Promises ✧' Kaisoo

78 7 2
                                    

Szum wiatru dociera do mnie z każdej możliwej strony. Jego zimne podmuchy otulają moje ciało. Ręce rozłożone na bok bujają się delikatnie pod ich wpływem. Czuję, że spadam. Czuję się tak, jakbym uczył się latać. Jakbym znajdował się w powietrzu, powoli oddalając swój umysł od wszystkiego, co mnie otacza. W tej jednej chwili cały czas zdaje się nagle zatrzymać, a świat przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Ciemność przysłania wszystko, co do tej pory raniło i zabijało każdego kolejnego dnia. Ciemność jest piękna. Ciemność nie zadaje bólu. Ciemność mnie uwalnia.

Szybko jednak przysłania ją szarość codziennych dni, a całe piękne uczucie znika. Tak po prostu. Magia pryska i wszystko znowu wraca do swojego dawnego porządku. Jest jasno, a jednak jakby ciemniej niż wtedy, gdy powieki opadały na dół, dając chwilę ukojenia. Znowu widzę wzburzone fale, które wdzierają się z szumem na ląd, po którym właśnie stąpam. Porównuję je do mojego życia, do nieszczęścia, które tak jak one pewnego razu wtargnęło i zalało cały mój świat. Podtopiło mnie we własnym ciele, we własnej rzeczywistości, która nagle stała mi się obca.

Kim jestem? Tak naprawdę, najtrafniejszą odpowiedzią byłaby ta już od dawna przereklamowana. Najprościej byłoby bowiem przecież powiedzieć po prostu, że jestem nikim. Nie chcę jednak ograniczać się do jednego, tak prostego słowa. A więc, kim ja tak naprawdę jestem? Stoję nad brzegiem, wpatrując się tępo w ciemne fale i nie znaczę nic. Zabieram kolejne hausty powietrza, którego być może ktoś nawet nie miał szansy poznać. Marnuję życiodajny tlen, marnuję każdą kolejną upływającą życia sekundę. Bezpowrotnie. Po co? Po co skoro tak naprawdę nic nie znaczę? Skoro nie wyróżniam się z tłumu otaczających ludzi.

Jestem mały.

Jestem wyblakły.

Podczas kiedy inni lśnią.

Do Kyungsoo.

Mój największy problem w porównaniu do mnie był duży. Ponad metr osiemdziesiąt kłopotów, których się nie spodziewałem. Kłopotów, które zakrył jednak przepiękny uśmiech i dobre słowa, potrafiące idealnie manipulować drugą istotą. Słowa, które bawiły się mną jak marionetką. O czym ja nie miałem pojęcia. A wszystko przez to, że byłem zaślepiony. Zaślepiony jego pięknem.

Kim Jongin.

Problem.

Problem był idealnym manipulantem i doskonale wiedział, co mówić oraz robić, aby zawrócić mi w głowie i skutecznie zagłuszyć jakiekolwiek podejrzenia, które mógłbym posiadać przez niektóre z jego zachowań. Był idealnym reżyserem. Zaplanował wszystko od samego początku do końca. Dopiął swój scenariusz na ostatni guzik, nie zapominając o tym, co każdy lubi. Szczęśliwe zakończenia, tak jak bycie nikim, są przereklamowane. Każdy z nas uwielbia, kiedy na sam koniec to nieszczęście przejmuje całą historię. On też preferował tego typu finały. I w jednym z nich umieścił mnie. Tak po prostu. Na początku idealnie prowadząc jednak wszystko według wcześniejszego planu. Był problemem, reżyserem i idealnym aktorem w między czasie. Swoją rolę odgrywał niczym zawodowiec. Był niemal idealny, gdyby nie jeden fakt. Pomimo tego, że wspaniale odgrywał własną historię, okazując się równocześnie falą, która mnie zalała, nie posiadał według mnie tego, co wydawało mi się najważniejsze.

Był problemem, reżyserem i aktorem.

W moich oczach nie był jednak człowiekiem.

Był potworem.

Nie interesowały go uczucia innych. Nie zależało mu na tym, co czujesz, a na tym jak bardzo będziesz cierpieć. Jego celem było zniszczenie i pogrążenie. Sycił się bólem innych, łzami spływającymi po policzkach oraz oczami, wypełnionymi ogromnym zawiedzeniem.

Miłość zawsze była najprostszą drogą do cierpienia. A on potrafił to idealnie wykorzystać.

Doskonale pamiętałem jak za każdym razem powtarzał, że jestem piękny. Powtarzał to na każdym kroku. Mawiał, że dla niego jestem niczym najpiękniejsza w ogrodzie róża. Że gdy ujrzał mnie wśród tłumu ludzi, wszystkie twarze zdawały się być przeciętne. Nic nie znaczyć. I tylko moje oczy były wyjątkowe. Tylko moje oczy miały jakiekolwiek znaczenie. A ja mu uwierzyłem. Naiwny wsłuchiwałem się uważnie we wszystkie jego słowa, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że to tylko kolejne kłamstwa, które wylewały się z jego ust z ogromną łatwością. Te słowa były w stanie zmanipulować każdego.

Jak to jest, że nagle w życiu pojawia się jedna osoba, która sprawia iż staje się ono niemal idealne, tylko po to, aby następnie zniszczyć wszystko, na co razem pracowaliście? Zburzyć zbudowany razem mur, który miał was chronić przed wszelkim złem za nim się kryjącym? Obietnice, które były jak każda kolejna cegiełka, wyciągana na koniec jedna po drugiej, tak jakby to nie miało żadnego znaczenia. W końcu pozostaje ta kluczowa, która zadecydować ma o runięciu wzniesionego muru. Ta, która obiecywała, że żadne z was nigdy nie będzie cierpieć. Że nigdy nie pozwolicie się sobie skrzywdzić. I wszystko upada. A uśmiech, który kiedyś był ukojeniem, lekarstwem na ból nagle staje się twoim koszarem. Staje się obcy.

I pozostajesz sam. W ruinach. Nie potrafiąc już tego odbudować. Nie samemu.

Wyblakły kochał problem. A problem kochał łzy wyblakłego.

Potrzebowałem tylko miłości i kogoś do kogo zawsze mógłbym wrócić. Teraz jednak nie miałem już nikogo.

Do Kyungsoo nie miał do kogo wracać.

Mówiłeś, że mnie kochasz.

Kłamałeś.

~*~

Widzę go. Stoi kilkanaście metrów ode mnie, na mokrym piasku. Wpatruję się w niego uważnie, milimetr po milimetrze ilustrując jego twarz. Nadal jest piękny. Pomimo tego ja jednak jestem w stanie dostrzec jego wnętrze. Wnętrze, które płonie, które jest zniszczone i cierpi. Cierpi, ponieważ jest samotne. A wyrzuty sumienia wypełniają jego głowę, ciskając łzami do dużych oczu.

Zwróconych w moją stronę oczu.

Widzę dokładnie jego strach i przerażenie, które nagle zalewa go, paraliżując jego ciało. Otwiera raz po raz usta, oddychając niespokojnie, a ja jestem w stanie wyczytać z nich swoje imię. Tak jakby próbował wykrzyczeć je całemu światu. Razem z bólem, który kiedyś zadawany przez niego, teraz zaatakował. Wrócił ze zdwojoną siłą, topiąc go niczym zalewające ląd fale. Łza. Śledzę uważnie to, jak powoli wypływa z jego oka, aby następnie bezgłośnie opaść na drobne ziarenka piasku.

Czy czuję satysfakcję?

Nie.

Nie jestem taki jak on. Nie cieszy mnie cudze nieszczęście. Cierpienie drugiego człowieka.

Stoję więc dalej i po prostu patrzę.

Jongin, widzisz mnie? Zamknij oczy. Pozwól pochłonąć się na chwilę kojącej ciemności, pozwól aby twoje myśli po prostu uleciały. Czujesz ulgę. Wiem to. Ja również zamykam więc oczy i delektuję się szumem fal, który nagle staje się odległy.

Jongin, czujesz jak spadasz? Czujesz, jakbyś unosił się w powietrzu? Otwórz oczy.

Jongin, nie widzisz mnie?

Kiedy ty otworzyłeś swoje oczy ujrzałeś puste miejsce na piasku, w którym jeszcze przed chwilą zdawało ci się, iż stoję ja. Gdy ja otworzyłem swoje oczy również cie nie ujrzałem. Czułem za to jak w dalszym ciągu upadam. Jak szybuję w powietrzu, podczas kiedy moja głowa jest pusta, a wszystkie problemy nie istnieją, jakby utknęły gdzieś w otchłani rozciągającej się przede mną czerni.

Mówiłem, że pozostanę żywy.

Kłamałem.


~*~

wracam po kilku miesięcznej przerwie z one-shotem, który z początku miał być opowiadaniem, jednak nie wyszło, dlatego postanowiłam napisać to w takiej właśnie formie. mam nadzieje, że pomimo mojej długiej przerwy od pisania wyszło to w miarę znośnie i że wam się spodoba. annjong!


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 22, 2015 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Promises ✧' KaisooWhere stories live. Discover now