Bran

1.9K 131 58
                                    


Dokładnie pierwszego września Akademia Westeroska ponownie zapełniła się uczniami. Ludzie z północy i południa, Lyseńczycy i młodzież z Wysp Letnich, a nawet niektórzy Dothrakowie ustawili się na dziedzińcu by powitać nowy rok szkolny.

Bran został ustawiony razem z pozostałymi pierwszoroczniakami i czuł się samotny jak nigdy dotąd. Pierwszy dzień w szkole dla nikogo nie jest przyjemny, dlatego rówieśnicy Brana stali prości jak struny, a stresu dodawało im to, że profesor Martell ustawił ich na środku dziedzińca, dzięki czemu wszyscy czuli się tak jakby obserwowały ich tysiące oczu i tak po części było. Połowa uczniów z starszych klas co jakiś czas wracała wzrokiem do grupy pierwszaków szacując skąd pochodzą, do jakiego rodu należą itp.

Kiedy dyrektor Robert Baratheon wszedł na podwyższenie, rozmowy momentalnie ucichły i wszystkie oczy skierowały się na niego. Dyrektor odchrząknął i zajrzał do trzymanej w wielkich, tłustych rękach, kartki po czym zaczął swoją przemowę.

-Witam wszystkich w nowym roku szkolnym.. bla bla- Stojący niżej podwyższenia wicedyrektor Tywin Lannister wzdrygnął się i spiorunował dyrektora wzrokiem. Można było się domyślić, że to właśnie on napisał przemówienie. Zajmował się wszystkimi poważnymi sprawami szkoły, a dyrektor zwyczajnie się opierdalał. Robert nawet nie zauważył morderczego spojrzenia wicedyrektora i kontynuował.- Mam nadzieję, że wykorzystacie ten czas by rozwijać swoje pasje i inne pierdoły. Regulamin znacie, jak nie to trudno. Pierwszaki macie się nie pogubić, a teraz rozejść się!

I to by było na tyle z przemowy Roberta. Zszedł z podwyższenia chwiejąc się na tłustych nogach, a wśród uczniów starszych klas, przyzwyczajonych do takich zachowań, zapanował chaos. Każdy zaczął zajmować się sobą, rozmawiać ze znajomymi i przeciskać do budynku szkolnego. Pierwszoroczniacy natomiast stali speszeni i bali nawet odetchnąć. Wiadomo było, że jeśli porwie ich fala uczniów, już po nich.

Akademia Westeroska była wielkim zamkiem, w którym z łatwością można było się zgubić. Bran rozejrzał się i złapał spojrzenie Jojena, który nadal stał na swoim miejscu wśród rozchodzących się trzecioklasistów. Uśmiechnął się do Brana, ale dokładnie w tym momencie ktoś popchnął pierwszoklasistę, a on poleciał na trawę i zarył w nią kolanami. Ból był tak duży, że Bran jęknął cicho.

-Wszystko w porządku?- odezwał się nad nim czyjś piskliwy głos. Kiedy podniósł wzrok zobaczył pulchnego chłopca, który wyciągał w jego stronę dłoń o palcach grubych jak parówki. Skorzystał z jego pomocy i wstał. Spodnie miał brudne i potargane, a krew ściekała z ran na kolanach. Bran obejrzał się, ale Jojena już nie było, więc odwrócił się ponownie do chłopca.

-Dzięki- powiedział starając się otrzepać spodnie z trawy.

-Nie ma sprawy. Mów mi Hot Pie - odpowiedział chłopak uśmiechając się od ucha do ucha. Hot Pie wyglądał na takiego z którym nie warto się przyjaźnić jeśli chciało się być popularnym, ale Bran o to nie dbał.

-Brandon Stark.

-No co ty!- Zawołał nagle takim tonem jakby nie zauważył wielkiego wilkora wyszytego na bluzce Brana. - Ale mam szczęście!

Bran chciał mu coś jeszcze powiedzieć, ale tłum uczniów przerzedził się i usłyszeli donośny głos profesora Martella.

-Pierwszoroczniacy, za mną!

Wszyscy nowi uczniowie zbili się w grupkę i ruszyli za profesorem w stronę budynku. Hot Pie wciąż zagadywał Brana, ale on nie miał ochoty na rozmowę, był skupiony na tworzeniu w myślach mapy szkoły żeby nie się nie gubić. Zawsze mógł poprosić o pomoc starsze rodzeństwo, ale żeby to zrobić trzeba ich znaleźć.

Gra o cebulę || Game of Thrones Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz