Rozdział 1

389 14 3
                                    

To właśnie dzisiaj, dzień pogrzebu mojego ojca, John'a. Był on najlepszym ojcem jakiego mogłabym sobie wyobrazić. Bardzo kochał mnie i moją mamę. Zawsze się o nas troszczył. Pracował jako lekarz przez co także wyjeżdżał często na jakieś szkolenia. Zarabiał dość dużo pieniędzy więc mama nie musiała pracować. Co niedziele wychodziliśmy gdzieś na miasto aby spędzić razem czas. Byliśmy naprawdę wspaniałą i kochającą się rodziną. Nie potrafię sobie wyobrazić tego że go już z nami nie ma. Zawsze jak miałam jakiś problem z nauką to on mi pomagał, natomiast moja mama pomagała mi z tymi życiowymi problemami. Mój ojciec zmarł kilka dni temu w wypadku samochodowym wracając ze szkolenia. Jego samochód zderzył się z jakąś ciężarówką której kierowca trafił do szpitala w stanie ciężkim a mój tato zginął na miejscu.  Gdy się dowiedziałam o jego śmierci byłam załamana, zapewne gdyby nie mama by było mi ciężej.
Wstałam z łóżka i pierwsze co zrobiłam to poszłam do łazienki po drodze zerkając na zegar ścienny. Widząc że jest dopiero 8  a do pogrzebu mam jeszcze 3 godziny uznałam że nie będę się spieszyć. Spojrzałam w lustro znajdujące się nad umywalką i zobaczyłam coś strasznego. Wyglądałam jak jakiś potwór. Włosy rozczochrane a miejsca pod oczami miałam zaczerwienione od płaczu i do tego wory. Cicho westchnęłam kierując się do wanny. Po 30 minutowej kąpieli owinęłam swoje ciało miękkim ręcznikiem a następnie sięgnęłam po kosmetyczkę leżącą obok umywalki. Wiedząc że czeka mnie dzisiaj dzień pełen płaczu zdecydowałam się na lekki makijaż więc wyjęłam z niej korektor i puder. Po zrobieniu makijażu i umyciu zębów zaczęłam suszyć włosy. Kiedy były już suche poszłam do pokoju szukając czegoś w czym będę mogła iść na pogrzeb. Znajdując ciuchy wróciłam do łazienki aby się przebrać. Włożyłam na siebie czarne rurki, zwykłą, czarną koszulkę z krótkim rękawem a na nią założyłam czarną bluzę z kapturem. Wróciłam do pokoju aby zobaczyć jak stoję z czasem. Wszystko zajęło mi ponad godzinę. Zdecydowałam się że zejdę na dół i zobaczę czy moja rodzicielka jest już gotowa. Schodząc po schodach usłyszałam z salonu ciche pociągnięcie nosem. Stojąc w progu i opierając się o framugę drzwi ujrzałam mamę oglądającą jakieś fotografie.
- Mamo - zaczęłam, zwracając na siebie jej uwagę. Zdjęcia szybko schowała pod jakieś papiery.
- Tak córciu ? - wstała, wzięła wszystkie papiery oraz zdjęcia które oglądała po czym włożyła je do szuflady.
- Wszystko dobrze ? - spytałam.
- Tak, nie martw się o mnie. - uśmiechnęła się do mnie po czym dodała - Widzę że jesteś już gotowa ?
- Mhm.
- To ja dzwonie po taksówkę i pojedziemy. - oznajmiła wystukując numer na swoim telefonie.
- Tak wcześnie ? - zapytałam zdziwiona. - Pogrzeb jest dopiero za jakieś 2 godziny.
- Wiem słonko ale muszę jeszcze porozmawiać z proboszczem. - wytłumaczyła trzymając urządzenie przy uchu.
Po 40 minutach byłyśmy pod kościołem. Ja siedziałam na ławce czekając na mamę która poszła porozmawiać z księdzem.
- Lily ? - usłyszałam po chwili. Wszędzie bym poznała ten głos. Podniosłam głowę i ujrzałam stojącą nade mną Kelsey. Kels jest moją kuzynką. Kiedyś spędzałyśmy razem mnóstwo czasu ale po jej wyprowadzce straciłyśmy kontakt tak jak nasi rodzice. Zdziwiłam się że przyjechała z rodzicami na pogrzeb. Pewnie moja rodzicielka jakoś ich powiadomiła. Podniosłam się z ławki po czym mocno przytuliłam blondynkę.
- Jak się czujesz ? - zapytała odsuwając się.
- Źle. - westchnęłam. - Gdzie twoi rodzice ? - dodałam nie widząc ich nigdzie.
- Poszli już do kościoła. - wskazała na budynek za nią. - My też już lepiej chodźmy.
Po mszy, trumna została wyniesiona na cmentarz na który my także poszliśmy. Przez cały czas ja, mama jak i reszta rodziny płakaliśmy. Stojąc już przy miejscu gdzie mój ojciec będzie pochowany spojrzałam w stronę wielkiej bramy prowadzącej na groby. Zobaczyłam 4 chłopaków kierujących się w naszą stronę. Dziwne, nigdy wcześniej ich raczej nie widziałam. Szturchnęłam lekko mamę w ramie po czym spytałam - Kim oni są ? - kobieta odwróciła się w ich stronę ze zdziwioną miną.
- To twoi kuzyni. - odpowiedziała po chwili zastanowienia się.
- Nigdy ich nie widziałam - oznajmiłam odwracając od nich wzrok.
- Ponieważ są oni twoimi dalekimi kuzynami. Kiedyś, jak byłaś jeszcze malutka odwiedzaliśmy ich ale później kontakt się urwał. - wytłumaczyła na co ja tylko kiwnęłam głową na znak że rozumiem.
Kiedy wszyscy już odjechali i zostałam tylko ja, mama, Kelsey z rodzicami zdecydowałam że wrócę do domu sama.
- Mamo, ja raczej sama wrócę do domu.
- To poczekaj chwile. Razem pójdziemy.
- Ale mamo..
- Anno - przerwała mi ciocia. - Przyda jej się chwila samotności. Przecież jest już duża, nie zgubi się.

- No dobrze - poddała się moja mama. Posłałam cioci przyjazny uśmiech po czym z każdym się pożegnałam i wyszłam. Szłam wzdłuż ulicy myśląc o tym co będzie dalej. Usłyszałam głośny odgłos silnika. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam niedaleko czarną furgonetkę. Przestraszyłam się. Zawsze w takich chwilach w mojej głowie powstają najgorsze scenariusze. Kiedy już minęłam auto odetchnęłam z ulgą. Jednak zbyt wcześnie. Poczułam mocny uścisk na brzuchu a po chwili zostałam wciągnięta do samochodu. Próbowałam się wyrywać i krzyczeć ale ktoś zakrył mi usta dłonią.

No to rozdział pierwszy za nami <3
Rozdziały postaram się dodawać 2 razy w tygodniu ale nic nie obiecuje :)

Porwana przez losOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz