Sen

116 11 0
                                    

    Gdy otwieram oczy, stoję w białym korytarzu. Nic nie pamiętam. Nie wiem, jak się nazywam ani w jako sposób się tu znalazłam. Nie mam pojęcia, gdzie jestem.
     Zaczynam przechadzać się po nieznanym miejscu. Wypatruję ludzi albo jakiś znaków, które mogłyby mi pomóc. Jednak nic takiego nie spotykam.
     Otwieram więc pierwsze drzwi. W pokoju siedzi grupka mężczyzn i wesoło grają w pokera. W następnych zastaję dwie dziewczynki. Mają może po 6 lat i bawią się razem kucykami. W trzecim grupka starszych osób siedzi razem przy herbacie i rozmawia. Żaden z pokoi nie przekonuje mnie, abym zagrzała tam dłużej miejsca. Wychodzę więc na świeże powietrze.
     Widzę tam soczyście zieloną trawę, idącą miękką ścieżką w stronę sosnowego lasu. Nagle słyszę głos. Nie wiem skąd dobiega. Mówi "Jej stan jest ciężki. Możliwe, że nie przeżyje kolejnej operacji. Nie możemy działać w takich okolicznościach."
     Zaczynam biec z powrotem w stronę budynku. Przypominam sobie wypadek, który Wiktoria miała trzy lata temu. Ale tak właściwie kim ona jest...? Mój wewnętrzny instynkt podpowiada mi, że to ktoś ważny, ale nie potrafię jej nigdzie przypasować.
     Gdy wbiegam do środka, budynek wygląda zupełnie inaczej. Wszędzie krzątają się pielęgniarki, a przez drugie drzwi wchodzą lekarze wioząc na noszach dziewczynę. Ma długie, brązowe włosy. Więcej nie jestem w stanie powiedzieć, gdyż jej ciało pokrywa warstwa świeżej krwi. Nagle, nie wiem dlaczego, ogarnia mnie przerażenie i wielki smutek. Wybucham szlochem. Pielęgniarka podchodzi do mnie i próbuje pocieszać. Nie rozumiem, dlaczego tak przejmuję się losem dziewczyny, której nawet nie znam, a mimo wszystko ten ból rozsadza mnie od środka. Rozpacz promieniuje z każdego skrawka mojego ciała. Nie mogę się uspokoić. Duszę się, ale nawet nie czuję bólu.
     Idę za lekarzami prosto na salę operacyjną. Widzę, jak podłączają dziewczynę do całej skomplikowanej aparatury. Uwijają się z tym wszystkim jak mrówki. Następnie rozcinają jej brzuch. Nie mogę dłużej na to patrzeć, czym prędzej stąd wychodzę.
     Rozglądam się po korytarzu powoli idąc. Wchodzę do pierwszego pokoju, w którym zastaję wolne łóżko. Jestem wykończona. Kładę się na nim i momentalnie zasypiam...
     Nie wiem, ile czasu spałam, ale jest to nieco dziwne. Zasypiałam chyba w szpitalu, a budzę się w lesie. Rozglądam się w około. Jest wieczór...
     Wstaję i stawiam pierwsze, niepewne kroki. Wokół panuje mrok i tylko czasem słychać z oddali kruki. Te ptaki zawsze mnie przerażały. Nie jestem w stanie wyjaśnić dlaczego. Jakiś kilometr ode mnie dostrzegam jasne światło latarni. Zaczynam zmierzać w tamtym kierunku w nadziei, iż spotkam jakąś żywą duszę. Po przejściu kilkunastu metrów zaczynam czuć lęk. Nie wiem, czego się boję, ale ten las nie daje mi takiego poczucia bezpieczeństwa jak inne. Coś w nim sprawia, że jest wyjątkowy i chyba wolę nie wiedzieć co...
     Idę, a droga się nie kończy. Chyba jednak odległość jest dłuższa, niż mi się wydawało. Po kolejnych metrach przelatuje przede mną stado wron. Momentalnie odskakuję do tyłu i czekam, aż przelecą. W końcu dochodzę do latarni. Droga przy której stoi znajduje się w głębi lasu, ale z pewnością gdzieś prowadzi.
     Udaję się więc na wschód. Jest to polna droga, w żaden sposób nie utwardzona, więc kamienie wpadają mi do butów. Wszystko mnie boli i nie mam siły dalej iść, ale wiem, że muszę się stąd wydostać. Nagle znowu słyszę głos "Dasz radę. Wierzę w Ciebie. Tylko nie poddawaj się, a osiągniesz to, co pragniesz. Tak niewiele Ci brakuje." Motywuje mnie to jeszcze bardziej. Przyspieszam kroku i w oddali zauważam mały domek z czerwonej cegły, a przy nim asfaltową drogę. Sam budynek jest piękny. Porośnięty bluszczem wygląda niesamowicie. Otaczają go liczne drzewa, w tym też sosny. Gdy do niego dochodzę zauważam, że ma wybite szyby. Pewnie od dawna nikt w nim nie mieszka. Staję na przeciw, by lepiej mu się przyjrzeć, jednak nie zdążam, gdyż chwilę później czuję potężne uderzenie samochodu...

WalkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz