Jęknąłem. Ocucił mnie ból w skrępowanych ramionach. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Rozpoznałem w nim lochy, znajdujące się w podziemiach pobliskiego zamku.
"Sokole oko?" usłyszałem znajomy głos. Wiedziałem, że mogę mu ufać. Ten system przezwisk wymyśliliśmy już w dzieciństwie. "To ty, Łapa?" zapytałem. Zaśmiał się.
"Ładnie nas urządzili, co?" westchnął. "Nienawidzę Qllenów..." mrunkąłem, próbując wstać. "Ymhym. Nic nie zrobisz. Przykuli nas do ściany." powiedziqł przyjaciel, kiedy zorientował się, co chcę zrobić.
"O co im chodzi?" zapytałem, rezygnując z wysiłku. "A o co może? O nas. Wiesz, że Qllenowie panicznie boją się smoków. A najłatwiejszy sposób na zabicie smoka..." zawiesił głos. "...to zabicie jeźdźca." dokończyłem z westchnieniem.
"A jak wiesz, Qllenowie są rasą, która lubuje się w..." kontynouwał. "...w krwawych i bolesnych rytuałach-egzekucjach." pokręciłem głową z rezygnacją. "No dokładnie. Po co się pytałeś?" zaśmiał się.
"Co zrobili z Marin?" zapytałem po chwili ciszy. "Nie mam pojęcia. Wiem, że złapali ją już pierwszego dnia." Przestraszyłem się. Mogli z nią zrobić wszystko.
"A co ty tutaj robisz?" dodałem. "Siedzę..." westchnąłem. "Ale jak tu trafiłeś?" sprecyzowałem. "Przywlekli mnie." Ten człowiek wiedział, jak doprowadzić mnie do szału. "Jak cię złapali?" Zapytałem, cedząc każde słowo.
"Oj, no wiesz, jak ja lubię cię wkurzać..." zaśmiał się. Zawsze wiedział, kiedy skończyć mnie wnerwiać, żebym go nie skrzywdził.
"Nie pamiętasz? Zaprosiłeś mnie na obiad. Przyleciałem no i już nie odleciałem." Westchnął. W tym momencie otworzyły się drzwi do celi, znajdujące się naprzeciwko mnie.
Gęsiego weszły cztery rosłe postacie Qllenów. Dwie z nich złapały mnie i wywlokły z celi. Nie miałem siły stawiać oporu.
Zaprowadzili mnie na główny plac miejski. Qlleni skierowali się do podwyższenia, na którym kiedyś stał pręgierz i szubienica. teraz były tam tylko trzy słupy z łańcuchami na szczycie.
Przed podwyższeniem zebrali się mieszkańcy miasta i okolicznych wsi. Przy bramie do cytadeli stało kilku Qllenowskich strażników. Obywatele zostali zmuszeni do przyjścia na rytuał zabicia jeźdźca. Oprawcy uwielbiali publiczne egzekucje.
Dopiero teraz zauważyłem, że Łapa jest wleczony za mną, Uśmiechnąłem się do niego, za co jeden ze strażników sprzedał mi fangę w nos.
Rozejrzałem się, szukając Cierniokła. Wysłałem w przestrzeń mentalne wołanie. Odpowiedział mi cichy pomruk z prawej strony. Mój smok leżał w klatce, pilnowamy przez kilku rosłych Qllenów.
Obok, w podobnych klatkach, leżały Rubin i Wichura. Obecność Rubina mnie nie zdziwiła. Co innego Wichura.
Odwróciłem się w kierunku słupów. Do jednego z nich przykuta była kobieca postać. Po chwili rozpoznałem w niej moją żonę. Serce zabiło mi mocniej ze strachu.
Qllenowie przykuli mnie łańcuchem do środkowego słupa. Stałem teraz z rękoma w górze, całkiem odsłonięty na to, co chcieli mi zrobić.
Ich szaman podszedł do mnie, mamrocząc jakieś zaklęcia czy coś w tym rodzaju. Wyciągnął nóż i przycisnął go do mojego gardła.
Delikatnie przeciągnął ostrzem po skórze. Poczułem, jak ciepła krew wsiąka moją koszulę. Cięcie nie było na tyle głębokie, żeby uszkodzić tętnicę, Chcieli to ciągnąć długo.
CZYTASZ
Cień
ФэнтезиSmoki, ich jeźdźcy, nawalanki na fireballe i wszystko to, co w fantazy najlepsze :-)