Lyzy
Wyjęłam z torebki przewieszonej przez ramię swój ulubiony błyszczyk i po chwili moje usta pokryła jego lepka konsystencja. Poruszyłam wargami i pyknęłam kilka razy zanim schowałam go z powrotem. Zerknęłam na nieźle wykonaną podróbkę drogiego zegarka. Za piętnaście minut północ.„Cholerny Marcus, jak zawsze się spóźnia", przeknęłam w myślach i obejrzałam się szybko przez ramię, sprawdzając czy brat nie wyskoczy za moment z domu i nie zrobi mi awantury na środku chodnika. Nic takiego się jednak nie wydarzyło, mimo to moja irytacja rosła z każdą chwilą. Przestąpiłam z nogi na nogę i poprawiłam o wiele za krótką spódniczkę. Kiedy miałam już sięgnąć po komórkę, kawałek od miejsca w którym stałam z piskiem zaparkowało czarne auto Marcusa - nie znam się na nich ale wiem że to nówka i Marcus jest z niej cholernie dumny, tak jakby sposób w jaki na nią zarobił zupełnie nie miał znaczenia.
Westchnęłam ciężko i ruszyłam w stronę samochodu. Ulica była pusta nie licząc mnie, samochodu i pijaka śpiącego po drugiej stronie. Otworzyłam drzwi z tyłu i ogłuszyła mnie muzyka dudniąca z głośników.
- Scisz to do cholery - warknęłam w stronę siedzenia kierowcy i wsiadłam do środka zatrzaskując za sobą drzwi. Uderzył mnie zapach dymu, odświeżacza powietrza, który Marcus z nieznanych mi powodów zawiesił na lusterku i jakichś ostrych, damskich perfum. To ostatnie zapewne dlatego, że po drugiej stronie siedziała jakaś cycata i ubrana chyba jeszcze skąpiej ode mnie laska. Zazwyczaj jej tu nie było, ale nie wykazałam zainteresowania, zamiast tego odłożyłam na bok swoją torebkę i złapałam się siedzenia kiedy chłopak ponownie ruszył.
- Spóźniłeś się - syknęłam z wyrzutem na tyle głośno żeby przebić się przez wulgarny rap, który akurat leciał w radiu. - Znowu.
Marcus nawet na mnie nie spojrzał, mogłam wyobrazić sobie jego obojętny wyraz twarzy nawet kiedy siedział plecami do mnie; Jason siedzący w fotelu pasażera w przeciwieństwie do niego niemal od razu wykazał zainteresowanie. Czemu mnie to nie dziwi.- Musieliśmy jeszcze wpaść do kilku kolesi, a .. - urwał kiedy dostrzegł mrożący wzrok kumpla, który po chwili raczył spojrzeć w lusterku na mnie.
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć, będę przyjeżdżał kiedy będzie mi pasowało - był dziś wyraźnie nie w sosie ale mało mnie to obeszło.
- Zaczyna mnie to wkurzać, chyba mimo wszystko należy mi się trochę szacunku. - normalnie nie robiłabym problemu o byle gówno, ale poprzedniej nocy spałam w domu, co zawsze odbijało się na moim samopoczuciu. Marcus chyba to zauważył, zacmokał cicho.
- Lyzy, Lyzy, Lyzy - wymruczał jak do dziecka - Jesteś taka słaba i głupia. Gdyby nie ja nigdy nie wkręciłabyś się do interesu - parsknął śmiechem na co ściągnęłam brwi zirytowana. - Wylądowałabyś na ulicy, kochanie.
Jego pseudo miły głos wzbudził we mnie ciarki. Wiedziałam że miał rację. Pomógł mi w najgorszym tego słowa znaczeniu, ale pomógł. Po śmierci ciotki, która opiekowała się nami od dziecka, zostaliśmy z bratem rzuceni na pastwę losu. Chaz jest trzy lata starszy ode mnie a to znaczy że jest już pełnoletni. Rodzice nic nam nie zostawili i przestaliśmy sobie radzić. Nie mogłam znieść siedzenia w tym gównie i wtedy spotkałam Marcusa. Wiem, że pomoc od dilera nigdy nie wróży nic dobrego, brat powtarzał mi to milion razy, ale wybrałam to niż bezczynnego siedzenie na dupie. Oprócz narkotyków Marcus znał się na wielu innych rzeczach. Na prostytucji, chociaż nie lubiłam nazywać tego po imieniu. Nauczyłam się zasad tego biznesu i byłam nprawdę dobra, chociaż moja uroda mi nie pomagała. Mam długie i proste blond włosy, wyraźnie zarysowane kości policzkowe i pociągłą twarz. Nie jestem specjalnie zachudzona, ale zaliczam się do jednej ze szczuplejszych.W modelingu na pewno zaszłabym daleko ale w mojej brażny bardziej liczą się dziewczyny pokroju tej cycatej z okropnymi perumami. Dla facetów liczy się tyłek i duże cycki, reszta jest nieważna. Marcus miał jednak sporo dobrych znajomości i wkręcił mnie bez kiwnięcia palcem. Oczywiście zażądał pewnej sumy dla siebie ale nauczyłam się już że w tym świecie nie ma czegoś takiego jak przyszługa bez haczyka.