Rozdział 6

11.8K 727 113
                                    

To było dla niej dziwne uczucie, pierwszy raz wyjechała poza miasto.

Wszystko to o czym słyszała mogła zobaczyć na żywo.

Wysokie, pokryte śniegiem góry, i płaskie pełne kwiatów równiny. Lśniące jeziora i złoty piasek rozsypany wokół nich.

Lasy, wielkie i kolorowe -nie tylko liściaste ale i te pełne iglaków.
I ludzie...
Im dalej było od zamku tym więcej było ludzi a niżeli wampirów.

Oczywiście widziała duży przejaw ich kultury, ale została ona na równi wymieszana z ludzką.
To było chyba najpiękniejsze uczucie od kilku miesięcy -widzieć, że twoje dawne życie nie umarło a co więcej jest nadal pielęgnowane.

Uśmiechnęła się, Natan najwidoczniej zauważywszy jej podniesione kąciki powiedział:

-Podoba ci się tu bardziej niż w stolicy?

-Tak... im mniej zaostrzonych zębów, a więcej próchnicy tym pięknej.

Zaśmiał się, i dalej jechali w milczeniu od czasu do czasu uśmiechając się do drugiego.

Dwie godziny później, kiedy na niebie lśniła łuna zachodu, a pierwsze gwiazdy mrugały zalotnie, kareta zwolniła by po chwili zatrzymać się przed otwartymi drzwiami dworu.

Wysoki i dumny. Wyszukany, wielki dom z białego marmuru, z ozdobnymi attykami i kolumienkami. Otoczony był starannie dobranymi krzaczkami, drzewami i pięknymi krzewami czarnych róż.

-Natan... -Zaczęła Calvia, wysiadając z wozu. -Tak właściwie z jakiej okazji, jesteśmy gośćmi na tym przyjęciu?

Uśmiechnął się, jak to miał w zwyczaju kiedy tylko słyszał jej głos. -Owym wampirą po stu dwudziestu ośmiu latach oczekiwania w końcu urodziło się dziecko. W dodatku chłopiec, który będzie odgrywał ważną rolę polityczną w tym kraju. Przyjęcie jest organizowane więc przede wszystkim za szczęście po tak długim czasie, ale również po to by pokazać, że ta rodzina będzie mogła dziedziczyć władzę. To coś w stylu odrodzenia rodu.

-Stu dwudziestu ośmiu? -Oczy zwęziły się jej jak u kota.

-Rekord to: dwa tysiące czterysta dwa lata.

Calvię zatkało, i z niemocy nie mogła wykonać ani jednego kroku.

-Spokojnie. -Natan ścisnął jej dłoń. -Zazwyczaj oczekiwanie jest roczne lub dwuletnie. A teraz chodźmy, nie ma co się spóźnić na swój pierwszy bal.

***

Wnętrze było bogato zdobione. Tu dominowało czerwień i złoto. Wszytko było przesadzone... ale w dobrym guście. Pośrodku stał wielki stół, przy którym mogło zasiąść spokojnie nawet dwieście osób. Na prawo i lewo od niego były dwa mniejsze, jakieś pięćdziesięcioosobowe.

Natan poprowadził ją do największego, a każdy kłaniał się, kiedy obok nich przechodzili.

-Książę... -Powiedział gospodarz, z żoną przy boku. -To zaszczyt.

-Dla mnie również. -Powiedział Natan, delikatnie trącając Calvie, by zrozumiała, że wypada się ukłonić wraz z nim.

Usiedli. Stół był syto zastawiony każdym rodzajem jedzenia jakim dusza zapragnie. Natan nie puścił jej ręki, a ona cieszyła się, że tego nie zrobił. Czuła, że ma kogoś kto jej nie zostawi na pastwę wystrojonych wampirów.

-Jak podróż? -zapytała Calvię, niedaleko siedząca wampirzyca.

-Dziękuję, była... była wspaniała. -Calvia wydusiła słowa zdenerwowana.

-Wspaniała? A cóż Panią w niej takiego wspaniałego spotkało?

Chwilę pomyślała. Podobała się jej podróż, ale kiedy miała określić, co konkretnie ją urzekło... oniemiała.

Śmiertelna KrólowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz