Chapter 7

4.5K 281 24
                                    

*Nadia*
Nagle poczułam pociągnięcie za ramię. To był Remek, który wciągnął mnie do łazienki. Chłopak przycisnął mnie do ściany i spojrzał mi w oczy,na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Po chwili gwałtownie złączył nasze usta w pocałunku, obydwie dłonie spoczywały na moich pośladkach. Remi pogłębił pocałunek, a ja jedną ręką objęłam go za szyję, a drugą wplotłam pomiędzy jego włosy. Nagle chłopak zszedł niżej, jego usta zassały się na mojej szyi, z moich ust wydobył się krótki i cichy lęk. Kilkanaście sekund później Wierzgoń znowu mnie pocałował, tym razem spokojnie i delikatnie.
-Sorry, musiałem.- szepnął, gdy oderwał się ode mnie.
Popatrzyłam mu tylko w oczy, zobaczyłam w nich hmm.. radość?
-To, co masz na szyi oznacza, że jesteś moja, rozumiesz? Ale jakby ktoś pytał to to nie ja. No, to na tyle. Narka piękna.- uśmiechnął się szeroko i wyszedł z łazienki, zostawiając mnie samą i zdezorientowaną.
Co to do cholery było?
Przez kilka minut stałam jak wryta i nie wiedziałam co się przed chwilą stało.
-Nadia? Jezu, szukam Cię po całej szkole, a Ty w kiblu.- zaśmiała się Majka.
Nic jej nie odpowiedziałam, jedynie na nią spojrzałam.
-Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła. Coś się stało?- zrobiła zdziwioną minę i odsunęła trochę moje włosy,bo chyba zobaczyła jedną z malinek.
-Przecież Ty tego nie miałaś. Czyja to sprawka? Wierzgonia?- powiedziała szybko, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
Kiwnęłam tylko przecząco głową i zakryłam szyję włosami.
-Przecież widzę po Twojej minie, że kłamiesz. Czyli Remuś Cię polubił, lalalala!- Majka klasnęła, a jej uśmiech się powiększył.
-Ale Maja, miałam nikomu nie mówić, proszę, nie wydaj mnie.- spuściłam głowę i westchnęłam.
-Spokojnie, będzie dobrze. Co Ci jeszcze powiedział?- rzekła Majka.
-'To, co masz na szyi znaczy, że jesteś moja.'- zacytowałam.
-Jak do psa lol. Pogadam z nim.- złapała mnie za rękę i razem wyszłyśmy z łazienki.

*Majka*
Minęły lekcje, dzisiaj poprosiłam Nadkę, żeby poszła sama do domu. Ja musiałam porozmawiać z Remigiuszem.
-Remi!- krzyknęłam do chłopaka, który miał zaraz wsiadać do auta.
Odwrócił się w moją stronę i czekał.
-Co to za malinki u Nadii?- zapytałam.
-Co, jakie malinki, o czym Ty mówisz? Nie wiem o co Ci chodzi.- rzekł Remek i udawał zdziwionego.
-Remuś, mnie nie oszukasz, wiesz o tym. No więc?- uśmiechnęłam się i popatrzyłam mu w oczy.
-Nic Ci do tego.- warknął chłopak i chciał wsiąść do samochodu, ale złapałam go za ramię.
-Nie pójdziesz nigdzie dopóki mi wszystkiego nie powieść.- wbiłam paznokcie w jego skórę, przez co przymrużył oczy i wydał z siebie krótki jęk.
-Dobra, ale przestań tak robić..- rzekł, a ja poluźniłam uścisk- No więc hmm. Nadia mi się podoba, mogę juz iść?-
-Sądzisz, że to wystarczy? Powiedz mi czemu te malinki znaczą, że jest Twoja?- uśmiechnęłam się złośliwie.
-Bo jest moja. Tylko ja mogę ja całować lub pieprzyć, rozumiesz?- syknął i spojrzał mi w oczy.
-Oh, a czemu nikt nie może się dowiedzieć, że ją kochasz?- zaznaczyłam ostatnie słowo.
-Bo by mnie wyśmiali, tyle.- westchnął.
-Ah, no dobrze. Ale wiesz, że nikt by Cię nie wyśmiał, a nawet jeśli, to dałbyś mu po mordzie i po sprawie?- zapytałam.
-Spierdalaj, nie mam czasu na gadanie z Tobą.- powiedział Wierzgoń, wsiadł do samochodu i odjechał.
Ah, wiedziałam, że ona mu się podoba, moja intuicja nigdy się nie myli.

***
Kolejny rozdział!
Jeśli przypadł Wam do gustu to zostawcie gwiazdkę i komentarz :)
Do następnego, trzymajcie się, cześć! ^^

Never | r.w. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz