Niszcząc całokształt

8 1 0
                                    

Idę. W nocy park jest piękny. Na niebie jasno świecą wszystkie gwiazdy. Jednak jest tu dość ponuro. Nie ma nikogo. Ogromne drzewa rzucają równie potężne cienie. Śnieg leży wszędzie. Otacza mnie. Gdziekolwiek spojrzę.


Strzepuję biały puch z pobliskiej ławki. Siadam na niej. Rozglądam się dookoła. Nie widzę nikogo. Tylko rośliny i rzeczy, które są tu zawsze. Jedyna nowość to ja. Ja i śnieg. Właściwie to ja, śnieg i ktoś idący w moją stronę. Ktoś. Jakiś mężczyzna. Właściwie chłopak. Szatyn.


- Cześć – wita się ze mną. – Jestem Jacob Thompson, ale możesz mówić Jake.


Nigdy nie mówię zdrobnieniami do nieznajomych. Zaczynam to robić, gdy zbliżam się do ludzi. Nie zamierzam robić wyjątku.


- Angelica – mówię podejrzliwie. – Angelica Smith.


- Chciałem tylko spytać jak mogę dojść na ulicę Oak Street.


- Z tej strony jest wyjście z parku – mówię, wskazując jedną z dróg. – Później tylko skręcisz w prawo i za kilka kroków zobaczysz Oak Street.


- Dzięki. Może pójdziesz ze mną?


- Nie mogę. Muszę podjąć jutro ważną decyzję. Chcę wybrać dobrze. Coś co będzie dobre dla mnie i dla innych. Żegnaj.


- Do zobaczenia.


Rozchodzimy się. Każdy w inną stronę. Właściwie mieszkam na Oak Street, ale nie chcę iść razem z Jacobem. Wybieram dłuższą drogę. Uśmiecham się na wspomnienie słów "Do zobaczenia".  Nie wiem czy mój nowy znajomy miał rację. Możliwe, że nie zobaczymy się już nigdy więcej. Po pewnym czasie docieram do mojego mieszkania. Biorę prysznic. Ciepła woda działa odprężająco. Codzienne ataki paniki i samotność męczą, ale ona koi nerwy. Naciągam na siebie piżamę. Myję zęby. Wychodzę na balkon. Siadam na plastikowym krzesełku. Spoglądam w gwiazdy. Są takie piękne. Spokojne. Niemalże niezmienne. Pomagają się skupić i uspokoić. Skłaniają do przemyśleń. Chyba podjęłam decyzję. Kładę się do łóżka. Pomyślę o tym jutro. Zasypiam.


Budzę się dość późno. Jest kilka minut po dziewiątej. Decyduję się wstać z łóżka. Idę pod prysznic. Długo stoję pod strumieniem ciepłej wody. W końcu ubieram się w pierwszą koszulkę, którą znalazłam i przypadkowe jeansy. Zjadam niewielkie śniadanie, myję zęby. Wychodzę na balkon i siadam na moim krzesełku. Spoglądam w stronę jedynej gwiazdy, którą jestem teraz w stanie zobaczyć. Nie wygląda tak pięknie jak pozostałe, ale jest bardziej potrzebna. Nie można mieć wszystkiego. Patrzę na niebo. Pogoda jest cudowna. Sam błękit. On i jedna, mała, samotna chmurka. Niepotrzebna. Niszcząca całokształt. Niechciana. Podejmuję decyzję.


Wychodzę z mieszkania. Dokładnie zamykam drzwi. Idę na przystanek. Wsiadam do autobusu. Wysiadam z niego przy moście. Kieruję się w jego stronę. Samochody, autobusy, wszystko przejeżdża przez niego ze sporą prędkością. Tylko ja idę powoli. Bez pośpiechu. Na środku mostu staję przy barierce. Zaczynam na nią wchodzić. Słyszę pisk opon za sobą. Najwyraźniej ktoś nie patrzył na drogę. Nie przejmuję się tym. Podnoszę nogę, ale ktoś łapie mnie w pasie. Razem z tym kimś spadam do tyłu. Mój wybawiciel amortyzuje upadek. Zapewne on bardziej ucierpiał. Ale po co? Dlaczego? Dla małej, samotnej istoty. Niepotrzebnej. Niszczącej całokształt. Niechcianej.

Niszcząc CałokształtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz