Historia ta zaczyna się jak każda inna, lecz nasza swój początek ma troche wcześniej.
Jak każdego roku tak i w 1971 roku do Hogwartu trafili nowi uczniowie by zacząć swoją edukację w tej szkole. Między czwórką pewnych Gryfonów od razu zawiązała się przyjaźń. Uczniowie ci w Hogwarcie byli znani z dowcipów, kawałów i przeróżnych psot by uprzykrzyć życie charłakowi woźnemu Argusowi Filchowi oraz po to by w szkole było troche wesoło. Dzięki temu nigdy się nie nudzili. Ale też często dostawali szlabany. Grupa tych czterech rozrabiaków nazywała siebie Huncwotami. W późniejszych latach stworzyli nawet Mapę Huncwotów. Znani również byli z dokuczania innym uczniom. Ale pewna rudowłosa Gryfonka na to nie pozwalała szczególnie wobec jednego Ślizgona, Sevwrusa Snape'a byli oni przyjaciółmi. Tak dobrze słyszycie byli. Do momentu w którym w piątej klasie po ostatnim egzaminie gdy chciała go bronić podczas ataku na niego dokonanego przez Jamesa i Syriusza nazwał ją szlamą gdyż pochodzi z rodziny mugoli. Jakoś dotychczas jej status mu nie przeszkadzał, a tu nagle obraził ją na oczach połowy szkoły. Owa ruda Gryfonka po ponad roku zakochała się w pewnym czarnowłosym Gryfonie którym był jeden z czterech Huncwotów, James Potter. Po skończeniu szkoły wzięli ślub. W prezencie od najlepszego przyjaciela jej męża dostała medalion. Bardzo stary ale piękny.
-Znalazłem go na strychu. Pewnie to stara rodzinna pamiątka zapomniana zresztą. I od razu pomyślałem o tobie Lily.
-Dziękuję Syriusz. Jest wspaniały. Nigdy go nie zdejmę. Zawsze będę go nosić.
I nosiła go zawsze tak jak powiedziała swemu przyjacielowi. Miała go również tego przeklętego dnia który od rana zapowiadał się wyśmienicie. Był Halloween James wraz z ich synkiem Harrym bawił się w salonie. Wyczarowywał kolorowe promyki ze swojej różdżki. W końcu odrzucił ją na stolik i podszedł do żony, a mały chłopiec wciąż uśmiechnięty siedział na swojej zabawkowej miotle którą dostał od swojego ojca chrzestnego. I nagle rozległ się wiwlki huk od strony wejścia. Od razu wiedzieli że to on. Voldemort wszedł do ich domu.
-Lily zabierz Harry'ego i uciekaj ja go zatrzymam! - Zawołał a Voldemort zaśmiał się z jego słów ponieważ dobrze wiedział że owy mężczyzna niema przy sobie różdżki.
-Avada Kedavra! - Rzucił zaklęcie w kierunku mężczyzny stojącego przed schodami na które chwile wcześniej wbiegła kobieta z dzieckiem na rękach. Voldemort minął martwe ciało Pottera i ruszył po schodach na górę. Wtargnął do dziecięcego pokoiku z różdżką wycelowaną w rudowłosą kobietę która właśnie wkładała do dziecięcego łóżeczka i zasłaniając własnym ciałem łóżeczko i rozstawiając ręce na boki jakby to miało powstrzymać wielkiego czarnoksiężnika wolała.
-Nie Harry! Tylko nie Harry! Błagam nie on!
-Zejdź mi z drogi! - Wrzasnął Voldemort.
-Nie on proszę! Nie Harry! Zabij mnie ale oszczędź chłopca! Błagam!
-Odsuń się głupia dziewczyno!
-Nie Harry błagam!
-Ostatnia szansa minęła.
-Proszę tylko nie Harry!
-Avada Kedavra. - Kobieta upadła tuż przed łóżeczkiem Voldemort zbliżył się do wciąż śmiejącego się chłopca w łóżeczku. Ale chłopiec po chwili przestał się śmiać a zaczął płakać. Czarny Pan wycelował w niego swoją różdżkę i rzucił zaklęcie uśmiercające na małego bezbronnego chłopca. Ale w tej chwili stało się coś dziwnego. Wciąż słychać było płacz dziecka. A Voldemort mniejszy i osłabiony stał pokonany przed łóżeczkiem z małym chłopcem w środku na którego czole pojawiła się blizna w kształcie błyskawicy. Voldemort deportował się musiał uciec musiał się schować. Po jakimś czasie w domku Potterów pojawił się Severus Snape.
- Niee!!! Lily!! - Krzyczał podniósł jej głowę i położył sobie na kolanach. I nagle medalion spoczywajacy na szyi dziewczyny rozbłysnął zielonym światłem a Lily Potter otworzyła oczy podniosła sie gwałtownie do pozycji siedzącej i łapczywie zaczęła nabierać powietrza do płuc.
-Jak...?
-Severus co ty...? - i nagle jakby zdała sobie sprawę z tego co tu zaszło krzyknęła. - Voldemort on...! Harry! - Kobieta rzuciła się do łóżeczka Harry już nie płakał siedzial z zapłakaną twarz w swoim łóżeczku. - James. - Szepnęła. - James! - Tym razem krzyknęła i wybiegła z pokoju syna. Już ze szczytu schodów widziała martwe ciało swego męża. Podbiegła do niego i unosząc go lekko do góry tak że jego plecy położyła sobie na kolanach a głowę trzymała lewą ręką pochyliła się nad nim i zaczęła płakać. Medalion zwisający wciąż na jej szyi po raz kolejny tej nocy rozświetlił się na zielono a po chwili James Potter ożył.
-Lily! - Podniósł sie do pozycji siedzącej i łapczywie nabierając powietrza wtulił się w swoją żonę. - A Voldemort! Harry!
-Nic mu nie jest spokojnie.
-Ale jak...? - Spytał patrząc na siebie. - Przecież mnie zabił...
-Mnie też. I ... - Spojrzała w dół na swoją klatke piersiową. - No jasne! Czemu wcześniej się nie domyśliłam. - Podniosła się z podłogi a wraz z nią James. - Medalion Syriusza.
-Co z nim?
-Widziałam go już kiedyś na obrazku jednej ze starych ksiąg nie pamiętam jakiej. Ale przykuł moją uwagę swoim wyjątkowym wyglądem dlatego zaczęłam czytać jego opis.
-Do rzeczy Lily. - Pośpieszył ją mąż.
-Medalion ten należy do pierwszego czarodzieja na świecie. Stworzył on go i tchnął w niego życie i magię. Za pomocą medalionu dał wybranym przez siebie ludziom magię. Wybrał wielu. Bardzo wielu. Resztę nazwał mugolami. Stworzyl prawo zabraniające ujawniania się mugolom i używania magii w obecności mugola. Sprawił że każde dziecko które urodzi się z magią będzie miało na sobie Namiar aż do siedemnastych urodzin wtedy Namiar przestanie działać a dany czarodziej bądź czarownica stanie się pełnoletni. I tak dalej. Stworzył cały regulamin, wszystkie prawa jakie do dzis istnieją w swoim czasie również nowi Ministrowie Magii dodawali nowe prawa bo mieli takie prawo. Ale to jest nieważne czarodziej ten był najpotężniejszym czarodziejem. Jak już mówiłam tchnął życie w medalion. Wytłumaczył co to znaczy zanim umarł. Medalion ten może ożywić, przywrócić zmarłego z powrotem do życia tylko wtedy kiedy nad martwą osobą będzie stać osoba która szczerze i prawdziwie ją kocha a medalion wisi na szyi jednej bądź drugiej osobie.
James przytulił się do rudowłosej kobiety z wielkim uśmiechem na ustach po chwili razem udali sie na piętro a z dziecięcego łóżeczka wyciągnął swojego synka i mocno przytulił. Nagle do ich domu wszedł Hagrid jakie było jego wielkie zdziwienie że James i Lily żyją. Chwilę później na swoim motorze przyleciał Syriusz i wpadł do domu jak szaleniec. Gdy zobaczył swego przyjaciela żywego trzymającego swego synka a jego chrześniaka na rękach a obok niego piękna jak zawsze stoi Lily rzucił sie Jamesowi w ramiona prawie miażdżąc małego chłopca.