Rozdział 4

509 30 1
                                    

Wróciłam, wbrew mojemu zdrowemu rozsądkowi. Mając zobowiązania wobec Jamesa i Tiff na piątek i sobotę, udało mi się wygospodarować niedzielę, żeby wrócić do domu. Tiff marudziła, próbując przekonać mnie, że moja mama niedługo będzie miała mnie dość. Ale tak naprawdę nie przyjechałam tu zobaczyć się z mamą.

Podryguję kolanem, czując podekscytowanie i napięcie spowodowane oczekiwaniem. To dość osobliwe połączenie, a motyle w moim brzuchu są chyba tak samo skonsternowane jak ja. Ich skrzydła odbijają się od moich wnętrzności, gdy tylne drzwi otwierają się przed Harrym. Ma do wykonania zadanie, nie rozpraszają go mało wybredne krzyki wydobywające się z zionących alkoholem ust przybyłych.- Czubek!Dzisiaj wygląda inaczej. Jest bardziej czujny, bardziej świadomy swojego otoczenia. Siadam z powrotem na swoim stołku, obserwując ponad głowami ludzi, kiedy przechodzi przez tłum. Nie towarzyszy temu żadne show. Spiker jest wytrącony z równowagi, nie miał zbyt wiele czasu, by móc zapowiedzieć Harry'ego. Chłopak zsuwa czarny kaptur ze swojej głowy, a jego zainteresowanie publicznością jest nadzwyczaj wzmożone. Nigdy nie skupiał się na kimś innym, oprócz swojego przeciwka, a dzisiaj uważnie skanuje każdą jedną twarz, która go otacza. Wszystko zaciska się w moim brzuchu, przywołując na myśl uczucie, gdy dzielą cię sekundy od bycia odnalezionym podczas zabawy w chowanego.Harry jeszcze raz omiata wzrokiem salę, a spiker usuwa się z ringu. Chłopak podchodzi do lin i pochylając się nad nimi, próbuje wyostrzyć wzrok, tym samym potwierdzając swoją rangę i tożsamość. Szuka kogoś.Niestety nie widzę zbyt dobrze jego twarzy. Gdyby było inaczej, mam nadzieję, że dostrzegłabym jakiś oznak tego co zaprząta jego myśli. Siedzę skulona, zajmując się się swoimi własnymi przemyśleniami, kiedy walka się zaczyna powodując hałas coraz głośniejszych okrzyków nawołujących do wzajemnego pastwienia się nad sobą. Nie powinien tego wszystkiego słuchać. Sytuacja przypomina tę, kiedy jakieś zwierzę poddaje się kwarantannie. Ludzie wytykają je palcami, wykrzykując nieprzyjemne rzeczy, żeby tylko uzyskać jakiś odzew. Żeby zwierzę się podniosło, dało głos. Harry tym razem nie miał zamiaru nikogo pogryźć.Tusz na jego lewej ręce wydaje się być rozmazanym gdy szybko nią porusza, by blokować ciosy i je zadawać. Musi bronić się nie tylko przed pięściami, łokciami i barkami. Jest świadomy ostrych uderzeń kolanami, które wbijają się w jego brzuch. Robi unik przed prawym sierpowym, odpowiadając agresywnym kopniakiem w udo mężczyzny.Ciągle jestem oszołomiona kombinacją uderzeń. Żadnych zasad. Liczy się tylko to, by położyć na deski swojego przeciwnika, wszelkimi możliwymi sposobami, jak się okazuje. Harry umie się przystosować, doskonale radzi sobie z tą nową formą walki, która nie uznaje praktycznie żadnych elementów odzieży ochronnej, pomimo, że jej niezbędność jest widoczna gołym okiem. Każde kolejne uderzenie podsyca apetyt publiczności, spragnionej przekonać się, czy ich zwycięzca zapewni im kolejny spektakularny nokaut. Harry sprowadza walkę do parteru, podcinając prawą nogę przeciwnika i unieruchamia go zakładając dźwignię na tyle jego kolan. Mężczyzna upada szczęką prosto na ring, ale szybko stara się odwrócić na plecy. Współczułam mu. Jego język ciała odzwierciedlał realizację w jak beznadziejnej pozycji się znalazł. Unosi przedramiona, by osłonić swoją twarz, kiedy Harry nieprzerwanie wymierza w nią ciosy. Jego włosy odsunięte są do tyłu i przytrzymywane przez bandanę. Dzięki temu nie rozpraszają go, opadając na jego twarz. To jednak nie pomaga zbyt wiele w powstrzymaniu czynników zewnętrznych. Zarówno Harry, jak i ja, oraz reszta zgromadzonych, kierujemy swoje głowy w kierunku zamieszania przy barze. Znaleźli się już chętni do zaprowadzenia porządku i opanowania chaosu, którego członkowie powinni się wstydzić. Urojone poczucie wyższości daje o sobie znać, gdy mężczyzna z żałosnym triumfem cieszy się, że udało mu się przewrócić na ziemię innego, słaniającego się na nogach od ilości wypitego alkoholu, imprezowicza. Kręcę głową z dezaprobatą, a on chyba zaczyna być sceptycznie nastawiony do samego siebie. Wracam wzrokiem na ring. Harry został odepchnięty na bok, a jego przeciwnik właśnie podnosi się na równe nogi. Chłopak klęczy, a ja nie mogę się nadziwić jak sytuacja w ringu łatwo może się zmienić. Nie ma żadnej litości. Wzdrygam się, gdy mężczyzna wymierza celnego kopniaka w i tak już nadwyrężone ramie Harry'ego, za które się trzyma. Atak zostaje odparty w ostatnim możliwym momencie przez prawą rękę Harry'ego. Zsuwam się z krzesła i z głośno walącym sercem, gorączkowo przeciskam się przez tłum ludzi, by znaleźć się z przodu. Cztery sekundy? Pięć? Nie jestem pewna, ale wiem, że to kwestia kilku mrugnięć. Tylko Harry stoi na ringu.W jego kierunku padają niemiłe słowa, wykrzykiwane przez rozczarowanych ludzi, którzy stracili swoje zakłady. Harry wydaje się nie zwracać na nie uwagi, schyla się, by przejść przez liny i zeskakuje w dół. Zaskoczony spiker zostaje na ringu sam na sam z zakrwawionym zawodnikiem, nie mając przy boku drugiego wojownika, by podnieść jego rękę w geście zwycięstwa. Śledzę wzrokiem Harry'ego, kiedy toruje sobie drogę do tylnych drzwi, cały czas masując swoje obolałe ramie. ***Usiadł przy barze, lekko się garbiąc. Trzeźwi trzymali się od niego w bezpiecznej odległości, ale tych pijanych mało to obchodziło. Wyłamał się ze swojej rutyny. Walczyć. Wygrać. Wyjść. Uniknął potwornej jatki w ringu, a po tym, kiedy wyszedł tylnymi drzwiami dla pracowników, nie spodziewałam się jeszcze go zobaczyć. Byłam skonsternowana i lekko zakłopotana, gdy usiadł przy barze, między wędrującymi grupkami ludzi. Głównie był to jednak szok, który sprawił, że ponownie zaparkowałam swój tyłek na krześle. Szok i to nienasycenie, chęć spędzenia jak największej ilości czasu w jego obecności.Jego gust nie zmienił się zbytnio, jednak nie da się ukryć, że nabył osobliwą tendencję do faworyzowania rzeczy czarnych, spranych i podartych. Z tego co widzę w jego garderobie nie można dopatrzeć się żadnego innego koloru i nie będę ukrywać, że lekko mnie to zdemobilizowało. Zwyczajowe, obcisłe jeansy są znoszone i ciemne, kolorem dopasowujące się do T-shirtu, który ma pod kraciastą koszulą. Mogę powiedzieć, że jego ramię nadal sprawia mu ból ze względu na to, że zdecydował się oprzeć rękę na kolanie. Mack się spóźniał. Nie widziałam go przez cały wieczór, więc po prostu zamówiłam sobie coś do picia i na własną rękę zajęłam stolik. Wiele osób wyszło zaraz po ostatniej walce wieczoru, atmosfera przy barze też lekko się ochłodziła, nie przypominając już wcześniejszej areny sprzeczek. Nie minęło dużo czasu, zanim zostałam zmuszona podzielić z kimś stolik. Nie miałam nic przeciwko odrobinie towarzystwa. Zabawnie jest słyszeć fragmenty rozmów i podpity śmiech.- Podoba ci się?Odwracam się do dziewczyny, siedzącej obok mnie. Jej eyeliner jest celowo roztarty, a małe srebrne kółko przebija jej wargę. Pasuje jej niedbale ścięty bob, na którego zostały wystylizowane jej włosy.- Kto? - pytam, chociaż jest całkiem jasne o kogo jej chodzi.Widocznie byłam nie dość dyskretna w moim podziwie. Nie zamierzałam posuwać się dalej, prócz kilku zachłannych spojrzeń w jego kierunku, nie spodziewałam się też, że przyciągnę czyjąś uwagę. - Harry.Kręcę głową, czując zażenowanie wywołane faktem, że zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Dziwnie czuję się słysząc jego imię. Zazwyczaj wszyscy używali jego nazwiska, jakby "Harry" było zbyt osobiste.- Farbujesz włosy?To nagły zwrot w rozmowie, którego z pewnością się nie spodziewałam. Jej palec wskazujący sunie w zamyśleniu po jej ustach, gdy zastanawia się nad moim naturalnym kolorem włosów. - Tak.- Szkoda. - Jej palce przejeżdżają po włosach, które dopiero co wsunęłam za ucho. - Słyszałam, że lubi małe brunetki - mówi zaczepnie, uśmiechając się przy tym zadziornie. Mimo moich przypuszczeń o jej przyjaznych zamiarach, wciąż czuję ciężar lekko złowrogich intencji. - Powinnaś iść i z nim pogadać.- Lepiej trzymać się na uboczu.Nie sądzę, że to byłoby mądrą decyzją, zwłaszcza, że dopiero co wydarł się na człowieka, który próbował podjąć z nim jakąś rozmowę. Nie jest skory do pogaduszek, nawet jeśli chodzi o jednego z jego "fanów". - Pójdę z tobą.Moja dłoń znajduje się w jej, kiedy ciągnie mnie za sobą, prowadząc w stronę baru. Ledwie udało mi się poderwać torebkę z kanapy, na której siedziałam, niestety na płaszcz nie było już czasu. Został przy stoliku razem z grupą ludzi, których twarzy nie rozpoznałabym za żadne skarby przez to nikłe oświetlenie. Czuję się jak dziecko, które zaraz nawiedzi atak furii. Jeszcze chwila i zacznę tupać i piszczeć, żeby mnie puściła. Widzę, gdzie nas prowadzi. Po prawej stronie Harry'ego jest trochę wolnego miejsca. Niezbyt dużo, ale wystarczająco byśmy nie musiały zakłócać swoją obecnością niczyjej przestrzeni osobistej. To ona podejmuje decyzję wykonawczą gdzie mam stanąć. Jej ciało jest barierą między mną a Harry'm. Daje mi znak głową, ale nie mam pojęcia o co jej chodzi. Nie mam czasu nawet zadać jej tego pytania, bo gwałtownie odwraca się twarzą do Harry'ego, nadal trzymając mnie za rękę. Czuję się, jakby całe moje ciało momentalnie zwiotczało. - Napijesz się czegoś, przystojniaku? - pyta, a jej głos ocieka ponętnym urokiem.Wysoce prawdopodobne, że jest to najgorszy tekst na podryw jaki kiedykolwiek słyszałam. Był tak beznadziejny, że na chwilę oderwałam się od sceny dziejącej się przede mną, by powstrzymać się od wywrócenia oczami. Zamiast tego moje wnętrzności przeszyło ukłucie wściekłości. Mój umysł pracuje na najwyższych obrotach, kiedy bezimienna dziewczyna kładzie dłoń na swojej talii, uwydatniając zgrabne biodro. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że to wcale nie zdenerwowanie, ale zazdrość. Nie chcę, żeby się do niego przystawiała, bo w jakiejś niedorosłej części mojego mózgu postrzegałam Harry'ego jako mojego. Tylko dla mnie. Zabieraj od niego swoje łapy.- Już mam - odpowiada szorstko.Z mojego ograniczonego pola widzenia, zerkam jak wskazuje na szklankę wypełnioną bursztynowym płynem, którą przykłada do skroni. Słyszę jak trzaskając roztapiają się kostki lodu i jestem zadowolona jego odmową.- Mogę kupić ci jeszcze jednego.Słyszę jak szkło gwałtownym ruchem styka się z blatem baru. To oczywiste, że chce zostać sam, ale ona nadal będzie go dręczyć, prowokować niemile widzianymi propozycjami. Zobaczmy jak warczysz.- Nie - odpowiada bez ogródek.Próbuję wydostać dłoń z jej uścisku, ale jej kościste palce kryją w sobie o wiele więcej siły, niż mam ochotę przyznać. Poszarp się ze mną jeszcze trochę, a obie wylądujemy na ziemi. Naprawdę nie chciałabym zostać wyśmiana przez jakichś pijaków.- No to może ty kupisz mi jednego?Suka.Głowa Harry'ego gwałtownie odwraca się w naszą stronę, a ja instynktownie kieruję swoje ciało ku innym torom. Modlę się, by nie usłyszał gromiącego walenia w mojej klatce piersiowej. To muzyka, to muzyka, powtarzam jak w mantrze. Dłoń dziewczyny oplotła moją niczym pyton, kiedy zdała sobie sprawę z popełnionego błędu. Chyba, że spowodowane było to tym, że teraz całą swą uwagę przeniósł na nią. Nic do siebie nie mówią, a ja zachowuję się jakbym czekała na kogoś z obsługi, pobieżnie skanując otoczenie i udając, że palce boleśnie wpijające się w moją skórę nie robią na mnie najmniejszego wrażenia. Ale moja gra aktorska kończy się w momencie, gdy kątem oka widzę co robi. Jej dłoń delikatnie oplata policzek Harry'ego, a ja walczę z oszołomieniem. Spodziewam się, że na nią nawrzeszczy, albo ją odepchnie, ale tego nie robi. Chciałabym, żeby właśnie tak zrobił.Jego oczy są zamknięte, gdy ostrożnie wyglądam zza jej ramienia, by omieść spojrzeniem jego ledwie oświetloną twarz. Wokół jego oka majaczy różowy półksiężyc, efekt uniku pięści lądującej w centrum jego twarzy. Wiele razy widziałam już tego typu urazy, wiedziałam, że za parę dni nie będzie miał po nim nawet śladu. Co naprawdę jednak przykuło moją uwagę, to nieco bardziej zdefiniowana blizna.- Nie przeszkadza mi to - mówi miękko, wyrywając mnie tym samym z mojego zamyślenia.Mogła mieć na myśli wiele rzeczy, ale to w jaki sposób Harry pochyla się, wtulając twarz w jej dłoń powaliło mnie na ziemię. Nie rozumiem. Jej starania zostały odrzucone, Harry wyraził się jasno i klarownie, że nic od niej nie chce, a teraz jest praktycznie bezbronny pod jej dotykiem.Jej dłoń zsuwa się niżej w dół jego klatki piersiowej, by zaraz spocząć niebezpiecznie na jego udzie. To niekomfortowe stać tu i obserwować, kiedy dotyka go w tak intymny sposób. Harry nie zmienia swojej pozycji, ale nadal mogę śmiało obserwować ich poczynania, bo jego uwaga skupiona jest wyłącznie na niej. Nie mam odwagi spojrzeć powyżej jego ramion, bo nie mam ochoty zobaczyć jak uśmiecha się do niej sugestywnie, tak jak kiedyś robił to względem mnie. Zaciskam usta nie rozumiejąc czemu niezależnie od swojego udanego połowu, nadal kurczowo trzyma mnie za rękę, jakby od tego zależało całe jej życie. Prawie wlazła mu na kolana i myślałam tylko o tym, żeby wypruć jej flaki i uciec.W co ona, do cholery, gra?Patrzę z odrazą jak pochyla się w jego stronę, a on jej nie zatrzymuje. Jego oczy pozostają zamknięte, gdy cieszy się jej niepodzielną uwagą. Bar w dalszym ciągu tętni życiem, przyciągając coraz więcej klientów, którzy zaczęli napierać na moje ciało. - Możesz mieć nas obie - mruczy zmysłowo do jego ucha.A ja jestem zagubiona. Powolny ogień pali moje ciało zaczynając od palców u stóp, a spanikowane motyle w moim brzuchu rozsadzają mi wnętrzności. To coś, czego nigdy nie czułam będąc z Jamesem. I prawdopodobnie nigdy tego nie poczuję, bo on nie jest Harry'm. James nie działał na mnie w taki sposób. Nigdy nie będę przy nim z trudnością łapała oddechów, błagając o jakikolwiek dotyk. I czuję się winna czując to wszystko wobec chłopaka, o którym już dawno powinnam była zapomnieć.Proszę, tylko nie to. Nie teraz, nie w taki sposób.- Możesz przelecieć nas obie.Kątem oka widzę, jak Harry przy pomocy swojej ręki lekko odsuwa ją na bok, ale nie mam zamiaru w pełni się odwrócić. Jego czujne oczy powinny być dla mnie czymś znajomym. Niechętnie przeskanował mój profil boczny. Stałam z twarzą pochyloną w dół, a złote włosy sukcesywnie oplatały moje policzki. Dziewczyna wyciąga dłoń w moją stronę, by odgarnąć pasma za moje uszy, ale nie pozwalam jej na to. Fuka głośno w odpowiedzi na mój sprzeciw.To tak jakby moje reakcja wywołała nagły zwrot w zachowaniu Harry'ego. Dziewczyna zostaje przesunięta spomiędzy jego ud, gdzie wygodnie się umościła, w efekcie czego puszcza moją dłoń nie kryjąc zaskoczenia. Jej próba chwycenia go za ramię jest momentalnie udaremniona.- Nie jestem tu dla twojej chorej rozrywki - syczy Harry. Dziewczyna jest na tyle zbita z tropu, że wpada na mnie swoim ciałem, chcąc jak najszybciej się ulotnić. Głębia jego głosu zdradza jak niska stała się jego tolerancja.- Nie, nie.. Ja wcale nie.. - broni się rozpaczliwie, ale na próżno.- Nie mam zamiaru przelecieć ani ciebie ani twojej koleżanki, więc wyświadcz sobie przysługę..Harry nieświadomie przewraca stołek na którym wcześniej siedział, stając teraz na równych nogach. Przepycha się przez tłum zaciekawionych gapiów. Ból w jego ręce został całkowicie zapomniany i zastąpiony złością.- Chodź - mówię cicho, ciągnąc ją za nadgarstek. Chwytam swój płaszcz, przechodząc obok stolika przy którym niedawno siedziałyśmy i nadal ciągnę ją za sobą nie zatrzymując się aż do momentu, gdy wychodzimy na zewnątrz. - Co to było, do cholery jasnej? - pytam rozdrażniona, puszczając jej rękę.Na zewnątrz stoją ludzie zajęci paleniem papierosów, ale już zdążyli zainteresować się dwoma krzyczącymi dziewczynami. Zbieram w sobie ostatnie resztki siły, by nad sobą zapanować. - Cóż, chyba nie zabrałby do domu tylko mnie, no nie? - odcina się gorzko. - Potrzebowałam małej uroczej istotki do osłodzenia tematu. Dokładnie w jego typie. - Ponownie sięga, by odgarnąć włosy za moje ucho, ale zmuszam ją by opuściła rękę. Jej śmiech brzmi jak szydercze rozdrażnienie. - Wszystko zniszczyłaś.- Jestem pewna, że to jeszcze nie koniec świata.- Mogłam po prostu obciągnąć mu w kiblu. Byłoby mniej zachodu.Odchodzi prychając pod nosem i trącając mnie barkiem, a ja stoję oszołomiona nie przypominając sobie, żebym kiedykolwiek w moim życiu odbyła podobną rozmowę. Nie zdaję sobie sprawy z tego jak mocno zaciskam swoje pięści, aż do momentu gdy znika mi z oczu.***Musiałam obejść klub, żeby dotrzeć na parking. Gdy tu przyjechałam nie było możliwości, żebym zaparkowała gdzieś bliżej, więc teraz musiałam iść nieco dalej niż sobie tego życzyłam. Śmieci leżą na chodniku, a jedna z latarni ulicznych miga nieprzyjemnie. Widzę trzech lekko podpitych facetów, którzy odgrywają właśnie między sobą koleżeńską, uliczną bójkę. Nie rozpatruję ich pod kątem zagrożenia, bo jeden z nich właśnie wywalił się, potykając o swoją własną stopę. Śmieją się głośno, kiedy manewruję by wyminąć przeszkodę.- Hej! - woła jeden z nich.Skupiam się na stawianiu jednej stopy przed drugą, teraz nieco szybciej niż poprzednio. Mój samochód stoi na końcu ulicy, więc jeśli zacznę biec schowam się w nim bezpiecznie i zamknę drzwi już w ciągu kilku sekund. - Hej.Moje ciało oblewa paraliż, kiedy mężczyzna wyłania się zza moich pleców, stając przede mną i uśmiechając się szeroko.- Co ty o tym sądzisz? Dałbym mu radę, nie?Jego mowa jest wyraźnie ociężała, a towarzyszy jej ostry odór alkoholu wypełniający przestrzeń między nami. Na przodzie jego koszulki widnieją świeże plamy, a on sam kołysze się jak statek wycieczkowy na pełnym morzu. - Komu? - pytam, próbując wymacać w kieszeni moje klucze od auta.Na szczęście nie zauważa moich ruchów.- Stylesowi.Mało brakło, żebym wybuchnęła protekcjonalnym śmiechem. Zniecierpliwienie w jego szklistych oczach przywołuje mnie do rzeczywistości, nakazując mi momentalnie przyznać mu rację, a on unosi brew i dopiero wtedy go rozpoznaję. To ten opóźniony facet z baru, który ogłosił się zwycięzcą po jakiejś gówniarskiej przepychance przy barze, kiedy Harry był w ringu. - Chyba nie warto byłoby nawet marnować jego czasu - odpowiadam szczerze.Nie miałam zamiaru być, aż tak dosadna, a po jego zaczerwienionych policzkach i śmiechu kolegów, zdaję sobie sprawę, że byłam i to chyba nawet trochę za bardzo.- Tamto przy barze to był czysty nokaut - rzuca.Najlepiej byłoby po prostu się z nim zgodzić i odejść, ale widocznie nie jestem w stanie tego zrobić nawet w sytuacji takiej jak ta.- Nie. - Kręcę głową w czystym sprzeciwie. - Po prostu popchnąłeś pijanego człowieka. Wybrałeś sobie najsłabszy z możliwych celów. Tamten koleś nie miał zamiaru wszczynać bójki i dobrze o tym wiedziałeś.Mam ochotę zakleić swoje usta taśmą klejącą, zanim znowu wypalę coś, czego wcześniej nie przemyślę. Jego koledzy podeszli bliżej, a ja z trudem przełykam strach, grzebiąc w mojej torebce i sprawdzając dokładnie każdy klucz. Rozkojarzony wzrok mężczyzny przebiega po całej mojej sylwetce i biorę to jako ostateczny znak do odejścia.- Nie powiedziałbym, że było z nim tak łatwo.Moja droga do samochodu jest zablokowana. Myślę o tym, żeby użyć moich kluczy i poharatać mu nimi twarz, a potem zwiać do auta.- A co jeśli chodzi o ciebie? Poświęciłabyś mi chwilkę czasu? - pyta niskim ochrypłym głosem.- Proszę się odsunąć - mówię, mając nadzieję, że brzmię pewniej niż czuję się w rzeczywistości.Metal kluczy pali moją dłoń. Zbliż się jeszcze trochę, a ich użyję.- Ej!Cała nasza czwórka przenosi wzrok na wyjście ewakuacyjne z klubu. Nie jestem damulką i nie wiem też, czy ten nowy Harry miałby ochotę zgrywać bohatera, ale muszę przyznać, że jego wyczucie czasu było zbawienne. Powietrze wypełniło się nowym napięciem, które, mam nadzieję, zdejmie mnie z linii frontu.- Och, patrz.. We własnej osobie. - Mężczyzna posyła mi złośliwy uśmiech. - Mamy tu jedną z twoich fanek, stary.Zostaję lekko pchnięta w kierunku Harry'ego. Słyszę jak się zbliża, jego buty szurają po nierównym asfalcie. Mija moją sylwetkę, stając pomiędzy mną, a prześladowcami. Powstrzymuję się przed entuzjazmem, chowając się za nim. - Może tak ty i twoi koledzy po prostu się odpierdolicie, co? Ona nie zrobiła nic złego.Dłonie Harry'ego nadal wciśnięte są w kieszenie jego spodni, jakby to co się dzieje było tylko dodatkowym obciążeniem jego czasu. Wyobrażam sobie jak końce zawiązanej bandany łaskoczą jego kark, ale on nie zdradza żadnych oznak dyskomfortu. - Zraniła moje uczucia. - Mężczyzna udaje poruszonego.Słyszę wymuszony śmiech Harry'ego, po czym robi krok do przodu, by jasno zaakcentować do kogo się zwraca.- Jakoś trudno mi w to uwierzyć, bo wyglądasz na kogoś o dość twardej skórze.To tak, jakby onieśmielenie udawało mu się uzyskać jednym prostym spojrzeniem. Mężczyźni odsuwają się z drogi nazbyt łatwo. Robią niezły pokaz ze swojego odejścia, kopiąc puszki by te z hukiem odbijały się od ściany.- Czubek!Okrzyki niosą się w dół drogi, ale Harry jest wobec nich obojętny. Spuszczam wzrok, gdy odwraca się w moją stronę i podchodzi bliżej. Niepewnie unosi rękę by dotknąć mojego ramienia, ale rozmyśla się kilka centymetrów od mojego ciała i ponownie pozwala jej opaść wzdłuż swojego boku.- Wszystko w porządku? - pyta.- Tak - odpowiadam, głośno przełykając ślinę. - Dziękuję.Jeśli zauważył, że już spotkaliśmy się w barze to o tym nie wspomniał, za co jestem wdzięczna, bo moje dłonie zaczynały się pocić, a serce waliło jak młotem w mojej klatce piersiowej. Nie planowałam spotkania w twarzą w twarz w takich okolicznościach. Cóż, ciężko w ogóle nazwać to jakimkolwiek spotkaniem, skoro nawet nie zdobyłam się na przyzwoitość by spojrzeć mu w twarz. Pewnie myśli, że jestem niewychowana i niewdzięczna.- Chcesz, żebym cię gdzieś odprowadził?Uśmiecham się delikatnie, nadal pozwalając by włosy zakrywały część mojej twarzy. To pierwsza wskazówka jaką otrzymałam odnośnie tego, że nadal ma w sobie coś z przeszłości, mimo jego obecnej formy. Nie cały zaginął.- Mój samochód jest zaraz.. - zaczynam, gestykulując w stronę szarego auta. - Nie trzeba, dziękuję. - I odchodzę, zostawiając go samego.Krótki spacer, a byłam przygotowana na raczej szybką ucieczkę, do samochodu był zadziwiająco spokojny. Dopóki nie zerknęłam ponad swoim ramieniem, odwracając głowę i momentalnie tego pożałowałam. Harry nadal tam stał. Obserwował jak się oddalam i przechodzę na drugą stronę ulicy. Czemu ciągle tam stoi? Nie wyglądało to na rekreacyjny odpoczynek, ale na celowe zachowanie. Nie ruszał się z miejsca z konkretnego powodu.Szarpię się z kluczami, aż w końcu wypadają z moich palców dźwięcznie odbijając się od asfaltu. Kucam nieudolnie i szybko je podnoszę. Ręce mi się trzęsą.Pozwoli mi wsiąść do samochodu. Odjadę stąd i nie podkusi mnie nawet, żeby zerknąć na niego we wstecznym lusterku. Proszę, pozwól mi wsiąść do auta. - Bo.

KNOCKOUTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz