Kolejny wybuch. Tym razem bliżej. Nawet przez specjalne szyby można było odczuć drgania i usłyszeć przerażający dźwięk. Szare niebo od radioaktywnego pyłu towarzyszyło mi już od 10 lat. Dodatkowo wybuch superwulkanu w Yellowstone. Nie żyje 95% populacji Ameryki. Jestem jednym z tych którym udało się przeżyć. Na nieszczęście - nie wiem za jakie grzechy zostawiono mnie na tej upadającej planecie. Niedługo będzie trzeba dodatkowo opuścić bunkier. Kończą się zapasy zebrane podczas ostatniej wędrówki - pozostały mi chyba szczury tylko. 11 lat temu nikt by nie pomyślał że świat będzie AŻ TAK zrujnowany. A jednak... Epidemie na porządku dziennym, państwa upadają, nie ma nic dla czego warto by żyć. Podobno w Australii zachowały się ostatnie miasta na Ziemii. Jednak nikt nie wychyla się z nich by szukać Wędrowców - ludzi takich jak ja - zagubionych w tym radioaktywnym świecie. A nawet gdybym tam dotarł pewnie by mnie wpuścili bo mam pełno tego radioaktywnego szajsu na sobie i prędzej czy później zginę na jakąś chorobę w cierpieniach. Tia... Świetna perspektywa, co nie? Chciałbym choć raz jeszcze porozmawiać z jakimś człowiekiem przed śmiercią. To chyba moje jedyne życzenie. Wiem że gdzieś niedaleko znajdują się gruzy miasta zwanego dawniej Nowym Yorkiem. Może tam ktoś będzie. Zapuszczanie się do miast jest ryzykowne, gdyż drapacze chmur - niegdyś symbole ludzkiej potęgi - dziś przerażające gmachy, które mogą się na ciebie w każdej chwili zawalić. I tak po prostu sobie zginiesz. Nikt nie będzie cię opłakiwał - bo NIE MA KTO. Nie będzie pogrzebu. Twoje ciało zjedzą szczury. Powoli rozłożysz się na pierwiastki. Może kiedyś za kilka stuleci ktoś znajdzie fragment kości twojej ręki czy coś w tym stylu i będziesz w gablocie muzealnej jako szkielet człowieka z czasów wojny nuklearnej. Smutne, ale prawdziwe. Niestety nie mam żadnej siły by temu zapobiec. I wątpię by ktokolwiek, kiedykolwiek miał...
