Prolog

476 10 3
                                    

-Cholera jasna , ale mam pecha ...
- Co się stało ? - zapytałam , odganiając wyjątkowo namolną osę od puszki z colą.
Ben zasłonił twarz dłonią w taki sposób , że jeszcze bardziej zwracał na siebie uwage.
-Profesor McDonald . No wiesz , ten jajogłowy McBurak . W zeszłym tygodniu miałem mu oddać esej o Keatsie. Widzi mnie ?
Podniosłam wzrok i zobaczyłam , jak wykładowca nagle się zatrzymał po przeciwnej stronie skąpanego w popołudniowym słońcu trawnika , a potem ruszył w naszym kierunku , z rozmachem wygrażając palcem wskazującym i otwierając usta , jakby mówił "MAM CIĘ "
-Yyy, tak .
Ben spojrzał na mnie przez szparę między palcami .
-Chyba tak , czy na sto procent tak ?
-Tak , jak gładka i okrąglutka szkocka torpeda dalekiego zasięgu . Dokładnie zna twoje współrzędne i właśnie tnie przez trawnik , żeby cię zdjąć .
-Dobra ,okej , myśl ...- Ben mruczał , wbijając wzrok w liście drzewa, pod którym siedzieliśmy .
-Chcesz sie na nie wspiąć ? McDonald wygląda na takiego , który zaczrka na brygadę strażaków nawet do zmierzchu .
Ben zaczął błądzić wzrokiem po resztkach naszego lunchu i leżących na ziemi plecakach , jakby spodziewał sie znaleźć w nich rozwiązanie.  Jego spojrzenie zatrzymało się na mojej prawej dłoni .
-Pożyczysz mi pierścionek ?
-Pewnie . Chociaż nie jest magiczny .
Zsunęłam go z palca i podałam mu.
-Wstań .
-Co ?
-No wstań .
Podniosłam się , strzepując trawę z dżinsów . Ben ukląkł na jedno kolano. W wyciągniętej przed sobą dłoni trzymał mój srebrny "gotycki" pierścień , który kupiłam za cztery funty na pchlim targu. Zaczęłam się śmiać .
-Litości... Zwariowałeś ...
Profesor McDonald pokonał dzielącą nas odległość i zagrzmiał :
-Benie Morganie !
-Przepraszam pana , ale jestem właśnie w trakcie czegoś bardzo ważnego - rzucił Ben i zwrócił się do mnie. - Wiem że mamy dopiero po dwadzieścia lat i że decyzję tę pezyśpieszyły ... okoliczności zewnętrzne . Ale nie zmienia to faktu że jesteś niesamowita . Wiem że nigdy nie spotkam kobiety , na której będzie mi zalężeć bardziej niż na tobie . To uczucie nieustannie narasta .
Profesor skrzyżował ręce na piersi , ale ku naszemu zaskoczeniu uśmiechał się . Niewiarygodne . Arogancja Bena przechodziła wszelkie granice .
- Jesteś pewien , że to narastające uczucie nie ma związku z tortillą z kukurydzą i parówkami z puszki , którą przyrządzaliście wczoraj z Kevinem ? - zapytałam
-Nie ! Boże , nie ! To ty ! Po prostu mną zawładnęłaś . Moim umysłem , sercem , żołądkiem ...
-Spokojnie chłopcze , dalsza wyliczanka jest nieco ryzykowna - wtrącił się profesor . - To historyczna chwila . Pomyśl o tych , którzy to robili przed tobą i tchnij w to uczucie .
-Dziękuję panu .
- Nie potrzebujesz żony tylko lekarstwa na rozwolnienie - rzuciłam .
-Potrzebuje ciebie . Co ty na to ? Wyjdź za mnie . Zorganizujemy skromną ceremonię . Potem możemy wprowadzić się do mojego pokoju . Mam dmuchany materac i stary ręcznik , który może posłużyć ci za poduszke . Do tego Kevin nieustannie doskonali swoje umiejętności kulinarne i ostatnio odkrył , że ziemniaki ugotowane w zupie pomidorowej Heinze smakują jak potatas bravas.
-Kusząca propozycja . Ale przykro mi . Nie
Ben odwrócił sie do profesora .
-Będę potrzebował zwolnienia dla poratowania złamanego serca .

Nie mów nic , kocham cięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz