdrapany, ale miał w sobie coś wyjątkowego. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo nikt nigdy wcześniej nie podzielił się ze mną swoją zabawką.
- Naprawdę mogę? - zapytałam niepewnie, czując, jak ciepło rozlewa się po moim ciele.
- Pewnie - odpowiedział chłopiec, uśmiechając się szerzej. - Możemy się bawić razem. Ja będę jego przyjacielem, a ty możesz być księżniczką. Razem będziemy walczyć z potworami!
Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc tylko przytaknęłam i wzięłam figurkę z jego ręki. Była chłodna i lekko szorstka, ale poczułam, że trzymam coś bardzo ważnego. Uśmiechnęłam się delikatnie, a chłopiec chyba to zauważył, bo zaczął układać klocki w kształt zamku, jakbyśmy mieli się zaraz w niego wprowadzić.
- Jestem Fausti - powiedziałam nagle, przerywając ciszę.
- A ja jestem Bartek - odpowiedział z dumą, jakby zdradzał mi największy sekret.
Patrzyłam, jak buduje zamek, a ja trzymałam rycerza, gotowego do obrony przed niewidzialnymi wrogami. Świat na chwilę przestał istnieć. Nie było już smutku, nie było przedszkola, ani dzieci, które mnie nie lubiły. Byłam tylko ja i Bartek, i nasza wyobraźnia, która nagle zaczęła wypełniać puste przestrzenie.
- Zobacz, to wieża dla księżniczki - powiedział Bartek, stawiając ostatni klocek na szczycie. - A rycerz musi ją pilnować.
Zaczęłam się śmiać, chyba po raz pierwszy od dawna. Było mi ciepło i dobrze. Bartek spojrzał na mnie zdziwiony, ale zaraz uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jego oczy błyszczały, jakby cieszył się, że mnie rozśmieszył.
- Dziękuję - wyszeptałam, nie bardzo wiedząc, jak wyrazić to, co czułam.
- Za co? - zapytał, jakby nie rozumiał, o czym mówię.
- Za to, że... że tu jesteś - odpowiedziałam cicho, patrząc na niego z wdzięcznością. Nie wiedziałam, czy jeszcze kiedyś będę miała taką chwilę, ale tamtego dnia, na kolorowej macie, czułam się jak ktoś wyjątkowy.
Gdy Bartek odszedł, razem z elegancko ubraną kobietą, zostałam sama na kolorowej macie. Patrzyłam za nim jeszcze przez chwilę, trzymając mocno rycerza, którego mi dał. Wtedy do sali weszła moja mama. Zobaczyłam ją od razu i od razu poczułam, że coś jest nie tak. Jej oczy były czerwone, jakby płakała, choć próbowała się uśmiechnąć. Szybko podbiegłam do niej, mocno się przytulając. Pachniała ciepłem i świętami, tak jak zawsze.
- Gotowa do domu, skarbie? - zapytała, głaszcząc mnie po włosach. Kiwnęłam głową, choć coś wewnątrz mnie się ścisnęło. Znałam ten smutek, który czaił się w jej głosie, choć nie umiałam jeszcze go nazwać.
Na zewnątrz sypał gęsty śnieg. Wielkie, białe płatki tańczyły w powietrzu, a ja starałam się myśleć tylko o naszej zabawie z Bartkiem. Trzymałam figurkę rycerza w kieszeni, czując, jak jej krawędzie wbijają mi się w palce, ale nie puszczałam. Mama milczała przez całą drogę do domu, a ja wiedziałam, że coś złego się wydarzyło, choć nie wiedziałam jeszcze co.
W domu było cicho i pusto. Świąteczne ozdoby, które razem wieszałyśmy kilka dni wcześniej, teraz wydawały się jakieś inne - zimne i smutne. Światełka na choince błyskały, ale nie przynosiły mi już radości. Mama usiadła na kanapie, opierając łokcie na kolanach i skrywając twarz w dłoniach. Patrzyłam na nią, nie wiedząc, co zrobić, więc po prostu stanęłam obok, wyciągając rycerza z kieszeni.
- Mamo, popatrz, dostałam od Bartka - powiedziałam cicho, pokazując jej figurkę. Chciałam, żeby się uśmiechnęła, żeby ten smutek zniknął choć na chwilę. Mama spojrzała na mnie i próbowała się uśmiechnąć, ale łzy zaczęły jej płynąć po policzkach. Nie mogła się powstrzymać.
- Fausti, kochanie... - zaczęła, ale jej głos załamał się, jakby słowa były zbyt ciężkie. Po chwili przyciągnęła mnie do siebie, mocno obejmując, jakby bała się, że też mogę zniknąć. A ja czułam, że świat wali mi się pod nogami, choć jeszcze nie rozumiałam dlaczego.
Później, gdy siedziałyśmy razem na kanapie, mama w końcu opowiedziała mi, że tata nas zostawił. Zdradził ją z kimś innym i odszedł. Tłumaczyła mi, że to nie moja wina, że czasem dorośli popełniają błędy, które sprawiają, że wszystko się zmienia. Ale ja już wiedziałam. Widziałam ten ból w jej oczach od dawna. Zrozumiałam, że tata nie wróci, że od teraz będziemy tylko we dwie.
Śnieg wciąż padał za oknem, a ja nie wiedziałam, co mam czuć. W mojej dłoni wciąż trzymałam rycerza od Bartka, jakby był to jedyny kawałek magii, który mogłam ocalić z tego dnia. Zasnęłam w ramionach mamy, słuchając jak szlocha cicho, myśląc o zamku, który zbudowaliśmy na przedszkolnej macie, i o rycerzu, który miał mnie bronić przed potworami.
Wiedziałam, że od teraz sama będę musiała bronić naszego zamku, naszego małego świata.
Mijały lata, a życie toczyło się dalej, choć nie zawsze było łatwo. Każdy dzień w szkole stawał się dla mnie coraz trudniejszy. Inne dzieci nie zmieniały się - wciąż nie rozumiałam, dlaczego nie potrafili mnie zaakceptować. Zamiast cieszyć się z zabawy, wciąż czułam się jak outsider. Wśród nich byłam kimś innym, kimś, kto nigdy nie należał do ich świata. Często zamykałam się w sobie, starając się nie zauważać ich spojrzeń i śmiechów.
W chwilach, kiedy serce mi ciężko biło, a łzy cisnęły się do oczu, wyciągałam z kieszeni małą figurkę rycerza. Choć była już lekko wytarta i obdrapana, wciąż trzymała dla mnie jakąś magię. Patrzyłam na nią, a wtedy czułam się, jakbym miała obok siebie kogoś, kto zawsze będzie mnie bronić, choćby tylko w moich myślach. W tych momentach pamiętałam, jak chłopiec dał mi ją na tamtej zabawie, jak powiedział, że będę księżniczką. Choć zapomniałam już jego imienia, ta drobna rzecz przypominała mi o tamtym dniu - o tej chwili, kiedy naprawdę poczułam się zauważona.
__________________________
Hejka!
Zaczynamy grudzień z Tini.
Co dwa dni będę publikować nowe rozdziały, aż do 24 grudnia.
Mam nadzieję, że ta książka przypadnie Wam do gustu.Do zobaczenia już 3 grudnia!
I mam nadzieję, że nie będziecie mieć mnie dość, bo włożyłam w to całe serce. 🌲🩷🕯
CZYTASZ
Na pasach do miłości fartek <33
RomanceFausti od najmłodszych lat zmagała się z przeciwnościami losu. Najpierw ojciec, który odszedł, gdy miała zaledwie pięć lat, pozostawiając ją i matkę w samotnej walce z codziennością. Później brak akceptacji ze strony otoczenia. Dopiero na studiach w...