A little story about how it all began

169 11 10
                                    

- Wszystko zaczęło się kilka lat temu. Miałem kochających rodziców i starszego brata. Kiedy miałem 12 lat mama zachorowała. Rodzina nic mi nie powiedziała. Uważali ze jestem za mały, ale znalazłem jakieś papiery i dowiedziałem się że miała Białaczkę. Męczyła się i cierpiała z bólu przez 2 lata. Umarła w moje 14 urodziny - pojedyncza łza spłynęła po jego policzku - Mój ojciec się stoczył. Zaczął chlać, popadł w depresję. Wyżywał się na mnie i bracie. Bił nas, nie raz do nie przytomności. W końcu mój brat tego nie wytrzymał, uciekł. Zniknął. Zostawiając mnie samego z tym potworem. Zawiodłem się na nim. Zacząłem szukać kłopotów. Czesto lądowałem na komisariacie tylko po to by nie wracać do domu. I wtedy poznałem jego. Zico, chodziliśmy razem do szkoły. Był starszy o rok. Wiedział o mojej sytuacji w domu. Mówił że chce pomóc, a ja głupi mu uwierzyłem. Wpadłem w złe towarzystwo. Robiłem rzeczy których wtedy jeszcze nie rozumiałem. Zanim się obejrzałam na leżałem do czegoś czego jeszcze wtedy nie rozumiałem. Bylem jego pieskiem, robiłem wszystko co chciał, byłem na każde jego zawołanie. Jak jego dziwka. Zwykła. Tania. Nic nie warta suka - Luhan zacisnął dłonie w pięści, a łzy swobodnie tworzyły sobie ścieżkę po jego policzkach. Delikatnie żeby nie sprawić mu bólu otarłam je i pocałowałam go w czoło - Robiłem straszne rzeczy Cleo - wyszeptał łkając - Dalej robię.
- Lulu, czy ty... zabiłeś kiedyś kogoś ?
- Znienawidzisz mnie jeśli odpowiem - zaszlochał i spuścił głowę, przełknęłam ślinę.
- Myślę że nie będzie tak źle - uśmiechnęłam się lekko. Znałam już odpowiedź na swoje pytanie ale musiałam to usłyszeć z jego ust.
- T-tak. - wzdrygnęłam się lekko i wstałam. Poszłam do salonu i odsunęłam szufladę, która robiła u nas w domu za apteczkę. Wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam do kuchni. Nalałam wody do miski, włożyłam do niej kilka kostek lodu i zabrałam czystą ściereczkę. Wróciłam do pokoju, Chińczyk już się uspokoił, ale dalej był przybity. Powoli podeszłam do niego i odstawiłam to co miałam w rękach na stolik. Po patrzyłam na niego, wylałam trochę spirytusu na płatek kosmetyczny i przyłożyłam go do jego rozciętego łuku brwiowego
- Sss, to boli
- Wiem, przepraszam
- Czemu jesteś taka miła?
- Nie wiem - odpowiedziałam zmieszana. Ma rację to do mnie nie podobne, zwykle jestem oschła i staram się nie uspołeczniać za bardzo. Ale ON ma w sobie coś dziwnego. Coś co nie pozwala mi być na niego złą czy po prostu go ignorować. Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot, miałam wrażenie jakby był dzięki temu wstanie odczytać moje myśli. Pierwsza spuściłam wzrok. Nie lubię utrzymywać kontaktu wzrokowego z nikim. Szybko po wróciłam do opatrywania jego ran. Gdy skończyłam z jego twarzą zabrałam się za resztę.
- Ściągnij koszulkę - chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili zciągnął materiał i rzucił go na podłogę. Spojrzałam na jego tors, lekko umięśniony. Przejechałam ręką po każdym siniaku, zadrapaniu czy ranie.
- Musisz iść do szpitala
- Nie - poderwał się do góry
- Ale Lulu
- Nie ma takiej opcji ! !
- Idziemy. Już
- Ale
- Nie chce słyszeć sprzeciwów - zrezygnowany wstał i powoli ruszył za mną do kuchni. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po taxi. Otworzyłam balkon i odpaliłam szluga.
- Ty palisz? - spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy
- Tak, a co? Przeszkadza ci to? - wystawił rękę
- No daj - podałam mu paczkę. Chłopak wyciągnął papierosa i odpalił go.
- Jak skończysz to choć na dół taksówka już pewnie czeka.

Beginning of the endOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz