Rozdział 1

7.7K 264 24
                                    

Obudził mnie ten irytujący dźwięk budzika. Starałam się wyczuć go ręką, nie otwierając oczu, ale zamiast tego zwaliłam mój telefon z szafki na podłogę. Jęknęłam zirytowana, podnosząc się do pozycji siedzącej  i wyłączyłam to cholerstwo. Z westchnieniem wstałam i skierowałam się do łazienki by wziąć szybki prysznic i umyć zęby. Gdy wykonałam całą poranną toaletkę, w co wliczało się także wykonanie makijażu i ubranie się, dzisiaj wypadło na czarną koszulkę i czarne obcisłe jeansy. Zeszłam na dół z zamiarem zjedzenia śniadania, gdy zobaczyłam na blacie karteczkę. 

"Kochanie wiem, że obiecaliśmy, że Cię dzisiaj zawieziemy do nowej szkoły, ale nie mogliśmy, przepraszamy. Zadzwoń po taksówkę, na osobnej karteczce masz adres szkoły. Będziemy wieczorem.
Kochamy mama i tata x"

Przywykłam do tego, że prawie nigdy nie było ich w domu, oboje byli lekarzami i pracowali za miastem w prywatnej klinice, ale mieli także dyżury w szpitalach. Z tego powodu nigdy nie brakowało mi pieniędzy na moje zachcianki, co było fajne, chociaż czasami zamiast tego wolałam spędzić popołudnie w towarzystwie rodziców. Moje wyjścia z mamą i tatą w ciągu roku, mogłam policzyć na palcach dwóch rąk. 

Zadzwoniłam jeszcze szybko po taksówkę i wsadziłam karteczkę z adresem szkoły do kieszeni. Założyłam buty, wzięłam torebkę z salonu i wyszłam przed dom, aby poczekać na pojazd. Zjadłam w tym czasie jabłko, które musiało posłużyć mi za śniadanie. 

Westchnęłam, gdy stanęłam przed budynkiem. Szkoła w małej miejscowości, co znaczyło, że wszyscy się znali. Dlatego nie byłam zdziwiona, gdy niektórzy na mnie się gapili, bo nie można było tego nazwać patrzeniem się. Przewróciłam oczami i zrobiłam tak zwaną minę "suki", żeby nikt do mnie nie podchodził. Nie to, że byłam jakaś antyspołeczna, ale po prostu nie miałam dzisiaj ochoty na rozmowy. 

Zaczęłam szukać sekretariatu, co nie było łatwym zadaniem, zważając na to, że szkoła była dosyć duża, mimo tego że była w takiej małej miejscowości. W końcu po ciągłym wchodzeniu i schodzeniu po schodach odnalazłam sekretariat i po delikatnym zapukaniu tam weszłam. 

-Dzień dobry, Raven Wymore, jestem nowa- zaczęłam, czym zwróciłam uwagę blondynki. 

Na jej twarzy była widoczna niechęć, cóż jestem teraz pewna, że nasze miny były podobne. Poza tym czy ona miała odpowiedni strój do pracy w takim miejscu? Jestem pewna, że ten dekolt, był odrobinę za duży. Podsumowując- szmata. Kochałam oceniać ludzi po pozorach. 

-Dzień dobry, już ci podaję rozpiskę zajęć i inne dokumenty- uśmiechnęła się sztucznie i sięgnęła po kartki, po czym mi je podała.

Powiedziałam krótkie dziękuję i do widzenia i opuściłam gabinet. Poszłam najpierw w stronę szafek i po znalezieniu szafki numer 211 wpisałam do niej kod, który widniał na jednej z kartek. Otworzyłam ją i wsadziłam do niej strój na wf, jeśli kiedykolwiek zachce mi się ćwiczyć to muszę być przygotowana, póki co bardzo dobrze szło mi podrabianie zwolnień lekarskich, zwłaszcza że moi rodzice to lekarze, więc zdarzało mi się wykraść jakieś kartki, pieczątki. Sportowym świrem, to ja nie jestem i nigdy nie będę, no bo co jest fajnego w poceniu się? No właśnie. 

Spojrzałam na swój plan zajęć, teraz miałam angielski, a po tej lekcji będzie matematyka, przeklęłam na samą myśl. Nie chciało mi się iść na angielski, bo i tak zostało kilka minut do dzwonka, zamiast tego zaczęłam szukać sali matematycznej, co było cholernie trudne, bo jak wcześniej wspomniałam ta szkoła, była ogromna. 

-Nowa?- usłyszałam jakiś głos za mną. 

Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego, troszkę chudego blondyna. Ubrany był w czarne jeansy oraz tego samego koloru bluzę, jedynie białe buty, wyróżniały się kolorem. Po jego wyglądzie mogłam jedynie stwierdzić, że jest miły.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 10, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Popularny |J.B| *W TRAKCIE POPRAWY*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz