WAŻNE, PRZECZYTAĆ! : Ten one-shot napisałam jakie dwa lata temu, z innymi bohaterami i na początku wstawiłam go na innego bloga. Więc jeśli spotkacie tę samą fabułę gdzieś indziej, nie rzucajcie mi mięsem, że ukradłam, że plagiat, że cokolwiek. Bo to całkowicie mój pomysł, stworzony od A do Z przeze mnie, który teraz znajduje się na dwóch stronach.
Pozdrawiam i enjoy ♥
~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *~
Spięta niedbale grzywka, podrygująca na wietrze przy otwartym oknie. Spokojna i relaksująca muzyka, wydobywająca się z radia. I on z lekko ubrudzoną twarzą od czerwonej mazi i z zamkniętymi oczami. W dłoni trzymał sprawcę zamieszania, lekko nim uderzając o stolik przy jego nogach. Stał i myślał, zastanawiał się. Aż w końcu wykonał kolejny ruch, zanurzając pędzel w wodzie, a następnie w brązowej farbie, by zamachnąć się na płótnie.
Dziewiętnastolatek nie skupiał się długo, był w swoim żywiole. Malarstwo, to było jego życie. Poświęcał się temu całkowicie, w każdej wolnej chwili. Był mistrzem w tym fachu. Udowadniał to nie raz, wygrywając liczne konkursy artystyczne. Zawsze miał to oczekiwane, pierwsze miejsce.
Westchnął głośno, przyglądając się swojemu rozpoczętemu obrazowi, gdzie zrobił ledwo kilka wstępnych kresek, by jako tako nakreślić kształty pożądanej postaci. Nie malował on nikogo konkretnego. Nie posiadał modela, żadnej kukły. Po prostu tworzył marzenia. Starał się na płótnie artystycznie urzeczywistnić osobę, w której mógłby się zakochać z wzajemnością. Jakkolwiek zakochać. Bo zawsze był sam. Matka mu zginęła pod kołami pociągu, popełniając samobójstwo, a ojciec... Ojca nigdy nie miał. Mężczyzna zrzekł się praw do niego zaraz po narodzinach. Nikogo więc nie miał. Niby opiekowała się nim ciotka, niby ją kochał... Jednak pomimo wszystko był samotny. Dlatego postanowił stworzyć obraz do którego mógłby wzdychać, śniąc na jawie i popijając poranną kawę. Może i był szalony, pokręcony, dziwny i inny. Może. Ale ponad całą reputację jaką miał, chciał być szczęśliwy. Nawet jeśli to szczęście miałoby być sztuczne i urojone. Taka ułuda z marzeń.
Zrobił krok w tył, sięgając po grubszy pędzel. Tym razem zanurzył go w czarnej farbie, tworząc kontury płaszcza jaki nosił jego wymarzony kochanek. Okrycie powinno być mroczne i pociągające, ukazujące tym samym charakter osobnika. Zawahał się tylko na sekundę, myśląc nad kształtem rękawów, ostatecznie wybierając skromne rozwiązanie z kilkoma kolcami i ćwiekami przytwierdzonymi do miejsca przy ramionach. Nic wymyślnego, żeby potem nie wyglądał jak pajac. Louis nigdy nie był dobrym projektantem, dlatego miał niewielki problem ze stworzeniem czegoś wyjątkowego i odpowiedniego dla jego rycerza w mrocznej zbroi. Nie chcąc dłużej myśleć nad resztą ubioru, zabrał się za twarz. Chciał, żeby była męska, a jednocześnie delikatna. Z wystającymi kośćmi policzkowymi, ale, żeby nie była zbyt chuda. Taka w sam raz.
Westchnął cicho, kreśląc powolnymi ruchami oczy. Nie wiedział ile czasu spędził nad kreowaniem tego mężczyzny. Godzinę, dwie. A może nawet siedem. Nie miał pojęcia. Jednak liczyło się to, że prawie skończył. Był wyczerpany bezustannym staniem przy sztaludze, ale nie chciał odchodzić. Był tak zaabsorbowany, że zapomniał nawet o obiedzie. Po prostu nie miał czasu nic zjeść. W ogóle cokolwiek przygotować. Jednak nie odczuwał zbytnio głodu. Jego myśli były zajęte czymś innym. Lepszym.
- Jeny, moje nogi... – burknął do siebie chłopak, wycierając pędzel w szmatę zawieszoną na lampie obok. Nastolatek spojrzał na zegar i westchnął ciężko. Dochodziła godzina siedemnasta, a on od rana jest zajęty malunkiem. Nawet go dobrze nie skończył. Przetarł zmęczony oczy i ruszył do łazienki umyć ręce i twarz od farby. Miał plany, żeby dokończyć to później. Po lekkiej kolacji. Nie darowałby sobie, gdyby odpoczął dłużej niż pół godziny. Jest to obecnie jego najlepsza praca, więc chciał to jak najszybciej ukończyć i napawać się perfekcją jaka będzie bić od mężczyzny na płótnie. Już widział oczami wyobraźni jak pociera kciukiem twarz jego księcia i uśmiecha się do siebie jak typowy wariat i samotnik. Stęknął i będąc w kuchni, wygrzebał w lodówki wczorajsze spaghetti. Nie miał siły nic gotować, więc poszedł na łatwiznę. Odpalił palnik, położył garnek na ogień, zastawił budzik i usiadł na krześle, tępo wpatrując się w przestrzeń. Cisza jaka go otaczała była przerażająca. Poza lekko bulgoczącą kolacją w mieszkaniu dziewiętnastolatka panował totalny bez dźwięk. Nienawidził tego. Tak bardzo i mocno jak tylko się dało.