Preludium - początek szaleństwa.

65 5 3
                                    

Wzięłam głęboki wdech. Nieprzyjemny zapach stęchlizny wtargnął do moich nozdrzy, wywołując grymas na twarzy. Usilnie próbując zignorować woń, starałam się jak najszybciej dostać do końca hali. Niestety, potłuczone szkło, którym była zdobiona podłoga, utrudniało mi ucieczkę, lecz pomniejsze skrawki gładkiego drewna, znajdujące się tuż pod moimi palcami, okazały się być moim wybawieniem.

Schyliłam głowę, nasłuchując niepewnie dźwięków wydobywanych przez mojego kata. Nie musiałam nawet wstrzymywać oddechu - hałas, który wydobywały z siebie jego ciężkie buty z metalowymi końcówkami, usłyszałabym, nawet gdybym była głucha. Ścisnęłam mocniej zapalniczkę - jedyne źródło światła, które wskazywało mi drogę oraz dawało wystarczająco dużo ciepła, żebym nie drgała z zimna przy każdym kroku. Wierząc na słowo słuchowi, ustaliłam, że znajduje się mniej więcej w połowie spalonego korytarza, a więc dosyć blisko mnie. Musiałam poruszać się cicho i szybko, niczym zwinny lis, żeby mnie nie dopadł. Wolałam nie myśleć, co się wtedy stanie, kiedy zbliży się do mnie odpowiednio blisko, żeby mógł się ze mną rozprawić.

Wirując wśród ciemności, zaczęłam się zastanawiać, co było jego zamiarami. Pewne było to, że nie zawędrował do mojego domu tylko dlatego, żeby urządzić masakryczną rzeź. Gdyby tak było, już dawno zniknąłby z tego miejsca, zostawiając tylko po sobie wspomnienia masakry, która tu się wydarzyła. On był inny, niż jego koledzy z fachu - był chorym perfekcjonistą, który za wszelką cenę chciał wypełnić swoją misję, sprowadzając to miejsce do stanu zgliszczy, wiecznego cmentarza, który już zawsze będzie pełnił piętno na Uroczystych Ziemiach. Żeby jego idealna wizja się sprawdziła, musiał odebrać życie wszystkim tym, którzy są, chociaż w małym stopniu, powiązani z tym miejscem. Widziałam zwęglone ciała pokojówek, porozrzucane po jadalni - pewnie przygotowywały obiad, kiedy to wszystko się zaczęło. Ujrzałam niewidzące już spojrzenie pani Wizzerphtoff, leżącej smętnie na sczerniałej podłodze salonu, sprzątaczki, która mimo swoich lat, chętnie pomagała moim rodzicom w wychowywaniu mnie i mojego rodzeństwa. Pamiętam, kiedy raz zdarzyło mi się ukradkiem zakraść do jej pokoju. Zdjęcia jej zmarłej dawno temu rodziny siedziały mi w myślach przez długi czas.

Pani Wizzerphtoff często wspominała o swoich krewnych. Mówiła mi, że przypominam jej córkę, kiedy jeszcze była młoda. Tak samo uparta i zgryźliwa, jak ja. Kiedyś przez przypadek wrzuciłam do jej herbaty tabletkę, podczas codziennej pogawędki, która obejmowała ją i całą moją rodzinę. Była przeznaczona dla mojego młodszego brata, lecz niechcący pomyliłam kubki, z których pili. Sprzątaczka po tym incydencie nie pojawiała się przez dobrych kilka dni. Po zapytaniu mojego taty, czemu jej nie ma, słyszałam tylko w kółko tą samą odpowiedź - źle się czuje.

Przypominając sobie te dawne chwile, zbliżałam się coraz bardziej do mojego celu. Potężne mahoniowe drzwi były już bardzo blisko, symbol mojego zbawienia był tuż tuż. Już czułam rześkie powietrze, buchające prosto z zewnątrz, oznajmiające mi, że wszystko już przeminęło. Chcąc uwolnić się stąd jak najszybciej, nie zwróciłam uwagi na grunt pode mną - to był wielki błąd. Przeklęłam w myślach siebie i moją nierozważność, gdy usłyszałam dźwięk kruszonego szkła, dobywający się spod podeszw moich butów. Hałas, który wydobywał z siebie rzeźnik, ucichł na chwilę, żeby chwilę później zmienić się w głośną kakofonię, która towarzyszyła jego panicznej próbie dopadnięcia mnie. Zmusiłam moje ciało do krwiożerczego biegu, nie zważając na jazgot, który robiłam. Miałam gdzieś to całe chowanie się po kątach - w tamtej chwili jedyną myślą, która tkwiła w mym umyśle, było uratowanie siebie.

Niestety, człowiek o bliżej nieznanym mi imieniu otrzymał potrzebne mu kilkanaście sekund, żeby doczłapać się do mnie. Nie poruszał się zbyt szybko, lecz na tyle zwinnie, żeby bez wysiłku ominąć wszelkie przeszkody, które sama przed chwilą pokonałam. Sapał - jego zduszony oddech słychać było wyraźnie we wszechobecnej ciszy, która towarzyszyła nam, w chwili, kiedy stanęliśmy w miejscu. Bojąc się ruszyć choćby o krok, oparłam się całym moim ciałem o drzwi, próbując przezwyciężyć strach przed utratą życia. Czemu akurat musiało to spotkać mnie? Czymże sobie zasłużyłam? - te pytania zadawałam sobie w myślach, podczas gdy mój przeciwnik coraz bardziej zbliżał się do mnie. Bałam się odwracać, chociaż chciałam zobaczyć twarz mojego przyszłego zabójcy - mogłabym wtedy poznać odpowiedź na moje pytania. Mój wzrok stał się mglisty, żeby po paru sekundach poczuć, jak coś mokrego spływa po moim policzku - były to łzy. Zaczęłam płakać, trzymając się kurczowo uchwytu. Przeklinałam Boga, że doprowadził do takiej sytuacji. Czemu akurat ja? I czemu moi najbliżsi musieli ucierpieć?

Poczułam, jak coś ciepłego zaciska się na moim ramieniu. Zaczęłam dygotać, mocno zaciskając szczęki i zamykając oczy. Wyczułam bardzo wyraźną woń spoconego ciała połączoną z tanimi perfumami, z chwili na chwilę coraz bardziej wyrazistą. Zaczęło mi się robić niedobrze.

''To koniec'' - pomyślałam, osuwając się powoli na podłogę. Poczułam ból, kiedy moje nagie kolana zetknęły się z ostrymi pozostałościami po misternie zdobionym żyrandolu. Zignorowałam je - za chwilę miało mnie czekać coś wiele gorszego.

Uchwyt zacieśniał się z każdą mijającą chwilą. Przez chwilę wydawało mi się, że napastnik nieudolnie próbuje zgnieść mi bark - myliłam się. W ułamku sekundy, jedno mocne szarpnięcie wystarczyło, żeby postawić mnie z powrotem na nogi. Otworzyłam z zaskoczenia oczy, zastanawiając się, co też próbuje zrobić.

Nie byłam w stanie nic ujrzeć w wszechobecnych ciemnościach - podczas próby ucieczki zapalniczka, którą zabrałam z pokoju dla personelu zginęła gdzieś w ciemnościach, kiedy mój wróg zrobił unik przed smugą ognia podążającą w jego kierunku, kiedy jeszcze nie wiedział, że ktoś ocalał z tej masakry. Był to wielki krok naprzód w stronę mojego upadku - niestety, szok, który wywołał obraz martwych ciał walających się po całym domostwie, zawładnął moim umysłem, spychając na bok zdrowy rozsądek.

Zawartość mojego żołądka była w połowie swojej drogi do wyjścia skąd przybyła, gdy zbrodniarz wypuścił mnie ze swojego mocnego uścisku, który jakoś trzymał mnie w pionie. Runęłabym z powrotem na ziemię, gdyby nie drewniane wrota, o które opierałam się całą moją masą. Skrzywiłam się z bólu, kiedy pocierałam obolałe miejsce. Korzystając z chwili, która wydawała mi się być wytchnieniem, próbowałam wykrzesać z siebie ostatki sił, żeby wydusić z siebie choć słowo w stronę mężczyzny. Z mojego gardła wydobył się jedynie stłumiony jęk, a ja poczułam się niezmiernie wyczerpana.

Nagle usłyszałam dźwięk rozrywanego materiału. Ten oprych pewnie coś próbował zrobić. Siłowałam się z nagłą potrzebą zamknięcia moich oczu - wiedziałam, że jeśli to zrobię, będzie źle. Poczułam zapach żywicy, ale zignorowałam go, myśląc, że to tylko moja wyobraźnia. Moje ciało przestało reagować na moje próby poruszenia się choćby o milimetr. Stałam tak, opierając się o drzwi, zdolna jedynie do niemego podziwiania ciemności. Zaczęłam się zastanawiać, co on zamierza, gdy przed moimi oczyma ukazała się smuga ognia. Oślepłam na chwilę, żeby sekundę później poczuć, jak temperatura wokół mnie gwałtownie rośnie. Zdałam sobie sprawę, że ten morderca próbuje spalić mnie żywcem!

Potrzebowałam dobrych kilku chwil, żeby zrozumieć, co się przed chwilą stało. Złoczyńca stał przede mną, w ręku trzymając prowizoryczną pochodnię zrobioną ze skrawka ubrania i ułamanej nogi drewnianego krzesła. Jej końcówka paliła się, oświetlając okolicę w promieniu kilku metrów. Moje marzenie o zobaczeniu twarzy kata nie ziściło się - na głowie miał coś w rodzaju ochronnej maski, która zakrywała większą część twarzy, odsłaniając tylko oczy. Ich też nie byłam godna dostrzec, ponieważ zabrudzone okulary dzielnie pełniły barierę ochronną.

Poczułam, jak chwyta moje ramię. Przyglądając się żyłom, niezwykle delikatnie przyłożył palec do zgięcia, jakby czegoś tam szukał. Ostatnią rzeczą, jaką byłam w stanie zapamiętać przed morzem ciemności, które zawładnęło moją wizją, był błysk strzykawki, i rozluźniona postawa diabła, kiedy zrozumiałam, że moje piekło dopiero będzie mieć miejsce.

Gdy burzą się muryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz