Siędząc z zamkniętymi oczami na ławce dworcowej, słyszałem dwóch panów jak rozmawiają. Wymieniane przez z nich zdania nie brzmiały jak zwykała rozmowa , a raczej sprzęczka. Lekko otworzyłem powieki. Wysoki, szczupły brunet. Odziany w jeansową kurtkę, czarne rurki i vansy (buty ) . Groził drugiemu - przy tuszy afroamerykan , średniego wzrostu, w szerokiej szarej koszuli i szerokich spodniach. Groził mu : " Jeżeli nie oddasz pięniedzy w ciągu tygodnia to "Stay " z tobą pogada " . Tamty kiwnął głową i szybko odszedł. Zamknąłem ponownie oczy, udając, że śpię, kiedy zauważyłem, że zmierza w moim kierunku.
- Wiem, że nie śpisz - zwrócił się nie znajomy do mnie. Przęklnąłem w myślach. Otworzyłem oczy , a on zajął miejsce koło mnie. Nastała nie przyjemna cisza, ale mężczyzna ją przerwał.
- Jestem Louis, a ty ?
- J-ja- zająkłem się - jestem Luke.
- Co tu robisz? - Obdarzył mnie zaciekawionym spojrzeniem.
- Chyba aktualnie mieszkam .
- Co? - wytrzeszczył oczy na mnie .
- Ymm ... - Nie wiedziałem, czy nie znajomemu opowiedzieć - Uciekłem z domu - Poklepał mnie po plecach. Pądałem powód ucieczki.
- Oh młody, wszystko się ułoży później. Zobaczysz. Mam wolny pokój, zamieszkasz ze mną. Przecież nie myślisz, że cię tak zostawię.
- Dziękuję - wyszeptałem.Spoglądając na miasto, za okną, wieczorem,zauważyłem - pewna drobna, niska szesznastolatka, mięszkająca 2 piętra wyżej. Lubię z nią czasem pogadać. Przypomniała mi moje pierwsze spotkanie z Tomlinson ' em. Okazał się dla mnie rodziną, od której uciekłem, mając nie całe siedemnaście lat. Ale i go straciłem . Teraz wiem jaki błąd popełniłem.
Uciekając od rodziny, uciekłem od swego szcześcia .
Dziś żyję jeszcze nadzieją, iż znajdę swoje szczeście. Poprostu muszę poczekać, tak? Nawet nie mam kogoś takiego, kto odpowie mi szczerze. Cholerna samotność. Nie mam przyjaciół w Nowym Jorku, a dom w bloku kupił Louis i przekazał mi .
Właściwie to sam odrzucałem towarzystwo innych.
Wstałem z parkietu. Skierwałem się w stronę drzwi, przy okazji zgarniając z wieszaka pikowaną, granatową kurtkę. Wyszedłem z domu, nie zamykając drzwi, i tak nikt nie wejdzie . Szybko zbiegałem ze schodów. Trochę ich było, bo mieszkałem na 4 piętrze. W niczym mi to nie przeskadzało. Lubię schodzić ze schodów, ale wchodzić -nie, nie. Dlatego do tego używam windy . Budynek był nowego budownictwa, więc był eksluzywny.
Otworzyłem główne wyjściowe drzwi. Chłodny wiatr uderzył we mnie jak z najmocnej siły . Zapiąłem kurtkę, aż po samą szyje. Listopad daje o sobie znać. Jest tu o wiele zimniej niż w Australii. Przyzwyczajony jestem już do takich pogód. Przed Nowym Jorkiem mieszkałem przez rok w Londynie. Bardzo mi się podobało w stolicy. Śnieg na święta był, ale rodziny nie. Dobrze pamiętam jak Louis próbował przygotować wszystko tak, jak u mnie bywało w domu. Choć nie wyszło, tak jak miało, lecz wspaniale było. W tym roku obejdzie się bez Louis ' a , bez wkurzającego jego byłego chłopaka Harry ' ego i bez przerwie kapryśnego Zayn ' a też nie będzie.Będę sam? Już zawsze?
Na schodach siedziała jedyna osoba, z którą rozmawiam bez przemusu życiowego, ewntualnie sytuacyjnego-
wcześniej zauważona sąsiadka. Przysiadłem się do niej.- Hey May - Dziewczyna w ręku oglądała swój dowód. Uważnie się mu przyglądała.
- Nie nazywaj mnie tak! - Oburzyła się -nie lubię tego cholernego mięsiąca.Gdybym wiedział, że tak ją to zedenerwuje to bym w ogóle nie używał danego zdrobnienia.
- Okay - uśmiechnąłem się - mogę zobaczyć? - Dziewczyna zawahała się. - A masz - Podała mi do ręki dokument.
Marilyn Mac . Stan cywilny - panna. 16 lat. Niska. Znak szczególny - plama z tyłu, na szyji.
- Jesteś dziewicą? - zapytałem żartując.
- Niee - przyciągnęła, cała czerwona ze złości.
Dobrze wiem , że jest dziewicą. Jest chowana bardzo pożądnie. Można to zauważyć po jej zachowaniu i sposobu patrzenia na ludzi. Jej rodzice to pożądni, sympatyczni, pracowici ludzie .
Spojrzałem na nią tym swoim spojrzeniem, krzyżując ręcę na piersi " Proszę powiedz prawdę ".
- Dobra jestem, ale czego ty chcesz od 16 - latki?
- Niczego, a może chcesz je stracić? - poruszyłem w górę brwiami .
- Mhm - Spodziewałem się trochę innej reacji. Nie była rozbawiona. Jej twarz skierowana w przeciwnym kirunku niż moja.
- Serio? Ze mną?
- Mhm - Moje rozbawienie całkiem wylotniło się. To znaczy, że się jej podobam ?
- Oh - wydukłem - popatrzysz w moją stronę? .
Spojrzała na mnie. To ładna dzięwczynka, lecz teraz patrzę na nią od nowa, innaczej. Ma ona prostę , kasztanowe włosy sięgające do bioder. Najczęściej czesała je w luźny warkocz z boku lub rozpuszczała. Właściwie teraz miała nie związane, wiatr rozwiewał w możliwą , każdą stronę. Usta ma pełne, lekko zaczerwienione jak i póliczki, pewnie z panującego chłodu . Oczy duże , niczym migdały. Brązowe. Mały , z rozeszeniem na dole nosek. Zamszowa, beżowa kurtka okrywała górną partię jej cała. Korzenia ma Polskie . Urodziła się w Europie.
Hmm ... "Lecę" na Europojczyków. Europojczyków? Tak, właśnie tak. Jestem biseksualny. Mari jest śliczna. Dopiero teraz patrzę na nią z tej strony. Bardzo lubię jej osobę, tak naprawdę tylko ją lubię. Tutaj tylko ona zna mnie dobrze , ale czy mogłaby być moją dziewczyną?
Ja za kilka mięsięcy skonczę 19 lat, a ona ma 16 lat. Wiem, to tylko niecałe 3 lata różnicy, lecz ona to jeszcze dzieciak , a ja dorosły. Te trzy lata, ten okres bardzo zmienia ludzi.- Marilyn czy ja ci się podobam? - Przerwałem nie zręczną ciszę między nami. Podrapałem się, dość boleśnie po szyji, czekając na jakąś możliwą odpowiedź.
- Yeah, lubię cię lubię - uśmiechnęła się
- Ja nie wiem, co do ciebie czuję.Dziewczyna znacząco posmutniała. Nie chcę by była smutna. Zaryzykuję , może się do niej przekonam.
- Naprawdę TY chcesz mnie?
- Mhm
- Chcesz być moją dziewczyną?
- Tak
Nasz pierwszy pocałunek był nie zręczny, a jakaś stara babka, gdy się od siebie oderwalismy, splunęła i krzyknęła " Byś się Pan wstydził ".5 dni później
Wczoraj miałem odebrać moją " byłą dziewczyne " jak w ogóle można ją nazwać dziewczyną, więc miałem ją odebrać ze szkoły, ale zapomniałem. Wolałem słuchać nowej płyty
All Time Low . Wieczorem miałem z nią iść na domówke jej kolegów , ale poszłem spać, a obudziła mnie Maril
No i mi się nie chciało iść nigdzie. Zrobiła awanture, zerwała ze mną. Bardzo mnie to cieszyło. Ona jest jeszcze głupim dzieciakiem . To było jakieś głupie zauroczenie . Zgaduję , że chciała się pochwalić mną przyjaciółkom. W jej wieku też byłem zauroczony, w starszej babce - koleżanka z pracy mojej mamy. Dobrze, że już to przeszło.
Podsumuwując Mari uwielbiam jako przyjaciółkę, a nie jako drugą połówkę.
CZYTASZ
8 smutków życia za mną, czas na radość / / LASHTON
RandomSamotności nigdy nie wiele . Miłość nigdy za dużo. ~miłość poprzez nutelle ~